Żeby lipienie brały, mucha musi spływać naturalnie. Osiągniemy ten cel kładąc ją w prądzie szybszym niż ten, z którym spływa linka.
Pierwsze tygodnie lipieniowego sezonu to najlepszy czas dla tych, co łowią na suchą muchę. Lipienie są wtedy ufne, bo od pół roku nie miały do czynienia z wędkarzami. Wygłodzone po tarle świetnie żerują, a nad wodą pełno jest owadów. Nawet początkujący muszkarz bez trudu złowi kilka sztuk, a na doświadczonych czekają pięknie wybarwione „czterdziestaki”.
O powodzeniu decyduje przede wszystkim stan rzeki. Woda musi być czysta. Najlepiej, gdy jej stan jest niski albo średni, od biedy – lekko podwyższony. Można też łowić pod koniec przyboru, kiedy woda opada i czyści się po zmętnieniu. W wysokiej i mętnej nie połowimy. Oczywiście muszą też być owady. Co prawda zdarza się, że lipienie dobrze żerują nawet wtedy, gdy spływa ich mało, ale wolę wybrać się nad wodę w czas rójki. W pogodne czerwcowe popołudnia zazwyczaj roją się chruściki, a w dni deszczowe i pochmurne – jętki. Przeważnie są to duże owady. Łatwo zrobić taką muchę i dobrze się na nią łowi. Świetnie ją widać, a duży haczyk gwarantuje, że zacięcie i hol będą pewne. Większość czerwcowych lipieni łowię na muchy zrobione na haczykach nr 12 – 14, ale czasem płyną owady wyjątkowo duże i wtedy zakładam nawet „dziesiątki”.
Żeby złowić grubego lipienia, nie wystarczy mieć dużą muchę. Trzeba ją jeszcze położyć w odpowiednim miejscu. Na początku sezonu łowię nie tylko na końcówkach płani, ale i na wlewach, w miejscach, gdzie na płani rozmywa się nurt, a nawet w prądach. Prowadzę muchę nie tylko po płyciznach (do metra), ale także na głębszych miejscach, gdzie nie dojdzie wędkarz łowiący na krótką nimfę. Duże lipienie, stojące w takich rynnach przy dnie, zazwyczaj nie zbliżają się do suchej muchy, bo są zbyt głęboko i chyba nawet nie widzą, co spływa po powierzchni. Jednym z nielicznych wyjątków od tej zasady bywa czerwcowe szaleństwo, kiedy masowo przeobrażają się duże owady. Wtedy nawet największe lipienie podnoszą się nad dno, wyłapują unoszące się ku powierzchni larwy, a przy okazji zbierają też owady płynące wierzchem. Bywa, że grube lipienie przenoszą się na nieco płytszą wodę lub w słabszy nurt, gdzie wygodniej zbiera im się spływające owady, mimo to stoją zawsze głębiej niż zwykłe „trzydziestaki”. Gdy stado lipieni żeruje na pograniczu wody płytkiej i głębokiej, to największe sztuki są zawsze od strony głębi i nurtu.
Chociaż najwięcej owadów roi się późnym wieczorem, lipienia łatwiej złowić, gdy rójka się dopiero zaczyna. Wtedy już bardzo dobrze żerują, a jeszcze nie są najedzone i zbierają pokarm łapczywie. Poza tym na początku rójki owady płyną jeszcze rzadko i szansa na branie jest większa. W szczycie rójki lipień widzi jednocześnie kilkadziesiąt owadów i trzeba by mieć duże szczęście, żeby trafił akurat na naszą sztuczną muchę.
Połów lipieni na suchą muchę jest pozornie łatwy, ale bywa, że ryby biorą, a mimo wszystkich naszych sztuczek i arsenału much nie jesteśmy w stanie ich złowić. Miałem taką przygodę na Sanie. Łowiłem z kolegami. Woda aż się gotowała od lipieni, a nie bardzo potrafiliśmy sobie z nimi poradzić. Na nic nie chciały brać. Z drugiej strony rzeki wszedł na płań miejscowy wędkarz. W pół godziny wyciągnął komplet ładnych lipieni i zadowolony zszedł z wody. Nie wytrzymałem i zapytałem jak on to zrobił, na jaką muchę łowił. Zadarł brodę do góry i powiedział z wyższością: „Ha, panie! Trza umieć łowić!”. Koledzy długo się potem śmiali z mojej miny.
Antoni Tondera
Myślenice