Żeby podczas łowienia drgającą szczytówką na dużych odległościach nie mieć pustych zacięć, można zastosować ciekawy sposób.
Nęcimy podając zanętę dużym koszyczkiem lub procą, a do części zanęty dolewamy więcej wody i wyrabiamy ciasto.
Oblepiamy nim sprężynę, którą zastępujemy koszyczek. Następnie robimy krótki, najwyżej 10-centymetrowy przypon i stoperami blokujemy go z obu stron sprężyny. Na haczyk zakładamy przynętę i delikatnie wgniatamy ją razem z żyłką w ciasto.
Ten sposób stosuje się na łowiskach z dużymi rybami, np. tam, gdzie są leszcze lub karpie. Takie ryby bardziej interesują się dużą ilością karmy, zaczną więc od razu atakować sprężynę. Na szczytówce będzie to bardzo dobrze widoczne. Jednak zacinać można dopiero wtedy, kiedy przestanie podrygiwać i ugnie się tak silnie, jakby kij miał spaść z podpórek. Oznacza to, że ryba połknęła haczyk i odpływa. Taki sposób łowienia zaprezentował na kasecie angielski wędkarz Bob Roberts. Stwierdził przy tym, że ten sposób został wymyślony w Anglii. Zapewne rzadko opuszczał wyspę, gdyż w przeciwnym razie musiałby usłyszeć, że u nas już co najmniej od ćwierć wieku łowi się na tzw. bułgara, często nawet skuteczniej, bo bez użycia metalowych obciążeń.
Ten artykuł ukazał się w „WP” w maju 1998 roku. Później opublikowaliśmy jeszcze kilka innych opisujących ten sposób i metodę. Stosowany zanętnik inni wędkarze nazywali cumelem i takowy był produkowany przez rzemieślników.
Dzisiaj mamy method feeder, a różnica pomiędzy tym co było, a obecnym sposobem jest w jakości zanęt oraz przynęt i… ceny za przytrządzik. Cumel kosztował 3 zł, paletka zanętowa do method feeder 14 zł.