piątek, 19 kwietnia, 2024
Strona głównaSpławikZA BARYKADĄ Z KUL

ZA BARYKADĄ Z KUL

Zawodnicy z jednego klubu podczas treningu, odbywanego w warunkach, jakie panują podczas zawodów, sprawdzą skuteczność dwóch zanęt: popularnej i zawodniczej. Obie pochodzą z wytwórni Zbigniewa Milewskiego. Sam Milewski będzie nęcił zanętą popularną, jego klubowy kolega Tomasz Majcher – zawodniczą. Zanęty zadziałały jak powinny, ale po drodze było kilka ciekawych rzeczy.

Zanęty, chociaż znacznie się różnią, muszą być przygotowane jednakowo, stosownie do łowiska. Nie jest ono łatwe, bo trening odbywa się na kanale Odry we Wrocławiu. Nurt jest tu bystry. Najpierw zawodnicy przygotowują trzy rodzaje gliny: klejącą, wiążącą i dociążającą. Trzeba je dokładnie wymieszać, a później przetrzeć przez sito, żeby spulchnić. W innych wiadrach w podobny sposób przygotowuje się same zanęty. Dwa kilogramowe opakowania miesza się i nasącza wodą, żeby uzyskać kleistą konsystencję. Potem zanęta też trafia na sito. Po przetarciu będzie pulchna, znikną grudki, które pozostały po wstępnym mieszaniu. Teraz glinki dodaje się do zanęty i dowilża, żeby całość miała spoistość odpowiednią do łowiska. Ponieważ prąd wody jest tu silny, kule muszą być spojone mocno.

Obaj zawodnicy przygotowują zanętę tak samo, obaj też dzielą ją na dwie części. Jedna jest przeznaczona do nęcenia podstawowego, dlatego dodaje się do niej pinkę i ochotkę. Drugą częścią będzie się donęcać łowiska już w trakcie łowienia. Robaki też do niej trafią, ale w ostatniej chwili.

Kule wielkości pomarańczy były bardzo mocno ugniatane, inaczej zostałyby szybko rozmyte. Żeby uzyskać odpowiednią twardość kul, masa zanętowa musi zawierać właściwą ilość wody. Nie można z nią przedobrzyć. Trochę więcej wody niż potrzeba i kule zaczną się rozpadać dopiero na finiszu. Zupełnie za dużo wody i zrobi się papka. Nie może też być jej za mało, bo nurt i robaki zbyt szybko kule rozbiją. Trafić z ilością wody to rzecz niezwykle ważna. Dlatego zawodnicy ugniatali tylko parę kul, a że to trochę trwa, to w tym czasie sypka zanęta się przesusza. Więc po ugnieceniu kilku kul, ponownie zraszali sypką zanętę, mieszali i dopiero wtedy nabierali kolejną porcję do ugniatania. W sumie przygotowali po piętnaście kul. Dużo, nawet bardzo dużo pracy, ale bez niej nie ma wyników.

Milewski dodał do swojej zanęty opakowanie glinki rozpraszającej, żeby się dżokers dosyć łatwo z kul uwalniał. Uzasadniał to tym, że sam używał zanęty popularnej, a jego konkurent zawodniczej, a więc o wiele lepszej. W dodatku zajmował gorsze stanowisko. Siedział nad Majcherem, więc ryby, zwabione niesionymi przez wodę drobinami zanęty Milewskiego, najpierw trafiały do Majchera. Jeżeliby im tamta zanęta bardziej odpowiadała, to by w niej zostawały. Żeby się więc szybciej do niego przez tę lepszą zanętę przebiły, robaki muszą się z kul uwalniać wcześniej i obficiej.

Przygotowanie kul kryje jeszcze pewną subtelność, która wymaga wieloletniego doświadczenia. Otóż kule trzeba ugniatać z rozmaitą siłą. Nie mogą być jednakowo twarde, bo by się rozpuszczały o jednakowym czasie. A przecież jedne powinny się rozpadać zaraz po wrzuceniu do wody, inne dopiero, powiedzmy, w drugiej godzinie. Muszą się rozpuszczać jedna po drugiej, bo to jedyna gwarancja, że ryby ciągle będą w łowisku. Gdy brania zanikają, to znak, że jest ich coraz mniej. Wtedy zaczyna się donęcanie.

Taka jest polityka wędkarza. Zobaczmy, jakie było wykonanie. Kule zostały wrzucone do wody na szczytówkę kija. Chwila przerwy, po niej obaj zawodnicy zaczynają łowić. Zestawy mają podobne, ze spławikami typu listek, i podobnie je prowadzą. Wiatr wieje z prądem wody, więc zanurzyli szczytówki. Teraz wiatr nie napiera na żyłkę, zestaw daje się prowadzić wolniej, a jego zatrzymania są płynne.

Pierwsze brania ma Majcher, który zajmuje stanowisko otwierające. W jego łowisku jako pierwsze pojawiły się krąpie. Zmienia więc top, zakłada taki, na którym jest cięższy zestaw. Do tej pory miał sześciogramowy, teraz łowi dwunastogramowym. Cięższy zestaw łatwiej przytrzymać przy dnie, a właśnie taki sposób podawania przynęty krąpie bardzo lubią. Brania ma dobre i częste, a mimo to już donęca. Niedawno w wodzie znalazło się piętnaście kul, niektóre już się zaczęły rozpuszczać. To one zwabiły krąpie i długo by jeszcze je trzymały, ale donęcanie ma podwójny cel. Ryby nadal pozostają pobudzone i biorą wszystko, co im koło pyska przepływa, a ponadto nie płyną dalej pod prąd, do zanęty konkurenta. Ten sport nie polega tylko na tym, żeby złowić jak najwięcej ryb, również na tym, żeby konkurent złowił ich mało.

W wędkarskiej gwarze nazywa się to blokowaniem. Na zawodach to się zdarza często. Zawodnik otwierający, który ma zamiar zablokować konkurenta, nęci nie tylko tam, gdzie powinien zgodnie z wcześniejszym sondowaniem, powiedzmy – na jedenastym metrze. Nęci również na trzynastym i dziewiątym, tworząc z kul blokadę, przez którą płynące pod prąd ryby nie przejdą. Dokładniej mówiąc: przejdą tylko wówczas, kiedy zanęta spływająca z wyższego stanowiska okaże się lepsza (w naszym przypadku chodzi o zanętę Milewskiego) albo kiedy prąd wody zniesie blokadę.

Kiedy Majcher ciągnął już rybę za rybą, Milewski w ogóle nie miał brań, pomimo to co jakiś czas donęcał łowisko taką ilością zanęty, ile mu się udało ugnieść w jednej dłoni. Dopiero po godzinie złowił pierwszą rybę. Zaraz po niej było kilka następnych i na tym brania się skończyły. Wyłowił ryby miejscowe. Na więcej nie mógł liczyć. Zastosował więc fortel. Kubkiem zanętowym podał w łowisko, raz za razem, trzy niezbyt mocno ugniecione kulki. One na pewno nie doleciały do dna. Już w połowie wody zaczęły się rozpadać i utworzyły smugę sięgającą aż do zanęty położonej przez Majchera. Tym sposobem część tamtejszych ryb ściągnął do siebie.

Milewski ma teraz więcej brań, zatem i on szybko zmienia top i zaczyna łowić cięższym zestawem. Kilka razy przepuszcza go przez łowisko, jedna, dwie rybki, później zanik brań, więc wraca do lżejszego. Pracuje dwa razy więcej, a ryb łowi mniej. Stosuje różne prędkości spływu, dłuższe i krótsze przytrzymania, podnosi zestaw tak, że spławik buja się nad wodą – wszystko po to, żeby przynętę jak najlepiej rybom zaprezentować.

U każdego z zawodników przynęta odgrywała inną rolę. Majcherowi wystarczyło zakładać na haczyk dużo robaków, bo w pewnym momencie w jego łowisku pojawiły się duże leszcze. U Milewskiego ważny był nie tylko skład przynęty, ale nawet ułożenie robaków na haczyku. Zawsze zaczyna się od kanapki i nawet kiedy widocznych brań nie ma, to należy co jakiś czas wyciągnąć zestaw z wody i przyjrzeć się przynęcie. Któryś z robaków może być wyssany, a to informacja nie tylko o tym, że ryby są w łowisku, ale że smakuje im albo pinka, albo biały robak, albo ochotka.

Więcej ryb złowił Majcher. Był na stanowisku otwierającym, miał lepszą zanętę i dobrze blokował. Mógł sobie pozwolić na łowienie cięższymi zestawami, z trochę grubszymi przyponami, co umożliwiało szybszy i pewniejszy hol. Jego ciężki zestaw miał 12 g wyporności, Milewskiego 8 gramów. Ich lżejsze zestawy miały odpowiednio 6 i 4 gramy.

Ten trening pokazał, że w wędkarstwie nie ma straconych pozycji. Milewski wiedział, że jest w gorszej sytuacji niż konkurent. Zastosował więc najpierw glinkę rozpraszającą, dzięki temu robaki szybciej wydostawały się z jego zanęty. Później donęcał punktowo z kubka. Oba zabiegi sprawiły, że choć złowił mniej ryb od Majchera, różnica wcale nie była wielka. I jeszcze coś ważnego z dziedziny sportowej etyki. Milewski wyjął właściwie swoje ryby. Gdyby w tym rwącym odrzańskim prądzie donęcał lekko ugniecioną zanętą lub luźną ochotką prąd wody zabrałby je w łowisko Majchera i jeszcze dalej. Tym sposobem wyciągnąłby sporo ryb z łowiska Majchera, a sam skorzystałby jak pies ogrodnika, bo sobie żadnych ryb, tym sposobem, by nie ściągnął. Podając dobre kulki, brał trochę jego ryb do siebie, ale konkurentowi nie zaszkodził. Po prostu grał sportowo. Fair play.

Szymon Ciach

Posypywanie dżokersa glinką rozpraszającą
W zanętach obu zawodników znalazły się trzy glinki: wiążąca, dociążająca i klejąca.
Milewski do swojej zanęty dodał jeszcze glinkę rozpraszającą w ilości 1,5 kg. Glinka spełniła dwa zadania. Robaki z kul wydostawały się swobodniej niźli bez niej. Ponadto przy dodawaniu do zanęty tak dużej ilości gliny zawsze istnieje niebezpieczeństwo bardzo mocnego sklejenia się zanęty. Glinka rozpraszająca, w jakimś zakresie, to niweluje.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments