wtorek, 16 kwietnia, 2024
Strona głównaSpinningBOLENIE PRZEDE WSZYSTKIM

BOLENIE PRZEDE WSZYSTKIM

Boleniowe woblery robię od wielu lat i przez cały ten czas nadaję im niemal ten sam kształt. Zmieniam natomiast ich wielkość, bo na każdą porę roku rozmiar musi być inny. Rozmaicie je też maluję, stosownie do życzeń wędkarzy, dla których te woblery są przeznaczane. Sam jednak się przekonałem, że najbardziej łowne są oliwkowe z ciemnobrązowym grzbietem.

Przez kilka lat dochodziłem do tego, żeby moje woblery były skuteczne także wtedy, gdy używają ich inni wędkarze, na przykład mój kilkunastoletni syn Mateusz. Niełatwa to droga, bo po wprowadzeniu każdego ulepszenia trzeba tym woblerem trochę połowić, żeby sprawdzić, czy dobrze spełnia swoje zadanie. Nie chodzi przecież o to, żeby ładnie wyglądał w wodzie, mają na niego siadać bolenie. Kiedy już mam dobry model, wypróbowany także przez innych wędkarzy, zaczynam sprawdzać, czy biorą go także inne ryby.

Bardzo częstym przyłowem do boleni są szczupaki. Sprzyja temu specjalny sposób prowadzenia. Najpierw bardzo szybko ściągam woblera na przelew, a potem wyraźnie zwalniam. Wtedy wobler zaczyna tonąć. Jeżeli szeroka jest główka, a także znajdujące się na jej szczycie usypisko, to szczupak jest jak w banku. Szkoda jednak woblera, bo szczupaki jakoś tak w niego uderzają, że rzadko udaje się któregoś wyciągnąć. Po prostu odpływają z woblerem w pysku.

Moje woblery są dobre nie tylko na bolenie, na inne drapieżniki również. Kiedyś na przelewach łowiło się wyłącznie klenie i bolenie. Teraz nikogo już nie dziwi, że w samo południe, w środku ciepłego lata, wśród kamieni, gdzie głębokość nie przekracza kilkudziesięciu centymetrów, polują sandacze i z dużą chęcią chwytają woblery prowadzone w boleniowym tempie. Byłem natomiast bardzo zdziwiony, kiedy znajomy wędkarz ze Świdnicy, który dużo łowi w Mietkowie (zbiornik zaporowy pod Wrocławiem – przyp. red.) poprosił mnie o woblery o szczególnej kolorystyce. Miały mieć jaskrawoczerwony grzbiet i jaskrawożółty brzuszek. W ostatnim sezonie, mówił ów znajomy, na tak właśnie ubarwione kopyta w Mietkowie doskonale brały sandacze. Łowiono je na spadach, które powstały po tym, jak z dna zbiornika wybrano żwir. Zaczynały się trzy – cztery metry pod powierzchnią. W tych samych miejscach i w te same przynęty uderzały również bolenie.

Kiedy już mój znajomy dostał te swoje woblery, był przekonany, że podczas prowadzenia w toni właśnie bolenie będzie n nie łowił. Tymczasem łowił również sandacze i to większe od tych, które wyciągał, kiedy prowadził przynętę skokami po dnie. Zresztą owe woblery do takiego prowadzenia też się nadawały, były bowiem na tyle ciężkie, że łatwo było wyczuć moment, kiedy dotykały dna. Później, po poderwaniu, opadały łagodnie i spokojniej od gum. Może dlatego brania były bardzo zdecydowane.

Tyle mi ów znajomy o tych jaskrawo pomalowanych woblerach naopowiadał, że spróbowałem łowić nimi w Odrze. Owszem, złowiłem bolenia. Jednego.

Robione przeze mnie woblery są ciężkie i mają zwartą bryłę. Dają się bardzo szybko prowadzić, bo ich stery nie są zbyt wielkie. Rolę steru w pewnym stopniu przejmuje korpus. Polega ona na tym, żeby wobler lusterkował i nie miał zbyt mocnej akcji.

Dość ciężki wobler ma dwie zalety. Mogę nim daleko rzucić, co przy łowieniu boleni jest bardzo ważne. Mogę też zastosować sztuczkę skuteczną wtedy, gdy boleń za pierwszym razem w przynętę nie trafi, co im się bardzo często zdarza. Kiedy boleń minie się z woblerem lub tylko w niego puknie, przestaję skręcać. Wobler opada, bo jest ciężki, a ponieważ jego korpus ma specjalny profil, to się przy tym kolebie. Wtedy najczęściej boleń poprawia nieudany atak.

Na te same woblery łowię bolenie różnej wielkości. Przeważają mniejsze sztuki, ale mimo to nie ryzykuję i nie zakładam żyłki cieńszej od osiemnastki.

Jarosław Stojek
Gubin

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments