piątek, 29 marca, 2024

ZAPACH NA LINY

Liny są rybami półmroku, najlepiej biorą o świcie i o zmierzchu. Kiedy jest jasno, chowają się pośród gęstej roślinności i bardzo trudno je stamtąd wywabić.

Płocie lubią anyż i nostrzyk, leszcze kolendrę albo piernik, karpie dobrze wabi wanilia. W zasadzie każdej rybie karpiowatej mogę przypisać bardziej lub mniej skuteczny zapach. Z wyjątkiem linów.

Co prawda kilka razy weszły mi w zanętę, która już zaczynała gnić, ale gdy – już celowo – przygotowałem im nadpsutą karmę, podpłynęły do spławika i zaraz uciekły. Parę razy szło mi bardzo dobrze, kiedy łowisko zanęciłem lekką mieszanką z dodatkiem karmelu albo rozgotowanymi na miazgę ziemniakami. Częściej jednak w takiej zanęcie pojawiały się też inne ryby, więc o linach, które zgiełku unikają, musiałem zapomnieć. Wypróbowałem nawet zalecany w starej literaturze specyfik sporządzony z przypalonych bydlęcych kopyt. Też bez skutku. Z czasem doszedłem do wniosku, że zamiast poszukiwać cudownej linowej zanęty, lepiej popracować nad sposobem jej podania. Sądzę, że mi się to udało.

Moją zanętą na liny jest zwykły torf z dodatkiem pokrojonych czerwonych robaków. Torf zalewam wrzątkiem (woda musi go całkiem pokryć), delikatnie mieszam kijem, potem wodę zlewam, a resztę wykładam na prześcieradło i suszę na słońcu. Torf zaparzam wrzątkiem dla spokoju sumienia. Po to, aby wyeliminować ewentualny zapach, który może odstraszyć ryby. Kupując torf w sklepie nie wiemy bowiem skąd pochodzi.

Nigdy nie należy natomiast przecierać go przez sito, bo zniszczymy połączenia pomiędzy jego drobinami. Nim go wrzucę w łowisko, dodam pokrojonych robaków. W wodzie wypłukany i wysuszony torf tworzy chmurkę, która najpierw opada, a gdy namoknie, unosi się i długo utrzymuje nad dnem (pocięte robaki zostają na dole). Drobne ryby w to nie wchodzą, bo nie znajdują tam dla siebie pokarmu. Linom, które w poszukiwaniu jedzenia zwykle ryją w mule, zawiesina torfu zapewne wydaje się czymś dobrze znanym i pożytecznym. Utwierdzają się w tym przekonaniu, gdy na dnie znajdują kawałki dżdżownic (zamiast nich można użyć ochotki, ale wtedy jest ryzyko, że w łowisku pojawią się krąpie albo stada małych okoni).

Latem liny przebywają w miejscach najbardziej zarośniętych i mulistych. Na łowisko wybieram zawsze skraj pasa roślin, gdzie woda ma około metra głębokości. Wbrew często powtarzanym radom nigdy nie usuwam zielska i nie wysypuję dna piaskiem. Liny unikają takich nienaturalnych miejsc i potrzeba sporo czasu, żeby zaczęły je odwiedzać. Teraz torf mieszam z pociętymi robakami i delikatnie formuję niewielkie porcje. Rozrzucam je w pasie o szerokości około dwóch metrów, poczynając od krawędzi zielska w kierunku otwartej wody. Łowię blisko brzegu, więc celne lokowanie lekkich kulek nie sprawia mi trudności. Zanęcam obszar dość znaczny, żeby wywabić liny z zielska. W miejscu, gdzie zarzucam wędkę, kulek powinno być więcej.

Robert Surmacz

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments