piątek, 26 kwietnia, 2024

MYŚLA

Myśla to stukilometrowy prawobrzeżny dopływ Odry. Miejscowi wędkarze łowią tylko w niektórych jej odcinkach, i to krótkich. Poprzegradzano ją bowiem zaporami, z których tylko jedna ma przepławkę.

Myśla niesie sporo wody. Przepływa przez cztery jeziora, w tym dwa zbiorniki zaporowe, ma cztery dopływy. Widać tu doskonale, jakiej dewastacji może się dopuścić człowiek. Myśla jest brzydka. Została uregulowana, żeby mogła napędzać turbiny elektrowni. Jej przykład dowodzi, że odnawialne źródła energii to totalna głupota, jeżeli się je tworzy na tej wielkości rzekach. Zniszczono bowiem środowisko, rybom przerwano trasę ich naturalnych wędrówek. A kiedyś w Myśli pełno było łososi, troci i cert.

Dzisiaj wędkarzy interesuje tylko ujście Myśli do Odry. Znajduje się ono około dwóch kilometrów za wsią Chlewice. Można do niego dojść przez łąki i pastwiska, wśród których rzeka tworzy liczne zakola. Do ujścia można też dojechać, ale kiedy woda w Odrze przybierze, łąki zostają zalane. Najczęściej zdarza się to wiosną i trwa kilka tygodni, a bywa, że i miesięcy. Wtedy łowisko jest zupełnie niedostępne, bo jedyna prowadząca od wsi droga w kilku miejscach biegnie niżej od łąk.

Tworzą się na niej ogromne kałuże, dla samochodów nie do przebycia. Myśla jest granicą obwodów rybackich. Na południe od niej Odrę dzierżawi Polski Związek Wędkarski z Gorzowa Wielkopolskiego, a w drugą stronę, w kierunku Szczecina, spółdzielnia “Regalica” z Gryfina. Dlatego najwięcej wędkarzy siedzi nad brzegiem związkowym. Zjawiają się tu mieszkańcy najbliższych okolic, lecz także tacy, którzy przejeżdżają kilkaset kilometrów, żeby tu urządzić sobie kilkudniowy biwak. Łowisko jest tego warte. Widać, że ryb tu sporo, dużo także główek. Jedne wchodzą daleko w nurt dosyć szerokiej Odry, inne są krótkie, bo rozmyte. Jest trochę główek poprzerywanych i tam królują klenie, jazie i bolenie.

Ale nie tylko główki i ich szczyty są dobre na zasiadkę. Gdzieniegdzie między główkami rzeka wcięła się w ląd tworząc sporej wielkości baseny. Gdy woda jest wysoka, w tych basenach można złowić niemal wszystkie gatunki ryb. Podczas niżówek te miejsca również są doskonałymi łowiskami, ale tylko w nocy. Wtedy ryby wypływają na płycizny i obojętnie czy jest to leszcz, czy okoń, zjadają wylęg i narybek, który żeruje i dorasta na płyciznach. Czasami spiningiści zapędzają się w te strony za kleniami i boleniami. Szczupaków i sandaczy jest niewiele i dają o sobie znać tylko jesienią. A może nie jest ich niewiele, ale mają swoje miejscówki. Na tak szerokiej wodzie ma się nieodparte wrażenie, że większość drapieżników siedzi na środku nurtu. I to prawda, o czym świadczą wyniki spiningistów uprawiających dosyć monotonne wędkowanie. Alga C 3, daleko w nurt, wolne skręcanie.

Większość łowi tu “na ołów” (tak miejscowi określają ciężką gruntówkę). To sprawdzona metoda na leszcze. Na haczyku czerwone robaki lub kukurydza, a najczęściej zrobiona z tego kanapka. Niemal każda główka jest zanęcana, zwykle parzoną pszenicą z domieszką jakiejś taniej zanęty sypkiej. I taki tu zwyczaj, że jak ktoś kończy łowić, to wszystko, co mu zostało w wiaderku, wrzuca do wody. Można więc być pewnym, że jeżeli brzeg jest wydeptany albo tkwią w nim wiklinowe widełki, to łowisko jest obficie zanęcone. Ryby więc w takim miejscu złowić można zawsze, ale pamiętajmy, że jesteśmy tu, gdzie ryby ludzi znają i gruchotania kamieni na główkach nie kojarzą wyłącznie z karmą w wodzie.

W tygodniu mało kto tu zagląda. Najwięcej wędkarzy pojawia się w dni wolne od pracy. Niemal wszyscy siedzą i czekają na leszcza, ale przyłowem bywa węgorz (coraz rzadziej), rozpiór i certa (coraz częściej).

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments