Makaron jest zanętą bardzo skuteczną, lecz dość drogą, dlatego stosuję go razem z ziemniakami w proporcji 3 kg ziemniaków i 1 kg makaronu. Jest to oczywiście porcja zanętowa do przygotowania łowiska. Podczas samego łowienia porcję tę zmniejszam o połowę.
Moje zanęty na leszcza to przede wszystkim pęczak, ziemniaki, makaron oraz własnej produkcji kulki proteinowe.
Na dużych głębokościach (do 15 metrów) trudno trafić zestawem w kule. Dlatego moja zanęta musi być luźna i leżeć szeroko rozsypana na dnie, żeby leszcze miały co do roboty na większym obszarze. Nie muszę wtedy szukać zestawem, gdzie leżą kule, tylko rzucam orientacyjnie i zawsze trafiam w jakąś część stada.
Przygotowanie pęczaku jest bardzo proste. Wsypuję go (kilogram) do dość dużego garnka i zalewam wodą tak, żeby jej było parę centymetrów więcej niż pęczaku. Gotuję na wolnym ogniu aż woda prawie wyparuje, cały czas mieszając. Potem garnek przykrywam i odstawiam. Gdy pęczak ostygnie, oddzielam go nożem od ścianek garnka i wyjmuję całą dużą bryłę. Będzie tam też sporo szlamu, którego nie należy spłukiwać, bo zawiera atrakcyjny dla ryb smak i zapach. Potem z bryły odłamuję po kawałku i rzucam w łowisko. Część rozbija się już z chwilą uderzenia o wodę, a reszta podczas opadania do dna.
Pęczak to moja najdrobniejsza zanęta i zawsze idzie na pierwszy ogień. Gdy już zwabię leszcze na łowisko, to sortuję stado grubszą zanętą, np. ziemniakami, które gotuję w całości w mundurkach na półtwardo. Po ugotowaniu, nie obierając ich ze skórki, kroję w duże kostki. Nęcę nie punktowo, tylko rozrzucam w promieniu kilkunastu metrów.
Bardzo dobrą zanętą jest także makaron, mogą to być kolanka, muszelki lub tzw. pierożki, które bardzo dobrze trzymają się na haczyku z długim trzonkiem. Jest to zresztą mój ulubiony kształt, duże leszcze bardzo go lubią. Makaron wrzucam do wrzącej wody i gotuję tak długo, aż staje się prawie miękki, następnie go odcedzam i przelewam (hartuję) zimną wodą, robi się wtedy bardziej gumowaty.
Makaron jest zanętą bardzo skuteczną, lecz dość drogą, dlatego stosuję go razem z ziemniakami w proporcji 3 kg ziemniaków i 1 kg makaronu. Jest to oczywiście porcja zanętowa do przygotowania łowiska. Podczas samego łowienia porcję tę zmniejszam o połowę. Do ziemniaków i makaronu można też dodawać różne substancje zapachowo-smakowe (najlepiej pod koniec gotowania, lepiej się wchłoną). Osobiście najchętniej stosuję kolendrę i nostrzyk, sprawdza się ją o każdej porze roku. Jeżeli dobrze trafię w ulicę leszczową, to na pewno zrobi się na niej korek i stado jest moje.
Jednak moją najbardziej ulubioną zanętą i przynętą (ale tylko na wielkie lechole) są kulki proteinowe. Najprościej robi się je z suchej karmy dla kotów. Są na to dwa sposoby. Pierwszy: zmielić karmę na mąkę, odpowiedną jej ilość zmieszać z całym jajkiem i ugnieść na jednolite ciasto nie klejące się do rąk. Z tego ciasta formuję kulki i wrzucam do wrzątku, lecz ich nie gotuję, tylko zaparzam. Gdy tylko wypłyną, parzę je jeszcze przez dwie minuty, następnie odcedzam i hartuję zimną wodą. Kulki z jajkiem są dość twarde i właśnie ich używam jako zanęty. Drugi sposób jest taki: moczę suchą karmę w wodzie przez całą noc, potem dokładnie wyciskam wodę i dodaję tyle mąki, żeby ponownie powstało jednolite gumowate ciasto. Formuję kulki, zaparzam i hartuję. Kulki na mące nie są takie twarde, są raczej lekko gumowate i bez trudu dają się założyć na haczyk, dlatego stosuję je jako przynętę.
Kto nie chce, nie musi z ciasta formować kulek, lecz zrobić z niego długi wałek odpowiedniej dla siebie i ryb grubości i następnie nożem odkrawać kawałki o długości od 1 do 2 cm. Taki kształt wcale leszczom nie przeszkadza, a my mamy mniej roboty. Do jednorazowego nęcenia używam około 150 kulek lub wałeczków różnej wielkości, podczas samego już łowienia wystarcza około stu sztuk na dzień wędkowania. Do ciasta na kulki nie dodaję żadnych dodatków zapachowych ani smakowych.
Bogdan Barton