Jeżeli chcesz dobrze pospiningować, przyjedź nad Odrę. Życz sobie tylko średniego lub niskiego stanu wody, bo wtedy rzeka jest czytelna, dostępna i to co na innych rzekach jest trudne, tutaj okaże się łatwe.
Odrę można podzielić na dwie krainy. Jedną stanowi ciąg zbiorników zaporowych, które kończą się w Wałach Śląskich (koło Brzegu Dolnego, 25 kilometów na północ od Wrocławia). Druga zaczyna się od tego miejsca. Stąd rzeka nie pokonując już żadnych zapór płynie prosto do morza.
Trudno wskazać jakiś odcinek Odry lepszy od innych, ale na pewno począwszy od Krosna Odrzańskiego, a skończywszy na Szczecinie w rzece jest najwięcej kleni i boleni.
Najwięcej sandaczy jest w Odrze powyżej Wałów Śląskich, ale nie brakuje ich na niższym odcinku. W dolnym odcinku jest także więcej szczupaków, ponieważ mają lepsze warunki do tarła. W każdym dopływie Odry poniżej ostatniego spiętrzenia można spotkać troć, a nawet łososia. Od granic województwa zielonogórskiego do Szczecina na Odrze nie spotyka się zbyt wielu wędkarzy, a jeżeli nawet zobaczy się kilkadziesiąt zajętych główek, to tylko w dni weekendowe i w takich miejscach, do których łatwo dojechać samochodem.
W Odrze i uchodzącym do niej Bobrze łowił od dziecka Radosław Śmiejkowski. Teraz dzieli się swoimi doświadczeniami, na tyle dokładnymi, że na ich podstawie, bez wcześniejszej znajomości zasad spiningowania w dużej rzece, będziecie mogli łowić ładne sztuki.
KLENIE

Od maja do września, a przy ciepłym roku także i w październiku, klenie na miejsce pobytu najchętniej wybierają ostrogi daleko wychodzące w rzekę. Kleniowa główka ma kamieniste przedłużenie, skryte pod wodą pół – półtora metra, gdzie woda przelewa się szeroko i spokojnie. Największe klenie stoją przed zatopionym fragmentem od strony napływającego nurtu, na stoku pod samymi kamieniami. Tu najefektywniejsze są rzuty z wody, zza szczytu główki w kierunku środka rzeki. Przydaje się długi kij, ażeby móc wystawić szczytówkę za główkę i nie pokazując się rybom w wybranym miejscu prowadzić przynętę. Do wody radzę wchodzić powoli, ostrożnie, by nie wywołać fali, która momentalnie płoszy ryby. Przy główkach na klenie stosuję 3,5 – 5-centymetrowe rippery w jasnych kolorach (białe, perłowe, mleczne), a z obrotówek comety i aglie nr 2 i 3 z niebieskimi i czerwonymi akcentami na skrzydełkach. Dobrymi letnimi łowiskami są stare, prawie całkowicie rozmyte ostrogi, z których pozostała tylko sterta kamieni leżących w nurcie, znaczona wąską strużką stale zmarszczonej wody. Te miejsca obławiam z brzegu, prowadząc przed kamieniami i po nich obrotową aglię nr 2 z czerwonymi paskami na paletce.
W ciepłe dni klenie często przebywają około 10 metrów od kamienistych opasek na głębokości od pół do jednego metra, o niezbyt szybkim nurcie. W tych miejscach łatwo szybko zaczepić obrotówką o faszynowy materac, gumy natomiast klinują się w kamieniach. Ale są przecież pływające, szybko i głęboko schodzące woblery, w rodzaju mojego ulubionego na klenie 5-centymetrowego “ogórka” Dorado z czarnym grzbietem i srebrnymi lub złotymi bokami. Rzucam nimi daleko pod prąd i dwa, trzy razy szybko przekręcając korbkę sprowadzam pod powierzchnię, a potem ściągam z nurtem prawie równolegle do brzegu. Wolno, na co pozwala niezbyt szybki nurt, momentami przyspieszając, aby poczuć puknięcie steru o dno. Przy niskich stanach wody kleni szukam w zatokach pomiędzy główkami i prądach przy wysokich burtach. W tym czasie zawsze wchodzę do rzeki na wysokość główki, w śpiochach lub latem w kąpielówkach. W ten sposób nie płoszę ryb i mam duże pole manewru. Przynętę posyłam za główkę i pod prąd ściągam do siebie. Spiningując w ten sposób zawsze bierze mi jakaś inna ryba: sandacz, szczupak, duży okoń. Tak też złowiłem swojego największego suma, ważącego 11 kilogramów.
BOLENIE

Najpewniejszym miejscem na te przebiegłe drapieżniki jest cały warkocz zmarszczonej wody za szczytem główki. Zawsze zaczynam łowić z brzegu, posyłając przynętę za warkocz i przeciągam ją po zawirowaniach wody. Jeżeli to nie przynosi rezultatu, ostrożnie wczołguję się na szczyt główki. Rzucam jak najdalej w warkocz i przynętę ściągam równolegle pod prąd. Bolenia łatwiej w ten sposób złowić, ale łatwo też wypłoszyć. Dlatego na główkę wchodzę bardzo ostrożnie, na kolanach, chowając się za krzaki lub drzewa. Jeżeli natomiast nie ma za czym się skryć – czołgam się. I nie ma w tym najmniejszej przesady z mojej strony.
Wiosną oraz w innych okresach wysokich poziomów, kiedy woda przelewa się przez większą część główki, przeciągam przynętę po krawędzi zawirowań. Późną jesienią, w listopadzie i grudniu, bolenie łowię za wypłyceniami leżącymi pomiędzy główkami. Przynętę rzucam ze szczytu główki daleko pod prąd i nie zamykając kabłąka kołowrotka czekam kilka minut, aby nurt wyciągnął ją na około 50 – 60 metrów. Prowadzę bardzo wolno w okolicach dna.

Bolenie zaczynam łowić już w maju. Po tarle są bardzo agresywne. Najskuteczniejsza w tym okresie jest obrotówka long nr 1, w której koniec skrzydełka podginam do dołu, aby wirowało wąsko, a zamiast koralika przy korpusie montuję tej samej wielkości ołowianą śrucinę, co procentuje dłuższymi rzutami. Przynętę prowadzę w szybkim, równym tempie pół metra pod powierzchnią. Na początku czerwca dobre są również małe, 3-centymetrowe, mleczne i perłowe z czarnym grzbietem ripperki, o jak najmniej agresywnej pracy. Latem, czyli w końcówce czerwca, lipcu i pierwszej połowie sierpnia, boleniową przynętą nr 1 jest long nr 0, tak samo podrasowany jak te większe, używane przeze mnie wiosną. Po 15 sierpnia powracam do gumek, zwłaszcza 5-centymetrowych ripperów z pionowym sterem na nacinanym ogonku, który temperuje pracę tej przynęty w bieżącej wodzie. Bolenie łowię również na duże, białe twistery, ale ścinam im cały łuk ogonka, aż do trzonka.

SZCZUPAKI

W dużych rzekach szczupaki trafiają się w różnych miejscach, praktycznie są wszędzie. Z główek najczęściej łowię je we wstecznych prądach, w warkoczach, podmyciach brzegu. W poszukiwaniu tych drapieżników warto obrzucać, prowadząc przynętę po wachlarzu, również proste odcinki, zwłaszcza gdy w wodzie leży powalony krzak lub jakaś inna przeszkoda hamująca nurt. Bankowymi łowiskami szczupaków są duże zatoki, w których przeszukuję głębszą część od strony napływającego nurtu. Przy dużej wodzie lub bezpośrednio po jej przejściu znakomite rezultaty przynosi spiningowanie w starorzeczach i połączonych z rzeką kanałach.


W maju szczupaki najlepiej skaczą do obrotówek: srebrnych aglii i longów nr 1 i 2 oraz takich, które mają czerwone paski. W błystkach na szczupaki skrzydełko wyginam na zewnątrz, by pracowało szeroko. Od czerwca aż do zimy najczęściej stosuję rippery Mansa o długości 5 – 12 centymetrów, w których dla uzyskania agresywniejszego chodu nakładam odwrotnie, tzn. łopatką ogona do góry. Kolory to czarny grzbiet, a boki i brzuszek perłowe oraz – przy delikatnych skubnięciach – żółte. We wrześniu wspaniałe są duże twistery Dominator z karbowanym ogonem w kolorze mlecznym. Szczupakowi, który wyszedł, skubnął, ale się wywinął i skrył, lubię siąść na schabach. Z 90- procentowym powodzeniem, w czym pomaga najczęściej zmiana koloru, ale nie kontrastowa.

Na przykład skoczył do białej gumy, ponawiam rzut w to samo miejsce gumką perłową lub w innym odcieniu bieli. Skutkuje również sięgnięcie po inną przynętę, jednak zbliżoną kształtem i charakterem pracy. Branie szczupaka było powiedzmy na rippera – zakładam twistera. Na obrotówkę, to następny rzut jest także obrotówką, ale o numer mniejszą, o nieco innym kształcie. Pomaga zmiana drogi prowadzenia. Warto zawsze – o ile to możliwe – zaatakować szczupaka ze wszystkich stron. Prędzej czy później uderzy.
Radosław Śmiejkowski
Notował wb