sobota, 27 kwietnia, 2024

AMURY NA WIERZBIE

Podczas wędkowania ciągle rozglądam się wokół. Obserwuję powierzchnię wody, patrzę na spławiające się ryby, interesują mnie nawodne i podwodne rośliny, sprawdzam, jak pogoda wpływa na zachowanie ryb.

Pewnego razu moją uwagę przykuły opadające na wodę liście wierzby. Normalnie opadłe liście pływają na powierzchni, tymczasem te gdzieś znikały. Z początku nie mogłem dostrzec, co się z nimi dzieje, bo słońce ostro świeciło mi w oczy. Przeniosłem się więc pod pień wierzby, ostrożnie wystawiłem głowę nad brzeg i wtedy zobaczyłem coś, co mnie zdumiało. Pod powierzchnią pływało około czterdziestu amurów! To one zjadały opadłe liście i robiły to tak delikatnie, że na powierzchni pozostawiały tylko niewielkie oczka.

Zerwałem kilka liści i założyłem je na zestaw zmieniony tak, żebym ze swego stanowiska mógł go rzucić pod wierzbę. Głównym jego elementem była kula wodna, a za nią dwumetrowy przypon o średnicy 0,14 mm i haczyk nr 12. Liść wierzby przekułem haczykiem przez ogonek.
Branie nastąpiło zaraz po rzucie. Tego się nie spodziewałem i zaciąłem zbyt późno. Na haczyku pozostał posiekany liść. Założyłem świeży i znów zarzuciłem. Teraz zaciąłem w tempo. Amur wyskoczył z wody i wybrał około trzydziestu metrów żyłki, ale po dziesięciu minutach był już na brzegu.

Kolejny rzut i kolejny amur. Ciągłe chlapanie kulą wodną o powierzchnię wody wcale ich nie płoszyło. Nadal przebywały w pobliżu wierzby i żerowały. Liście, które rzucałem amurom na zestawie, były atakowane tak agresywnie, że na powierzchni tworzył się duży wir. Te, które spadały z drzewa, amury zbierały niemal niepostrzeżenie. Wyglądało to jakby oczkowały ukleje. Gdy przegapiłem branie, na haku pozostawał posiekany liść. Amury same się nie zacinały, choć musiały liść połykać głęboko, bo mogły go miażdżyć tylko zębami gardłowymi.
W trzy godziny wiele brań zepsułem, ale mimo to złowiłem sześć amurów.

W kolejne dni amury nadal żerowały pod wierzbą, a ja postanowiłem spróbować innych przynęt. Na haczyk zakładałem kawałki liścia kapusty i sałaty. Gdy tylko zestaw opadł na wodę, były brania. Kiedy jednak przynęta dłużej leżała na wodzie, amury ją ignorowały. Brania polegały tylko na skubnięciu liścia. Na sałatę nie złowiłem żadnego amura.

Próbowałem również łowić je na liście drzew innych gatunków: klonu, akacji i topoli, bo te drzewa rosły nad brzegiem zbiornika, ale brań nie było. Amury tylko się zbliżały zwabione pluskiem opadającego zestawu i po chwili odpływały. Gdy tylko na haczyk znów założyłem liść wierzby, branie było natychmiast.

Tak to trwało przez cztery dni. Później pogoda się załamała i amury już się pod wierzbą nie pojawiły.Przygoda z amurami utwierdziła mnie w przekonaniu, że zawsze opłaca się obserwować przyrodę, bo dzięki temu wiele możemy się nauczyć i wiele skorzystać.

Szymon Ciach

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments