sobota, 27 kwietnia, 2024
Strona głównaSpinningWOBLERAMI Z POWIERZCHNI

WOBLERAMI Z POWIERZCHNI

Odra wylała. Na zalane łąki wpłynęły ryby. Przy każdej wystającej nad powierzchnię kępie traw i przy zalanych krzakach na wodzie widać oczka. Znak, że ryby żerują.

Przy zalanej kępie pokrzyw oczkowały jazie. Rzuciłem w to miejsce wobler podobny do żuczka. Gdy tylko dotknął powierzchni, ryby zaatakowały go tak gwałtownie, że aż powstał duży wir. Żadna się jednak nie zapięła. Atakowały bowiem dwa jazie, które się z sobą zderzyły tuż przy woblerze.

Łowienie na woblery powierzchniowe jest i widowiskowe, i skuteczne. Można nimi łowić w rozlewiskach, ale również w nurcie. Najlepiej sprawują się w okresie od połowy maja do końca września, kiedy na wodę spadają owady, gąsienice i nasiona różnych roślin. Główną zdobyczą wędkarzy są wtedy klenie i jazie.

Sygnałem do łowienia ryb na powierzchniowe woblery jest majowy wylot chrabąszczy. Później trzeba pilnować, kiedy na polach pojawi się stonka, a na łąkach wyrośnięte koniki polne i świerszcze. Ryby, wiedzione instynktem, też na nie czekają. Jedyną przeszkodą może być niski stan wody. Wtedy bowiem prądy przenoszą się daleko od brzegu, a to właśnie one niosą pokarm. Ryby są więc poza zasięgiem rzutu. Najlepsze warunki do łowienia powierzchniowego są wtedy, gdy wody przybywa. Należy tylko poczekać, aż przejdzie fala powodziowa i woda się wyklaruje. Ryby są wtedy mało ostrożne. Łatwo je namierzyć, bo się spławiają i głośno cmokają. Są tak pochłonięte zbieraniem pokarmu, że można je podejść na kilka kroków.

Zabierając się do łowienia należy bacznie obserwować wodę. Każde oczko to znak, że ryba jest i żeruje. Reakcja na taki sygnał musi być natychmiastowa. W miejsce, gdzie pokazało się oczko, należy podać przynętę. W jednym miejscu żerowanie powierzchniowe trwa dosyć krótko, bo albo pokarm został wyjedzony, albo prąd wody przeniósł go w inne miejsce.

TECHNIKA ŁOWIENIA
Z wędką staję nawet kilkadziesiąt metrów powyżej żerujących ryb. Podchodząc do brzegu, staram się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Dokładnie patrzę pod nogi, żeby pewnie postawić stopę i nie narobić przy tym hałasu. Zarzucam albo z biodra, albo spod siebie, nigdy nie macham kijem nad głową. Na początku rzucam na wodę kawałek patyka i patrzę, którędy spływa. Ryby zbierają się blisko nurtu, a czasami jest on niewidoczny, zwłaszcza w zatoczkach albo gdy wieje wiatr. Jeżeli wiem, którędy popłynął patyk, to później po tym samym torze spuszczam wobler (co nie jest takie łatwe, kiedy ciągnie za sobą żyłkę). Nigdy nie rzucam przynęty w kierunku wypatrzonych ryb. Kładę ją na wodzie blisko siebie i puszczam z nurtem. Klenie bowiem i jazie mają doskonały wzrok, a kiedy przebywają w płytkiej wodzie, są ostrożne i daleko widzą.

Po zarzuceniu przynęty kabłąk kołowrotka zostawiam otwarty i ręką wysnuwam żyłkę ze szpuli. Bacznie ją przy tym obserwuję. Co jakiś czas wobler zatrzymuję. Nabiera on wtedy pod ster wody i się zanurza. Właśnie w tym momencie są brania. Jeżeli ataku nie ma, spuszczam wobler dalej, ciągle go obserwując. Brania z powierzchni są czasami niezauważalne, tylko ruch żyłki na wodzie zdradza, że ryba ma przynętę w pysku. Podczas prowadzenia co jakiś czas podnoszę szczytówkę. Wtedy wobler wypływa na powierzchnię i smuży. To także wabi ryby.

Gdy przynęta przestaje spływać, zamykam kabłąk i bardzo powoli zwijam żyłkę. Wobler pracuje wtedy kilka centymetrów pod powierzchnią wody. Od czasu do czasu go zatrzymuję. Gdy prowadzę woblera pod prąd, oprócz jazi i kleni często atakują go też szczupaki i okonie.

Gdy łowię w starorzeczach lub na zalanych łąkach, nie mogę spławiać przynęty z prądem. Wtedy rzucam wobler blisko żerujących ryb i zostawiam go przez pewien okres nieruchomo. Jeżeli do ataku nie doszło ani ryby się nie spłoszyły, to go ściągam, ale bardzo powoli. Kilkanaście centymetrów i stop. Chwila przerwy i znowu. Wobler się zakołysze i zrobi na powierzchni oczko. Ryby natychmiast to zauważą.

Łowiąc w wodzie stojącej, muszę być bardzo skoncentrowany, ponieważ wiele brań następuje wtedy, gdy tylko przynęta opadnie na wodę. Zauważyłem też, że lepiej jest zarzucić przynętę kilka metrów z dala od ryb niż wprost tam, gdzie one żerują. Gdy się bowiem spłoszą, natychmiast znikają.

Metoda powierzchniowego spiningowania jest świetna zwłaszcza wtedy, gdy łowimy duże, ostrożne klenie w małych i czystych rzeczkach nizinnych. Dostęp do nich zwykle utrudniają wysokie chaszcze, wiklina i trawy, więc nie da się cicho podejść do łowiska. Metoda powierzchniowa pozwala podać przynętę z prądem wody w pobliże stanowiska ryb oddalonego nawet o kilkadziesiąt metrów od wędkarza.
Kiedy łowię w rzece przepływającej przez tereny zalesione, używam przynęt imitujących wszelkiego rodzaju żuki. Na terenach odkrytych i łąkowych lepsze są przynęty podobne do koników polnych, świerszczy i chrabąszczy. Moją ulubioną przynętą jest imitacja pływaka żółtobrzeżka, którego naturalnym środowiskiem są płytkie rzeczne zatoczki i łachy.

Sprzęt
Łowienie powierzchniowe wymaga odpowiedniego sprzętu. W dużych rzekach łowię trzymetrowym spiningiem, bo pozwala mi on kontrolować ruchy przynęty. W rzeczkach małych i zarośniętych używam wędki krótszej, do 2,40 metra. Dzięki temu mogę się swobodnie poruszać w zakrzaczonym terenie. W jednym i drugim przypadku stosuję żyłkę nie grubszą niż 0,18 mm.

Marian Firlej

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments