czwartek, 25 kwietnia, 2024
Strona głównaBiologiaW ŻYCIU JAK W KAMERZE

W ŻYCIU JAK W KAMERZE

Kilka lat temu na Solinie podpłynął do mnie nieznany mi wędkarz. Pytał o ryby, choć jego łódź była nafaszerowana elektroniką jak ruski sputnik. Mówił mi, że przez kilka dni nie złowił nic godnego uwagi i nawet w podwodnej kamerze widział, że ryb jest niewiele. To mnie zainteresowało, bo bardzo lubię ryby łowić, ale jeszcze bardziej je obserwować. Nieznajomego to bardzo ucieszyło i bez proszenia opuścił obiektyw w nęcone przeze mnie miejsce. Obaj zaniemówiliśmy z wrażenia. Na ekranie kłębiły się ryby różnych gatunków: płocie, karpie i klenie, zobaczyłem również mojego żywca na haku.

Kiedy się przekonałem, jakie możliwości obserwowania podwodnego życia daje kamera, od razu postanowiłem ją kupić. Kilka lat temu trzeba było za nią zapłacić 4 tys. zł. Dla mnie był to duży wydatek, kupiłem ją na raty. Oczywiście żona się dowiedziała, ile kosztowała, i przez dwa tygodnie miałem w domu ciche dni.

Nie żałuję jednak wydanych pieniędzy. Taka kamera to rewelacja. Dzięki niej poznaję życie ryb od środka i dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy. W Solinie świetnie się sprawdza, bo woda ma dużą przezroczystość. Latem wyraźnie widzę ryby na głębokości do 20 m, a jesienią jeszcze kilka metrów głębiej. Niżej jest już zbyt ciemno i kamerę muszę przełączać na podczerwień, ale wtedy wszystko widać gorzej.

Za pomocą kamery najczęściej sprawdzam, jakie ryby są w nęconym miejscu i co z posypanej im zanęty najchętniej wyjadają. Widzę też, kiedy wpływają w łowisko. Po zanęceniu ryby przypływają według jednego schematu. Najpierw pojawiają się płocie. Przez jakiś czas udają, że nie widzą leżącej na dnie kukurydzy. Pływają wokoło, ale się nie oddalają. Są jakieś 2-3 metry nad dnem. Po kilku minutach jedna lub dwie nie wytrzymują i powoli zbliżają się do zanęty. Najpierw pływają tuż nad nią, a po chwili zaczynają jeść. Robią to bardzo ostrożnie. Więcej pływają niż jedzą. Są jakby nerwowe, rozglądają się na boki. Jedna skubnie ziarenko z jednej strony zanęconego pola, po chwili inna z drugiej strony.

Po kilku minutach inne płocie idą w ich ślady, a kiedy na dobre zaczną buszować w łowisku i łbów od dna nie odrywają, zjawiają się klenie. Chwilę po nich przypływają karpie. Często po godzinie z wiaderka kukurydzy nie ma śladu. Nic dziwnego, w wodzie było tyle ryb, że na ekranie aż się kłębiło.

Bardzo ciekawie zachowują się karpie. W nęcone miejsce przypływają później od innych ryb i od razu biorą się do jedzenia. Ale kiedy przy zanęcie nie widzą konkurencji, to są bardzo ostrożne. Zanim je zobaczę na ekranie, zawsze wcześniej widzę ich cienie. Potrafią kilkanaście razy przepłynąć wysoko nad zanętą, zanim się do niej zbliżą. Karpie najczęściej pływają w niewielkich stadkach, liczących od trzech do pięciu parokilowych sztuk. Większe spotykam bardzo rzadko, częściej je łowię niż obserwuję. Wynika to stąd, że są bardzo ostrożne.

W Solinie jest sporo leszczy, ale rzadko je oglądam, bo one najczęściej żerują w nocy. W łowisku zwykle zjawiają się w kilkanaście minut po płotkach. Choć leszczy jeszcze nie widzę, wiem, że nadpływają. Widać to po zachowaniu się płoci, które się powoli odsuwają na bok, poza zanęcone pole, jakby się trochę bały leszczy. A leszcze, w przeciwieństwie do płoci, nie bawią się w podchody, tylko od razu biorą się do żarcia. Mam wrażenie, że leszcze dlatego tak pewnie żerują, bo wcześniej płocie sprawdziły im teren.

Kilka razy udało mi się zobaczyć, jak drapieżnik atakuje ofiarę. Wyglądało to tak. W każdym nęconym regularnie miejscu kręcą się płotki, ale tym razem było tam pusto. Przypłynął szczupak i stanął pół metra nad dnem, centralnie nad zanętą. Przez kilka minut trwał w bezruchu. W tym czasie pojawiło się kilka płotek. Uwijały się wśród zanęty. Szczupak zaczął się szykować do ataku. Najpierw płetwy mu drgały, potem delikatnie nimi poruszał. Bardzo powoli obrócił się w stronę wybranej ofiary i uderzył. Zrobił to tak błyskawicznie, że nie widziałem, jak ją chwycił, zobaczyłem tylko sypiące się z płoci łuski.

Nigdy nie udało mi się zobaczyć w akcji sandacza, choć często je obserwowałem i to przez wiele minut. Najczęściej sandacz przyklejał się do dna, a obok niego żerowały płocie. Nie miały dla niego respektu, najwyraźniej się go nie bały. Sandacz, wydawało się, nie reagował na ich obecność. Płocie wybierały ziarenka spod jego ogona, pływały koło pyska, a nieraz nawet w niego stukały. Sandacz to wszystko cierpliwie znosił. Ryby dobrze wiedzą, kiedy grozi im niebezpieczeństwo, wtedy trzymają się w bezpiecznej odległości od drapieżników. Ale kiedy one nie żerują, to płocie bez obawy pływają między okoniami lub sandaczami. Dla szczupaków mają większy respekt i trzymają się od nich z dala.

Kilka razy zobaczyłem atak drapieżnika na mojego żywca, najczęściej był to szczupak. Po zachowaniu rybki wiedziałem, że coś się szukuje, bo zaczynała nerwowo pływać i próbowała uciec. Gdyby nie była uwięziona, to pewnie by się jej udało, bo szczupak się nie spieszył. Wolno podpływał, jakby go płoć nie interesowała, a chwytał ją jednym błyskawicznym ruchem.

Raz udało mi się zobaczyć atak troci jeziorowej. Wpadła jak torpeda, chwyciła żywca i uciekła, a zrobiła to tak błyskawicznie, że nie zdążyłem rozpoznać gatunku. Co to za ryba, dowiedziałem się dopiero wtedy, gdy ją wyholowałem. Wiele razy obserwowałem okonie. Kiedy polują, to się nie bawią w podchody, tylko atakują. Gdy nie trafią albo rybka ucieknie im z pyska, to ją ścigają do skutku. Zdobycz połykają tak jak ją złapią, nieważne – ogonem czy łbem do przodu.

Widziałem też sytuacje zabawne. Opuściłem na dno kiełbika. Od razu widziałem, że coś z nim jest nie tak, bo dziwnie się zachowywał. Zamiast płynąć w dół, jak wszystkie inne kiełbie, uciekał do góry. Podpłynął do niego sandacz i zaczął mu się z bliska przyglądać. Byłem przekonany, że za chwilę go zaatakuje. Tymczasem kiełb się nie wystraszył, lecz ruszył w jego stronę, a spłoszony sandacz uciekł.

Zawsze mnie ciekawiło, na jakiej głębokości przebywają ryby poszczególnych gatunków. Widziałem je na echosondzie, ale żeby sprawdzić, z kim mam do czynienia, najpierw musiałem je złowić, a to się rzadko udawało. Teraz nie mam tego problemu, opuszczam obiektyw i patrzę. Ryby się nie boją obiektywu, podpływają do niego i go oglądają, a raz niewielki sum nawet go zaatakował.

Wiosną ryby spokojnego żeru przebywają blisko brzegu na głębokości 6-7 metrów. Jeżeli jest spokojnie, czyli nie ma wędkarzy, można je spotkać nawet na dwóch metrach. W letnie dni najczęściej spotykam je na głębokościach od 6 do 10 m. W nocy buszują po płyciznach, a w ślad za nimi przypływają drapieżniki. W dni słoneczne i upalne chowają się w cieniu pod skałami i stoją w toni, 5-7 metrów od powierzchni wody.

Płocie i niewielkie karpie trzymają się razem. Tak jest przez cały rok, zmieniają tylko głębokości. We wrześniu przebywają poniżej dziesięciu metrów, a w grudniu nawet na dwudziestu. Pokazuje to kamera, a potwierdzają moje połowy. Karpie wyciągałem z łowisk dwunastometrowych, nawet głębszych. I co ciekawe, obok karpi widziałem kojarzone z powierzchnią klenie. Jesienią najgłębiej schodzą sandacze i leszcze, spotykałem je nawet na trzydziestu metrach.

Andrzej Mikołajczak, Polańczyk

Inne moje spostrzeżenia

Blisko brzegu przebywają niewielkie szczupaki. Największe przez cały rok pływają w toni pod ławicami leszczy. Duże szczupaki często dobierają się w pary, o czym warto pamiętać. Kiedyś w tym samym miejscu złowiłem swojego rekordowego szczupaka (13 kg), a w chwilę potem jeszcze jednego, o wadze 9 kg.

W czasie pełni sandacze pływają tuż pod powierzchnią wody i najlepiej biorą na białe, płytko schodzące woblery. o Po jesiennym zarybieniu Soliny niewielkimi szczupakami sandacze po prostu głupieją na ich punkcie, z takim impetem je atakują. Poprosiłem Arka Pelechowicza, producenta woblerów “Tobi”, żeby zrobił mi woblera o długości 35 cm i pomalował go na szczupaka. Przez dwa tygodnie w roku jest to sandaczowa przynęta nr 1. Łowię na nią sandacze ważące 3 kg.

W Solinie złowiłem wszystkie gatunki ryb, jakie w niej pływają. Na troling dostałem dwa dorodne tęczaki, samca i samicę, ważące równo po 6,5 kg. Jak na parę przystało, wzięły w tym samym dniu, w tym samym miejscu i na tę samą przynętę. Był to wobler pomalowany tak jak pstrąg.

o Wyholowałem także trzy głowacice, od 5 do 7 kg, które uciekły z hodowli ryb w Wołkowyi. Nie złowiłem jedynie amerykańskiego żółwia. Właściciel wypuścił go do Soliny i żółw zamieszkał w zatoczce koło promu. Nieraz widziałem, jak się w słoneczne dni wygrzewał na kamieniach. Chciałem go schwytać, żeby uratować, bo zimy by nie przeżył. Ale kiedy podchodziłem, chował się do wody i potrafił długo w niej siedzieć. Czatowałem na niego wiele razy, ale mi się nie poszczęściło. Schwytał go mój kolega, który miał więcej cierpliwości. Najważniejsze, że żółw został uratowany.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments