piątek, 26 kwietnia, 2024
Strona głównaBez kategoriiPO DUŻĄ JEZIOROWĄ PŁOĆ

PO DUŻĄ JEZIOROWĄ PŁOĆ

Łowię w Jeziorze Drawskim i z niego czerpię moje doświadczenia. Zainteresowałem się dużymi płociami i leszczami i kilka lat ich szukałem. Udało mi się je znaleźć, ale trzeba było na to dużo czasu.

Za jedną z wysp wybrałem duże wypłycenie o głębokości dochodzącej do czterech metrów. Na dnie znajdowało się dużo rdestnicy. Prawie na całej powierzchni wypłycenia łowiłem wiele płoci, nawet bez nęcenia. Jednak te duże, zwane tutaj maciorami, trafiały się niezmiernie rzadko, najwyżej jedna na cały dzień łowienia.


Powoli ze środka wypłycenia przesuwałem się na jego krawędź po stronie zawietrznej (na jeziorze najwięcej wiatrów wieje od strony zachodniej). Tak doszedłem do miejsca, w którym kończy się łąka rdestnicy i dno zaczyna opadać bardziej raptownie. Kotwiczę łódź na skraju roślinności i miejsce to dokładnie oznaczam bojką. Jest tutaj 4 – 5 metrów głębokości, a dalej stok obniża się do kilkunastu metrów. I właśnie w tej głębokiej wodzie łowię duże płocie. Dno jest piaszczyste, więc leszczy tu nie ma, a że jest głęboko i brak jakiejkolwiek roślinności, to nie ma też małych płoci.


Używam dwóch przynęt: czerwonego robaka i kukurydzy. Zanęcam codziennie o zmierzchu kukurydzą. Wsypuję jej około jednego kilograma jakieś trzydzieści metrów od bojki. Rano donęcam strzelając z procy posiekane robaki z kukurydzą. Lepię je mąką, a żeby dobrze tonęły, dodaję ziemi z kretowiska.


Przypływam o świcie. Kotwiczę bardzo ostrożnie. Łowisko jest trzydzieści metrów dalej, ale najmniejszy hałas wypłoszyłby płocie. Nawet puknięcie w łódkę lub nieostrożne położenie kotwicy na dnie. Dalej niż trzydzieści metrów łowić nie warto, bo nawet na spokojnej wodzie trudno obserwować spławik.


Łowię na głębokości około ośmiu metrów i tylko czasami, w przedświcie, schodzę z nęconego miejsca na płytszą wodę, jakieś pięć do siedmiu metrów bliżej łódki.

Płoć często podnosi się wysoko nad dno. Czasami dzieje się tak z powodu zmiany ciśnienia, ale najczęściej wtedy, kiedy donęcam. Jeżeli więc pierwszy ołów jest za ciężki i znajduje się za blisko spławika, ostrożna duża płoć nie skusi się na szybko opadającą przynętę. Zarzucam miękkim, długim wymachem i kładę zestaw około dziesięciu metrów dalej od miejsca, gdzie stanie spławik. Zaraz po upadku zestawu wkładam szczytówkę do wody, żeby utopić żyłkę, a jej luz wybieram kołowrotkiem.
Grunt mam ustawiony tak, żeby przynęta dotykała dna lub była kilka centymetrów nad nim. Pierwsze brania mogą nastąpić już w trakcie topienia się zestawu, ale nie zmieniam gruntu nawet, gdy powtarzają się raz za razem, bo wychodzę z założenia, że to właśnie rybom odpowiada.


Czasem podczas brania spławik wykonuje tak niemrawe ruchy, że nie wiadomo, w którym miejscu zacinać. Dowodzi to, że coś jest nie w porządku. Może to być źle rozłożone obciążenie, ale najpewniej powodem jest zbyt gruba żyłka. Nawet duża, ostrożna płoć bierze zdecydowanie zatapiając spławik, jeśli żyłka ma nie więcej niż 0,12 mm, a pierwsza śrucina znajduje się dziesięć centymetrów od haczyka.


Nie ma się jednak co łudzić: złowienie płoci powyżej czterdziestu centymetrów to rzadkość, ale półkilówki będą pewne. Hol dużej płoci to coś najwspanialszego. Kij wygięty w pałąk, hamulec gra, ryba muruje do dna i przecina toń energicznymi manewrami…
Śmiałem się kiedyś z powiedzenia “wiatr ze wschodu, ryba chodu”. Po kilku latach przekonałem się, że na moim łowisku taki wiatr dokładnie czyści wodę z płoci. Dobre żerowanie jest przy stałej pogodzie, kiedy wieją lekkie wiatry z południa i południowego zachodu.


Tomasz Mańczak

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments