Pstrągi łowię w Dunajcu. Jest to łowisko pozornie łatwe, woda rozległa i czytelna. W rzeczywistości jednak tak bardzo czytelna nie jest, bo pod jej powierzchnią jest wiele kryjówek, a zachowywać się nad nią trzeba równie ostrożnie jak nad małym przejrzystym potoczkiem.
W Dunajcu, na odcinku od zapory w Sromowcach Wyżnych do ujścia Popradu, ryby, w porównaniu z innymi rzekami, uaktywniają się później. Powodem jest niska temperatura wody spuszczanej ze zbiornika w Czorsztynie. Dopiero pod koniec kwietnia tutejsze pstrągi zachowują się tak, jak w innych małopolskich rzekach na początku marca. Dlatego aż do majowych lub czerwcowych upałów łowi się je sposobami właściwymi dla wiosny. Dopiero masowe rójki dużych chruścików dowodzą, że woda już się ociepliła i czas zmienić sposób łowienia. Zwykle następuje to w połowie maja. Pstrągów szukam wtedy na dunajeckich płaniach.

Trzy najrybniejsze miejsca na płani to rynna wymyta przez wpadający na nią nurt (tzw. wlew), głęboka końcówka płani tuż przed następnym szybkim odcinkiem oraz strefa pod samym brzegiem. Tam wędkarze bardzo często nie zaglądają. Niesłusznie. Co do mnie, to o ile nikogo tu jeszcze przede mną nie było, zaczynam wędkować właśnie przy brzegu.
Pstrągi potokowe są bardzo ostrożne. Dlatego tam, gdzie dojście do wody nie jest osłonięte drzewami lub krzakami, do rzeki skradam się ostrożnie, a strefę przybrzeżną najczęściej obławiam na klęczkach. Pstrągi przebywają nie tylko przy głębokich burtach. Są nieraz, i to duże sztuki, tuż przy brzegu, w wodzie po kolana. Nie opuszczam też wypłyceń między brzegiem a głównym nurtem. I tu, i tam ciągną się głębokie na pół metra rynny, w których pełno drobnicy, a to oznacza, że w pobliżu są pstrągi i klenie. Obiecujące są też zakrzaczone brzegi. Duży pstrąg może się kryć nawet przy pojedynczym krzaku, w jego korzeniach lub pod nawisami gałęzi. Gdybym w tym miejscu wchodził do wody, niechybnie bym go spłoszył. Podchodząc do brzegu ostrożnie, mam szansę podrzucić mu błystkę lub woblera.
Wiele czasu poświęcam też wszelkim zawirowaniom wody na środku nurtu. Skrywają one przeszkody, przy których stoją pstrągi. Jeżeli są to duże głazy lub kamienne rozpadliny, a drobnicy nie widać, to prawie na pewno czai się tam duży pstrąg albo głowacica. Takie miejsca przeczesuję wielokrotnie rozmaitymi przynętami prowadzonymi pod różnym kątem. Na ogół pstrąg dobrze stamtąd widzi najbliższą okolicę i nim zaatakuje, dobrze się swojej ofierze przyglądnie. To dlatego trzeba podawać różne przynęty z różnych miejsc.

Wiosną, zwłaszcza przy podwyższonym stanie wody, łowię przede wszystkim dużymi woblerami, od 7 do 9 cm, bo duży wobler pozwala mi obławiać nawet głębokie miejsca. Większość z nich robię sam, ale bardzo też sobie cenię woblery pana Kazimierza Satory. Na pierwszym miejscu stawiam przynęty imitujące naturalny pokarm pstrąga. Tam, gdzie przy brzegu kręcą się uklejki, zakładam woblera – uklejkę, w innych przypadkach łowię przynętą podobną do strzebli, a czasem do brzanki, śliza lub głowacza.
Woblery rzucam w dół rzeki i bardzo wolno je podciągam, a najczęściej tylko przytrzymuję w wybranym miejscu i pozwalam im pracować w nurcie. Gdy chcę łowić w poprzek nurtu lub ściągać przynętę z prądem, sięgam po obrotówki typu aglia i comet, przeważnie w rozmiarze 2. Najwięcej brań mam na błystki srebrne, najmniej na czarne. Kotwiczki w obrotówkach mam opiórkowane, a jako tajnej broni używam meppsa mino.
Kiedy Dunajcem zaczyna płynąć cieplejsza woda, przychodzą upały i niżówki, porzucam płanie i szukam pstrągów w odcinkach o szybkim nurcie i tam, gdzie woda się burzy (więc jest dobrze natleniona). Stosuję wtedy przynęty mniejsze niż na wiosnę. Najważniejsze są obrotówki jedynki rzucane pod prąd. Pięciocentymetrowe woblerki to wówczas przynęty uzupełniające. Pstrągi atakują małe przynęty prowadzone szybko tuż pod powierzchnią.
Dariusz Materna