Zwykliśmy sądzić, że wraz z nastaniem długotrwałych, późnojesiennych chłodów wszystkie małe rybki uciekają z płycizn na głębinę i że za nimi podążają ryby drapieżne.
Doświadczenia Andrzeja Kujawy, którego wcześniej poznaliśmy jako wielokrotnego medalistę wędkowania morskiego, zupełnie temu przeczą. Kiedy przychodzi jesień, nie szuka dużych drapieżników po głębinach jezior. Celem jego wypraw są małe śródpolne oczka, zarośnięte jeziorka lub płytkie zatoki dużych jezior, a więc miejsca latem przez wędkarzy skrupulatnie omijane. Wtedy nie było tam warunków do spiningowania. Wprawdzie wśród plątaniny wodnych roślin nieraz rzuciła się jakaś okazała ryba, ale wszelkie próby, by po nią sięgnąć – obojętne co to było: drapieżnik, ogromny lin czy ciężki karp – kończyły się niepowodzeniem. Dopiero pierwsze przymrozki odsłaniają łowisko.
Jeszcze wszędzie zielono. Na drzewach liście, trzciny wyglądają jakby to był środek lata, ale w nocy woda przy powierzchni mocno się ochładza i wiele delikatnych roślin zmiękło już lub opadło na dno. Na wodzie pełno jeszcze grążelowych liści, ale ich łodygi nie są tak silne jak były latem. Zaczyna się pora spiningowania.
W takim środowisku wiosną odbywało się tarło, całe lato przebywał tam wylęg i ubiegłoroczny narybek. Teraz ten drobiazg też stąd nie ucieka. Obumierające rośliny wyzwalają ciepło. To wynik procesów gnilnych, ale tlenu jeszcze wystarcza. Na dodatek jest wiele naturalnych kryjówek. Ściągają więc tu szczupaki i to właśnie na nie wyprawiają się obaj nasi wędkarze. Już od wielu lat penetrują płytkie łowiska. Zdobyli spore doświadczenie. Wiedzą, jakich przynęt używać i które rejony danego akwenu są najbardziej łowne.
Jeszcze do niedawna łowił szczupaki wyłącznie małymi obrotówkami i dużymi gumami nakładanymi na lekkie dżigi. Rewolucja przyszła wraz z powierzchniowymi woblerami, które ze wszystkich przynęt nabierają najmniej zielska na haczyki, a przy tym najsilniej prowokują do brania. W takich łowiskach nie ma obawy, że chlapiąca po wodzie przynęta napędzi szczupakom strachu. Wprost przeciwnie, chlapanie mocno je prowokuje. Nic w tym dziwnego, przecież małe rybki, kiedy uciekają przed prześladowcą, też kierują się ku powierzchni. Odgłos chlapania nie jest więc szczupakowi obcy. Jest również, jak można przypuszczać, wskazówką, że gdzieś pływa ławica małych ryb.
Wielka jest rodzina woblerów powierzchniowych. Są w niej takie, które mocno chlapią lub pchają przed sobą wał wody niczym kiepski statek. Inne skaczą po powierzchni niczym żaby lub prawie bezszelestnie przecinają lustro wody. Każdy z nich jest dobry, a mało jest takich łowisk, na których sprawdza się tylko jeden typ woblera. Skuteczność zależy raczej od tego – mówi Andrzej – jak w danym dniu żerują drapieżniki. Czasami jest tak, że od ich ataków powierzchnia wody aż się gotuje. Wtedy najlepsze są woblery mocno pluskające, szybko prowadzone. Kiedy jednak na powierzchni wody żerowania szczupaków nie widać, lepsze są gumy i woblery pływające spokojnie. Obrotówki bez korpusów i skaczące na boki powierzchniowe woblery (po lekkim szarpnięciu szczytówką) są dobre, kiedy szczupaki żerują bardzo słabo.
Andrzej obławia tylko wody płytkie i prawie zawsze przejrzyste. W takich łowiskach szczupaki nie mają daleko do przynęty. Nie mają też zbyt wiele czasu, by się zastanawiać, czy warto podjąć atak. Uderzają niemal we wszystko, co choć trochę przypomina im naturalny pokarm. Tak jest podczas pierwszych wypraw, kiedy wodę zarasta jeszcze sporo zielska. W upatrzonych oczkach lub korytarzach wśród roślin, gdzie prowadzenie przynęty często ogranicza się do dwóch – trzech obrotów korbką, zawsze znajdzie się szczupak gotowy zaatakować. Jednak przynętę trzeba mu posyłać z dużą uwagą. Zbyt głośnego plusku raczej nie należy się obawiać. Szybciej można szczupaka wypłoszyć, kiedy kotwiczka zahaczy o zielsko i szarpiąc przynętę będziemy się starali ją uwolnić. Szczupaki przebywają wszędzie, ale złowić możemy tylko te, które przed nosem mają choć tyle wolnej przestrzeni, by można tam było położyć przynętę.
Wraz z nastaniem długotrwałych chłodów sytuacja się zmienia. Na płyciznach jest coraz więcej miejsca wolnego od roślinności. Możemy, a nawet powinniśmy rzucać daleko. Z większą rozwagą musimy dobierać przynęty oraz ich kolor.
Szczupaki są niemal w tych samych miejscach, gdzie były, kiedy powierzchnię płycizn porastał bujny kobierzec roślinności. Położyły się na dnie koło twardych jeszcze łodyg. Niby łatwiej je złowić, ale to tylko pozory, bo właśnie teraz mogą przynętę długo oglądać. Owszem, często się naszym wędkarzom zdarza, że szczupaki atakują przynętę tak jak pstrągi muchę, tzn. w momencie, kiedy ona uderza o powierzchnię wody. Niejeden raz zapinali parokilogramowe sztuki chwytające woblera jeszcze w powietrzu. Jednak większość złowionych szczupaków trzeba było w wielkim trudzie wypracować: wiele razy zarzucać tam, gdzie należało się spodziewać brania, ciągle zmieniać przynęty, cierpliwie dobierać ich kolory.
Na odsłoniętej powierzchni wody ataki szczupaków są bardzo widowiskowe. Czasami widać wał wody, który w błyskawicznym tempie przesuwa się w stronę przynęty. Emocjonujący jest wtedy moment zacięcia, ale często szczupak, gdy jest już blisko przynęty, nagle się zatrzymuje. Bo tak jak my dobrze widzimy jego, tak samo dobrze on widzi nas, a jednocześnie ma oko na przynętę. Dlatego na połowy szczupaków na płyciznach najlepsza pogoda to psia pogoda. Kiedy powierzchnia wody jest gładka, łowi się małe sztuki. Deszcz, śnieg i wiatr sprzyjają wędkarzowi, ale i w tych warunkach najważniejsze jest, by każdą przynętę prowadzić właściwie, to znaczy w sposób, który nie straszy, lecz przyciąga.
Andrzej najczęściej łowi z pontonu. To niezbyt wygodne pływadło, ale trzy godziny daje się na nim wytrzymać bez nadmiernego bólu nóg i krzyża. A tyle zwykle wystarcza, żeby złowić komplet szczupaków. Ponton jest na ogół niezbędny, bo brzegi płytkich łowisk są przeważnie bardzo muliste i do lustra wody w żaden inny sposób dotrzeć nie można. Kiedy jednak dno mają twarde, a takie też się trafiają, najlepiej je obławiać chodząc w spodniobutach. Niestety z tych piaszczystych płycizn, pokrytych tylko cienką warstwą mułu, szczupaki szybko się wynoszą. W grudniu już ich tam nie ma.
Waldemar Rychter