Czyją własnością są tak zwane czarne dęby zatopione w wodach Odry, a przedstawiające znaczną wartość materialną?
Prof. dr hab. Wojciech Radecki
Zagadnienie to okazuje się mocno skomplikowane, ponieważ mamy do czynienia z zaszłością sprzed co najmniej kilkuset lat, a musimy ją ocenić w świetle dziś obowiązujących przepisów prawnych odnoszących się do własności: z jednej strony wód, z drugiej drzew rosnących nad wodą.
Zacznę od problematyki własności wód, którą interesowano się już w prawie rzymskim. Wtedy pojawiła się zasada flumina omnia sunt publica (wszystkie wody płynące są publiczne). Taką zasadę przyjęła pierwsza polska ustawa wodna z 19 września 1922 r. (DzU z 1928 r. nr 62, poz. 574 ze zm.) uznająca wszystkie wody za publiczne, z nielicznymi wyjątkami, które sama dopuszczała (własność prywatna wód płynących została utrzymana praktycznie tylko w odniesieniu do jezior w latyfundiach). Nacjonalizacja wszystkich wód płynących nastąpiła z mocy ustawy z 30 maja 1962 r. Prawo wodne (DzU nr 34, poz. 158 ze zm.) i ten stan prawny został utrzymany ustawą z 31 października 1974 r. Prawo wodne (DzU nr 38, poz. 230 ze zm.) oraz obowiązującą ustawą z 18 lipca 2001 r. Prawo wodne (DzU z 2005 r. nr 239, poz. 2019 ze zm.).
Dzisiejszy stan prawny wyznaczony przepisami art. 10, 12, 14 i 14a Prawa wodnego jest taki, że wody stanowią własność Skarbu Państwa, innych osób prawnych albo osób fizycznych. Wody morza terytorialnego, morskie wody wewnętrzne wraz z morskimi wodami wewnętrznymi Zatoki Gdańskiej, śródlądowe wody powierzchniowe płynące oraz wody podziemne stanowią własność Skarbu Państwa. Wody stanowiące własność Skarbu Państwa lub jednostek samorządu terytorialnego są wodami publicznymi. Natomiast wody stojące oraz wody w rowach znajdujące się w granicach nieruchomości gruntowej stanowią własność właściciela tej nieruchomości. Upraszczając powiemy, że wody w rzekach i jeziorach przepływowych stanowią własność Skarbu Państwa (w rzekach – co najmniej od 1922 r., w jeziorach przepływowych – od 1962 r.), wody w jeziorach bezodpływowych stanowią własność właścicieli gruntów, na których jeziora te się znajdują. Z uwagi na to, że woda nie jest rzeczą, własność wód jest nie tyle własnością w rozumieniu Kodeksu cywilnego (dalej w skrócie “k.c.”), ile prawem majątkowym bezwzględnym, zbliżonym do prawa własności.
Relacje między własnością wody a gruntem pokrytym wodą przedstawiają się odmiennie w zależności od tego, o jakie wody chodzi. I tak w odniesieniu do wód płynących obowiązuje zasada, że “własność gruntu idzie za wodą”, a zatem grunt pokryty wodą płynącą jest własnością Skarbu Państwa w granicach wytyczonych linią brzegu. W odniesieniu do wód stojących zasada jest odwrotna – “własność wody idzie za gruntem”, co oznacza, że właściciel gruntu jest również właścicielem wody stojącej znajdującej się na tym gruncie.
Przejdę do przedstawienia kwestii własności drzewa, oczywiste bowiem jest, że zanim drzewo znalazło się w rzece, musiało gdzieś rosnąć i następnie albo siłami natury (np. w wyniku podmycia korzeni w czasie meandrowania nieuregulowanej rzeki bądź wylewu drzewo przewróciło się i wpadło do rzeki), albo w wyniku ingerencji człowieka (np. drzewo zostało ścięte i z jakichś powodów wrzucone do rzeki) znalazło się w wodzie. Zacznę od obowiązującego stanu prawnego. Własność drzew została określona w art. 48 k.c. w ten sposób że z zastrzeżeniem wyjątków w ustawie przewidzianych (w obowiązującym stanie prawnym takie wyjątki nie mają żadnego znaczenia praktycznego) do części składowych gruntu należą m.in. drzewa i inne rośliny od chwili zasadzenia lub zasiania. To, że grunt jest rzeczą (nieruchomością w rozumieniu k.c.), jest poza dyskusją, wobec czego bezsporne jest, że rosnące na gruncie drzewo jest częścią składową rzeczy (tj. tego gruntu). Ponieważ zgodnie z art. 47 § 1 k.c. część składowa rzeczy nie może być odrębnym przedmiotem własności i innych praw rzeczowych, przeto nie ma żadnych wątpliwości, że dopóki drzewo rośnie, dopóty jest własnością właściciela tego gruntu, na którym ono rośnie.
Powstaje pytanie, czy z momentem odłączenia drzewa od gruntu (siłami natury lub w wyniku działalności człowieka) i znalezienia się drzewa w wodzie następuje przejście własności drzewa na właściciela wody. Otóż nie, gdyż nie ma żadnych podstaw prawnych do utrzymywania, że drzewo, które wpadło (lub zostało wrzucone) do wody staje się częścią składową wody. Definicję części składowej rzeczy znajdujemy w art. 47 § 2 k.c. – jest nią wszystko, co nie może być od rzeczy odłączone bez uszkodzenia lub istotnej zmiany całości albo bez uszkodzenia lub istotnej zmiany przedmiotu odłączonego. Dlatego można utrzymywać, że ryba znajdująca się w wodzie jest częścią składową wody, gdyż nie można jej odłączyć od wody bez szkody dla ryby (to, że ryby są prawnie pożytkami wody, nie ma tu znaczenia, ponieważ stają się pożytkami po wydobyciu ich z wody, a dopóki w niej pozostają, dopóty są częściami składowymi wody). Z drzewami zatopionymi w wodzie jest inaczej, można je z wody wydobyć bez jakiejkolwiek szkody ani dla drzew, ani dla wody. Konsekwencją tego cywilistycznego wywodu będzie spostrzeżenie, że właściciel gruntu, na którym rosło drzewo, będący tym samym właścicielem drzewa jako części składowej gruntu, nie traci własności wskutek tego, że drzewo zostało odłączone od gruntu (z przyczyn naturalnych lub w wyniku działalności człowieka) i znalazło się w wodzie. Właściciel gruntu jest nadal właścicielem tego drzewa, powstaje natomiast pytanie, jak długo jeszcze jest tym właścicielem.
Na pierwszy rzut oka te rozważania cywilistyczne nie mają najmniejszego sensu, skoro owe czarne dęby znalazły się w wodzie co najmniej kilkaset lat temu. Ale przecież cywilistyczna kategoria własności znana jest od dwóch tysięcy lat z prawa rzymskiego i w takiej czy innej formie została przejęta przez wszystkie państwa, które dokonały recepcji prawa rzymskiego. Zresztą i inne systemy prawne, nawet te prymitywne, znały kategorię własności. Problem tkwi wszakże w tym, że oceny prawnej mamy dokonać na tle zarówno “starych”, jak i dziś obowiązujących przepisów. Ponieważ uznanie, że czarne dęby są nadal własnością spadkobierców tego, kto przed wiekami władał gruntem nad rzeką, a drzewa z rzeki nie wydobył, ponieważ udał się na przykład na wyprawę krzyżową, byłoby najoczywistszym absurdem, przeto pojawiają się trzy możliwości rozwiązania problemu:
1) po wiekach przebywania w wodzie dęby, których – jak starałem się wykazać – nie da się uznać za część składową wody, stały się niczyje,
2) ze względu na upływ setek lat sytuacja prawna zatopionych dębów jest porównywalna z kopalinami,
3) dęby stały się własnością Skarbu Państwa (chodzi, rzecz jasna, o dzisiejsze Państwo Polskie) jako właściciela zarówno wód Odry, jaki i gruntów znajdujących się pod jej wodami.
Pierwsze rozwiązanie należy odrzucić od razu. Jego akceptacja musiałaby się wiązać z zastosowaniem art. 181 k.c., według którego własność ruchomej rzeczy niczyjej nabywa się przez objęcie jej w posiadanie samoistne. Oznaczałoby to, że każdy znalazca dębów może je sobie przywłaszczyć. Jest to nie do pomyślenia, jeśli zważyć, że znajduje je w wodzie stanowiącej własność Skarbu Państwa.
Drugie rozwiązanie jest dość zachęcające. Zauważmy, że według ustawowej definicji zamieszczonej w art. 6 pkt 1 ustawy z 4 lutego 1994 r. Prawo geologiczne i górnicze (DzU z 2005 r. nr 228, poz. 1947 ze zm.) złożem kopaliny jest takie nagromadzenie minerałów i skał oraz innych substancji stałych, gazowych i ciekłych, których wydobywanie może przynieść korzyść gospodarczą. Można ewentualnie utrzymywać, że owe dęby są nagromadzeniem “innych substancji stałych”, a to, że ich wydobywanie może przynieść korzyść gospodarczą, jest poza dyskusją. Czy jest przeszkodą to, że dęby znajdują się nie pod powierzchnią ziemi, lecz na jej powierzchni, ale pod wodą? Nie sądzę, ponieważ w Leksykonie górniczym znajdujemy taką oto definicję kopaliny – “utwór geologiczny występujący wewnątrz skorupy ziemskiej lub na jej powierzchni, który może znaleźć opłacalne zastosowanie gospodarcze” [W. Glapa, J. I. Korzeniowski, Mały leksykon górnictwa odkrywkowego, Wrocław 2005, s. 43]. Zatopiony czarny dąb być może nie jest utworem geologicznym, ale jeśli wziąć pod uwagę upływ setek lat, to można go traktować tak jak utwór geologiczny. Gdyby pójść tym tropem, to i tak zgodnie z art. 7 ust. 1 Prawa geologicznego i górniczego trzeba byłoby uznać czarne dęby za własność Skarbu Państwa.
Najprostsze wydaje mi się rozwiązanie trzecie polegające na uznaniu, że Skarb Państwa (dzisiejszego Państwa Polskiego) jest właścicielem nie tylko wód Odry i gruntów pod tymi wodami, ale i wszelkich przedmiotów znajdujących się w wodzie lub na gruncie. Podstawę prawną ku temu stwarzają dekret z 6 maja 1945 r. o majątkach opuszczonych i porzuconych (DzU nr 17, poz. 97), zastąpiony po roku dekretem z 8 marca 1946 r. o majątkach opuszczonych i poniemieckich (DzU nr 13, poz. 87). Na mocy tych aktów prawnych mienie osób narodowości niemieckiej, podlegających przesiedleniu w wykonaniu Układu Poczdamskiego, a także mienie niemieckich osób prawnych i III Rzeszy, znajdujące się na terenach przejmowanych pod polską jurysdykcję, przeszło na własność Polski. Na podstawie tych aktów prawnych należy uznać, że także własność owych zatopionych w Odrze czarnych dębów stała się własnością Polski, a więc – według dzisiejszego nazewnictwa – Skarbu Państwa Polskiego. Łatwo dostrzec, że ostateczne rozwiązanie własnościowe w wariancie trzecim jest takie samo jak w drugim.
Wniosek będzie więc następujący: czarne dęby zatopione w Odrze są własnością Skarbu Państwa. Kto zatem może je wydobyć i spożytkować? Otóż tylko ten, kto w imieniu Skarbu Państwa wykonuje prawa właścicielskie w stosunku do wód publicznych stanowiących własność Skarbu Państwa, czyli – zgodnie z art. 11 ust. 2 Prawa wodnego – Prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej, któremu podlegają dyrektorzy regionalnych zarządów gospodarki wodnej. Innymi słowy, tylko dyrektor regionalnego zarządu gospodarki wodnej może zezwolić na wydobycie czarnych dębów z Odry i może je sprzedać, ale kwoty uzyskane ze sprzedaży przypadają Skarbowi Państwa. Każdy inny podmiot, który bez zgody dyrektora regionalnego zarządu gospodarki wodnej wydobyłby czarne dęby z Odry i przywłaszczył je sobie, popełniłby przestępstwo kradzieży z art. 278 Kodeksu karnego, najpewniej wszakże z art. 294 § 1 k.k. jako kradzież mienia znacznej wartości.
Wojciech Radecki