piątek, 29 marca, 2024

W UCHO

Opiszę krótko jak łowię. Staram się utrzymywać wahadłówkę około pół metra nad dnem i nie prowadzić jej zbyt szybko. Musi w tym czasie kolebać się z boku na bok, a każde wahnięcie powinienem wyczuwać na szczytówce jako lekkie uderzenie.

Zobaczyłem na wodzie kręgi. Byłem pewien, że to szczupak. Wprawdzie zażerował prawie jak duży kleń, ale na pewno nie był to on. Miejsce to znam dobrze i wiem, że mogę przynętę położyć na dnie bez obawy o zaczep. Zrobiłem to. Zaraz po poderwaniu wahadłówki poczułem na kiju skubnięcie. Był więc niezdecydowany, ale chętny.

Powtórzyłem rzut, jednak tym razem założyłem rippera. Odczekałem dłuższą chwilę i zacząłem ściąganie. Poluzowałem, jak tylko poczułem, że złapał gumę. Po chwili zaciąłem. Miał ponad pięć kilo.
Jednak gumy nie są najlepszą przynętą. Mam ich wprawdzie trochę w pudełku, ale raczej dla świętego spokoju. W odrzańskiej wodzie najlepiej mi się sprawdzają wahadłówki.


Łowienie wahadłówką jest trudne i dlatego nie dziwi mnie, że coraz mniej wędkarzy używa tej przynęty. Nie mają odpowiednich wędzisk. Teraz są modne długie kije z miękkimi szczytówkami, ale one są dobre tylko do gum. Do wahadeł potrzebne są wędziska sztywne, bo na nich można lepiej wyczuć, jak zachowuje się blacha.


Coraz mniej jest dobrych wahadłówek. Kiedyś robiono je z blach mosiężnych, dzięki temu ważyły odpowiednio do swojej powierzchni. Dzisiaj przeważnie sporządza się je z blachy stalowej, później pokrywa różnymi farbami. Ładnie wyglądają, są jednak za ciężkie i nie dają się prowadzić tak jak stare modele, nawet gdy się weźmie grubszą żyłkę. Niestety, zapasy wahadeł z czaplą powoli mi się kończą, więc łowię na nowe blachy, ale one chodzą inaczej, gorzej.

Najłowniejsze modele to dla mnie algi wszystkich rozmiarów, gnomy (zwłaszcza największy nr 2), cefal nr 3 i mors nr 2. Przy łowieniu wahadłówką bardzo dużo zależy od temperamentu wędkarza. Ta przynęta wymaga dużej cierpliwości. Nie można nią skakać i raptownie zmieniać poziomu prowadzenia. Wędkarz dynamiczny ma właściwie tylko jeden sposób łowienia. Może położyć wahadło na dnie, chwilę odczekać, później je raptownie poderwać i czekać aż opadnie. Ja łowię w ten sposób bardzo rzadko i tylko spoonem rapali. Uważam tę przynętę za bardzo dobrą, chociaż nie wymieniłem jej w grupie wahadłówek, bo choć jest do nich podobna, to jednak bogactwo ruchów oraz możliwości zastosowań kwalifikuje ją do innej grupy przynęt.


Opiszę krótko jak łowię. Staram się utrzymywać wahadłówkę około pół metra nad dnem i nie prowadzić jej zbyt szybko. Musi w tym czasie kolebać się z boku na bok, a każde wahnięcie powinienem wyczuwać na szczytówce jako lekkie uderzenie. W tym krótkim opisie jest zarazem odpowiedź na pytanie o stosunek ciężaru blachy do jej powierzchni. Zbyt ciężka nie da sie tak poprowadzić, a jeżeli nawet, to będziemy musieli robić to szybko, a tego ryby nie lubią.

W przedstawiony tu sposób łowię między główkami lub w warkoczu. Jednak najwięcej ryb nałowiłem w napływach. Większość wędkarzy niezbyt chętnie tam łowi z powodu dużej ilości zaczepów, ale warto ryzykować, bo są to najrybniejsze miejsca w rzece.
Napływ zaczyna się blatem. Właśnie tam tkwią zaczepy naniesione i zakotwione w dnie. W miejscu, gdzie woda uderza o przeszkodę, wypłukany jest dół, w którym czają się drapieżniki. Przez blat prowadzę blachę po dnie. Muszę wyraźnie wyczuć, jak o nie uderza. Wyczuwam też, kiedy blacha znajdzie się w toni (przejście blatu w dół jest raptowne). Nie przestaję wtedy skręcać, ale zmiejszam szybkość. Do przeciągnięcia jest niewiele miejsca, zależy to od szerokości dołu.


Najwięcej blach urywa się przy podciąganiu, już pod samymi nogami. Pierwsze rzuty robię zawsze mało cennymi blachami i kilkakrotnie je ponawiam. Potem, już z łowną blachą, staram się schodzić coraz głębiej. Nie zmieniam przy tym blach na cięższe, bo jest to wielki błąd. Wprawdzie cięższa blacha dojdzie do dna dołka, ale nie będzie się wahała i nie sprowokuje ryby do ataku.
Na tym przykładzie widać jak na dłoni, dlaczego prawie wszyscy używają gum. Po prostu o wiele łatwiej wymacać nimi dno i łatwiej przy nim prowadzić przynętę. Niestety, gumy o wiele słabiej prowokują. Ich ogony wytwarzają znacznie słabszą falę akustyczną niż to robi wahadłówka.


Józef Leśniak
Słubice

Wszystkie widoczne na zdjęciu wahadłówki mają co najmniej kilkanaście lat i, niestety, są to już ostatnie egzemplarze. Teraz również nimi łowię, ale zarzucam je tylko w miejscach, co do których jestem pewien, że nie ma tam zaczepów. Dzisiaj kupowane wahadła mają te same kształty i takie same profile, ale tłoczone są z blachy żelaznej, a nie jak te stare, z mosiężnej.
Niestety, nie są już tak łowne.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments