Gdy nastaną chłodne dni, sandacze opuszczają kryjówki i polują grupowo na drobnicę, nierzadko przy powierzchni wody. Choć czasami widać to jak na dłoni, wielu wędkarzy tego nie dostrzega i uparcie ciąga przynęty przy dnie.
Kiedy brań z dna nie ma, szu kam sandaczy w toni. Nie kiedy sygnałem są pierzchające rybki (nie zawsze to sprawka okoni!) lub dziwne trącenia opadającej przynęty. Innym razem o zmianie taktyki mówi mi wędkarski nos, bo ileż godzin można orać dno bez żadnego skutku? Wtedy sięgam po dużego twistera i uzbrajam go w bardzo lekką główkę z odpowiednio długim hakiem, którego grot sięga do nasady ogonka. Rzucam krótko, kilkanaście metrów od łodzi. Posyłanie przynęty na dalszą odległość jest zbędne, bo ryb nie szukam na dnie, lecz w toni.
Po zarzuceniu pozwalam gumce chwilę opadać na napiętej żyłce, którą trzymam w palcach. Mniej więcej po trzech sekundach (można odliczać) łagodnie unoszę wędzisko, zwijam luz żyłki i ponownie opuszczam przynętę, tym razem nieco dłużej, by dotarła na niższy poziom wody. Kolejne uniesienie, kolejny opad itd., aż twister znajdzie się na dnie. Tam go na parę sekund zostawiam, a potem wyciągam na górę. Następne rzuty kieruję nieco w bok. W ten sposób przeszukuję całą wodę wokół łodzi.
Jeżeli dłuższy czas brań nie mam, idę w drugą mańkę, jak mówią warszawiacy. Przynętę opuszczam na dno, skąd prowadzę ją schodkami do góry. Tym razem gram ostrzej. Na kolejnych stopniach (poziomach) podrywam gumkę trzy – cztery razy, krótko i gwałtownie. Potem zmieniam poziom, zwijając metr żyłki. Znów trzy – cztery opuszczenia i poderwania i jazda do góry, do samej powierzchni.
Oba sposoby spiningowania pozwalają przeszukać cały słup wody i znaleźć sandacze, które mogą polować na różnej głębokości. Jesienią często polują na ukleje zgrupowane na otwartej wodzie w ogromne, zimowe ławice. Kto nurkował, ten wie, że stado uklei pod wodą przybiera kształt odwróconego trójkąta, którego wierzchołek może sięgać nawet 8 – 10 metrów w dół. Tam, w głębinie, jest ich najmniej, ale towarzyszą im największe sandacze i okonie. Bywa, że ukleje w jednym miejscu przebywają kilka dni, zwykle jednak ławica się bezustannie przemieszcza. Śledząc jej drogę, można mieć stały dostęp do sandaczy.
Myli się ten, kto sądzi, że późną jesienią sandacze powinno się łowić po południu. Te drapieżniki nawet w mroźne dni najlepiej biorą bladym świtem oraz po zmierzchu. Warto jeszcze dodać, że sandacze zawsze się podnoszą znad dna, kiedy powierzchnia wody jest sfalowana.