Nad brzegami Warty w okolicach wsi Trzebca spotkałem się na krótkie wędkowanie z pp. Grzegorzem Śłiwińskim, Arturem Flakiem i Michałem Widurskim. Jest wczesnowiosenna ciepła niedziela…
Urodę Warty trudno przecenić. Poniżej Częstochowy rzeka to niewielka, a jej różnorodny charakter sprawia, że z wędkarskiego punktu widzenia ma miejsca bardziej i mniej atrakcyjne. Płynie naturalnym korytem w piaszczystej pradolinie. Ma wiele starorzeczy odciętych od nurtu i na stałe z nim połączonych. Raz rozlewa się szeroko, świecąc pod powierzchnią łachami złotego piasku, by w innym miejscu uderzyć w wysoką piaszczystą skarpę, pod którą żłobi głęboką rynnę wyłożoną otoczakami. Jeszcze gdzie indziej przetacza wodę przez kamienne rafy, ciągnące się w poprzek nurtu od jednego do drugiego brzegu.
Wędkarzy tu sporo, bo do innych łowisk daleko. Ale że Warta jest bardzo różnorodna, a do wielu miejsc dojazdy są trudne, to koniec języka za przewodnika.
- Jednak poczta pantoflowa ma ograniczony zasięg – zauważa Grzegorz Śliwiński z Częstochowy. – Żadne ogólnopolskie wędkarskie pisma nie są w stanie opisywać łowisk w taki sposób, który by nas wszystkich w pełni zadowalał. Skorzystałem więc z internetu. Znalazłem stronę założoną przez jakiegoś częstochowskiego wędkarza. Zaglądałem do niej kilka razy, ale żadnych nowych informacji nie znajdowałem. Zdecydowałem się więc sam napisać. O tym, jakie znam łowiska, i że szukam informacji o tych, gdzie jeszcze nie byłem.
I się zaczęło. Dzisiaj na tej stronie jest zarejestrowanych 60 wędkarzy, o wiele więcej takich, którzy z niej korzystają. Dyskutujemy, przedstawiamy łowiska, zawsze z dokładnymi mapami, chwalimy się swoimi patentami. Nie pozostajemy sobie nieznani. Na zakończenie ubiegłorocznego sezonu spotkaliśmy się, w dużej grupie, osobiście, razem bywamy na rybach. Internet stał się nam pomocny. Integruje lokalne środowisko, a wędkarzom spoza naszego terenu pomaga trafić do miejsc, do których bez przewodnika nigdy by nie dotarli.
Nad brzegami Warty w okolicach wsi Trzebca spotkałem się na krótkie wędkowanie z pp. Grzegorzem Śłiwińskim, Arturem Flakiem i Michałem Widurskim. Jest wczesnowiosenna ciepła niedziela, mimo to wędkarzy nie ma. Nad Wartą bardzo dużo ludzi spotyka się w czasie wakacji, kiedy to niemal każdy wolny skrawek brzegu zajmują biwakowicze. Trudno wtedy wędkować, bo przy namiotach wędki zarzucone są na stałe. Dzisiaj wędkarzy nie ma, bo większość z nich uważa, że to nie pora na łowienie ryb. Mylą się. Choć Warta do najrybniejszych rzek nie należy, połowić można tu zawsze. Spotkany wędkarz mówi, że dla niego jest to doskonała pora na łowienie jelców. Dzisiaj złowił kilka, ale przed tygodniem, kiedy pogoda była paskudna, miał ich kilkadziesiąt.
My wędrujemy brzegiem, szukając dobrych miejsc do puszczenia zestawu w spływie. Tą techniką łowi się bez nęcenia. Ot, wystarcza po prostu puścić spławiczek na pograniczu nurtu i bacznie go obserwować. Połowy potrafią być nadspodziewanie dobre. Kiedy woda jest ciepła, można zaciąć brzanę, teraz pewniejsze są szykujące się do tarła klenie i płocie. Bywają też niespodzianki. W ujściu małego, ale bardzo głębokiego starorzecza, w którym każdej zimy gromadzą się ogromne ilości narybku, p. Śliwiński zapuścił wędkę z białym robakiem i wyciągnął… ładną troć! Takie ryby też się tu trafiają, bo w dopływach rzeki i w jej górnym biegu jest sporo hodowli pstrągów.
W Warcie ryby nie są rozłożone równo. To charakterystyczne dla rzeki płynącej dziko. Ryby trzymają się ostrych zakoli i powalonych do wody drzew, a do odcinków prostych i płytkich nie zaglądają nawet w nocy. Kiedy chodzona przepływanka nie skutkuje, można się w takich miejscach zatrzymać i zanęcić. Ale stacjonarnego łowienia też wtedy nie ma. Wielu miejscowych stosuje taką trochę leniwą metodę, polegającą na zarzucaniu zestawu z ciężkim ołowiem, jednak przepływanka jest przyjemniejsza. Przy zarzucaniu celuje się tak, żeby zestaw przepływał przez zanętę wypłukiwaną z kul. Dynamiczne to wędkowanie i ciekawe, bo nigdy nie wiadomo, jaka ryba uderzy.
Wiesław Dębicki