Te małe wahadłówki znane są spiningistom od wielu lat. Na długo słuch o nich zaginął, ale od pewnego czasu znowu pojawiły się w sklepach. Wymyślił je i produkował Mirosław Wąsik. Teraz ich wyrobem zajął się Sławomir Skałuba. O wędkarstwie Mirosława Wąsika do dziś krążą legendy. Wywodził się ze środowiska lubelskich spiningistów. Jako jedyny spośród nich łowił na spining wszystkie ryby niezależnie od ich gatunku. Przynętą była zawsze jedna z jego wahadłówek. Są one małe, najdłuższa ma 5 cm. Są też bardzo lekkie, bo wykonywał je z blachy o grubości 0,5 i 0,6 mm. Dlatego w rzece mógł nimi łowić w sposób szczególny.
Siadał na szczycie główki i zarzucał blaszkę prostopadle do nurtu. Lekka wahadłówka daleko polecieć nie mogła, pozwalał więc, żeby to prąd ją unosił i wybierał żyłkę z kołowrotka. Później Wąsik zamykał kabłąk i prąd prostował żyłkę. Od tego momentu kręcił korbką w odwrotną stronę, wydawał z niego żyłkę. Używał żyłek 0,20, więc mała i lekka wahadłówka nie miała szans dojść do dna, nawet jeżeli bujała się w prądzie na stu metrach żyłki. Tym sposobem wahadłówka imitowała narybek znoszony nurtem rzeki. Na taką łatwiznę czyhają nie tylko drapieżniki, lecz także ryby spokojnego żeru.
Dzisiaj p. Skałuba wzbogacił ofertę dodając do niej cięższe wahadłówki. Zostawił im te same kształty, ale niektóre modele wykonuje z blachy jednomilimetrowej. Była to odpowiedź na zamówienie pstrągarzy z Roztocza. Takie wahadłówki chętnie biorą również wędkarze znad Dunajca i Sanu.
Najmniejsze i najlżejsze wahadłówki, trzycentymetrowe, stosowane są również do bocznego troku, zwłaszcza te, które mają kształt serca. Gdy są prowadzone powoli, to się kolebią, przy szybszym ściąganiu – wirują. Ceny wahadłówek do 7 zł.
Tel. do Sławomira Skałuby: 0 501 385 643.