Z dużych lipieni słynęła Łupawa, sporo kardynałów łowiono w Słupi i Wieprzy. Ale największe były w Łebie. Do tabeli rekordów nikt ich nie zgłaszał, bo często były to po prostu ofiary kłusownictwa.
Łeba w swoim górnym biegu budzi zachwyt każdego miłośnika przyrody. Na odcinku kilkunastu kilometrów od Tłuczewa do Paraszyna, a nawet dalej, do Strzebielina, natura stworzyła nadzwyczajną scenerię. Rzeka żwawym nurtem, wieloma meandrami i ostrymi eskami przebija się przez jary i podnóża lesistych wzniesień. Miejscami jej spadek dochodzi do 4 proc., a liczne przewężenia, podmyte korzenie i pnie drzew przegradzające koryto stwarzają pstrągom i lipieniom doskonałe kryjówki i żerowiska. Dno jest pokryte kamieniami.
Co pewien czas nurt się na nich burzy i pieni, by kilka metrów dalej uspokoić się na płaniach, a następnie ponownie przyspieszyć na żwirowych rynnach. Kilkadziesiąt lat temu zaraz po wojnie, docierały tu na tarło trocie i łososie. Przy wysokim stanie wody nieliczne wówczas jazy i zastawy były podnoszone. Dzisiaj rzeka, co kilka kilometrów poprzegradzana różnymi budowlami, powyżej Lęborka jest już dla tych ryb niedostępna.
Gatunki wędrowne pojawiały się w górnych partiach rzeki okresowo, natomiast pstrągi i lipienie tarły się tu co roku. W pełnej pokarmu i dobrze natlenionej wodzie lipienie osiągały imponujące rozmiary. Według relacji sędziwego autochtona, powojennego mieszkańca wsi Osiek nad Łebą, największe lipienie, łowione wtedy na spining lub spławik, także kłusowane, dochodziły do 65 cm, a ich waga przekraczała 2 kg! Mój rozmówca, jako młody wówczas wędkarz, złowił na spining lipienia o długości 64 centymetrów. Sprzedał go w gospodzie.
Dorodne ryby dawały liczne, silne potomstwo. Łeba pełna była lipieni, ale w czystej, lecz niezbyt szerokiej i głębokiej oraz słabo chronionej rzece nie mogły przetrwać zbyt długo. Największe sztuki wyłowili kłusownicy. Strunową pętlę mocowali na długiej tyczce lub wędce, a prąd wody unosił ją w stronę upatrzonej, zaaferowanej godami ryby. Lipienie gubiła ich stosunkowo nieduża płochliwość i wielkie wachlarze płetw grzbietowych. Gdy umiejętnie naprowadzona struna dotknęła płetwy i się na niej zatrzymała, spłoszona ryba rzucała się do ucieczki. Wtedy pęt-la się zaciskała. Lipienie, które przetrwały rzeź na tarliskach górnej Łeby, rozchodziły się po całej rzece, docierały do Bożego Pola, Godętowa i Lęborka.
Nieco dłużej przetrwało równie liczne ich stado poniżej Lęborka. Tutaj także, w rzece już znacznie szerszej i głębszej, łowiono, głównie na błystki wirowe i wahadłowe, lipienie o długości 55 – 60 cm. Ich stałym pokarmem były pijawki, kijanki, żaby, raki i rybia drobnica. To dlatego na Pomorzu tak skuteczną i przez to popularną przynętą stały się różne rodzaje błystek. Lipienie żyły w okolicach Krępy Kaszubskiej, Żelazkowa i Chocielewka, gdzie znajdowały liczne odcinki dna pokryte żwirem, będące również tarliskami dla troci. Jesienią napychały sobie żołądki ich ikrą, co zapewniało im doskonałą kondycję i duże przyrosty.
W połowie lat siedemdziesiątych, gdy nad górną Łebą stawiałem pierwsze muszkarskie kroki, lipieni wciąż była obfitość, chociaż gigantów już się nie spotykało. Na muchy suche i mokre łowiłem sztuki do 48 cm, lecz magicznych dla mnie 50 cm nigdy nie udało mi się przekroczyć. Później było już coraz gorzej. Przez wiele lat Łebę zatruwały spływające z Lęborka zanieczyszczenia. Psuły ją melioracje i przegradzające nurt budowle. Przerażających rozmiarów nabrało kłusownictwo.
Przykro to stwierdzić, ale w pustoszeniu lipieniowych łowisk swój udział mieli także muszkarze, ponieważ dolna nimfa okazała się przynętą zabójczą. Grzechem przeciwko wędkarskiej etyce stało się nagminne wchodzenie na tarliska (neopreny bardzo to ułatwiają), żeby burzyć gniazda, uwalniać ikrę i tym barbarzyńskim sposobem zwabiać pstrągi… W sumie skutek był taki, że w przełomie Łeby lipienie wyginęły prawie doszczętnie.
Szczęśliwie znów zaczęły się odradzać (Lębork ma oczyszczalnię ścieków). Pojedyncze egzemplarze docierają aż do jeziora Łebsko. Do tabel rekordów kilka razy zgłaszano złowione tu kardynały o długości 50 – 52 cm. Na ogół obecne lipienie są o połowę krótsze od swych przodków. Być może szczęśliwie unikną wędkarskiego haczyka, niedozwolonej przynęty, agregatu i kłusowniczej siatki i dotrwają do pierwszego w ich życiu tarła. Może doczekają się także prawdziwego, rozumnego i troskliwego gospodarza, który będzie chronił rzekę i tarliska.
Robert Tracz