piątek, 19 kwietnia, 2024

KRÓTKI SEZON

Pierwsze certy łowię nieraz jeszcze spod lodu na mormyszkę w spokojnych głębokich odmętach. Główny ich ciąg na tarło zaczyna się zaraz po spłynięciu lodów. Idą wtedy w górę rzeki dużymi stadami i trzymają się głównego nurtu. Jeżeli tam się zarzuci wędkę, a stado podejdzie, to bierze certa za certą. Nie dopuszczają do przynęty żadnej innej ryby. W kwietniu, maju i czerwcu trudno czasami wędkować, bo wchodzą w zanętę bez przerwy, a są wtedy po ochroną. Trą się w początkach czerwca, jednocześnie z kleniami i w tych samych tarliskach.

Najlepiej łowi się certy w pierwszych dniach po zakończeniu okresu ochronnego. Szukam wtedy na skraju nurtu miejsc głębokich na 2 – 2,5 metra, najlepiej w pobliżu tarlisk. Idealnie, gdy jest to głęboczek między tarliskami. Obojętnie, jaką się tam wtedy sypie zanętę i co zakłada na haczyk, certy podchodzą i można ich wtedy nałowić do syta. Teraz nie ma ich już tyle co dawniej, ale jeszcze parę lat temu gdyby ktoś chciał po dobrym dniu zabrać wszystkie złowione ryby, to by ich nie uniósł.

Najwięcej łowi się cert małych, srebrzystych, o długości mniej więcej 40 cm. Te duże, garbate, wiślane, zdarzają się rzadko. Bywało, że łowiłem ich kilkanaście w ciągu godziny, ale ostatnio w sezonie trafia się ich nie więcej niż dziesięć.
Najczęściej łowię certy na ciężką bolonkę, a właściwie na przystawkę ze spławikiem. Siedmiometrowa wędka z przelotkami, 15-gramowy spławik i jeden przelotowy ołów przy krętliku, do tego przypon długości 40 – 45 centymetrów. Jego grubość nie ma większego znaczenia. Robię je z żyłki 0,12 mm, ale widziałem i takich wędkarzy, co mieli przypony z żyłki 0,25 i też łowili. Na haczyk nr 11 – 10 zakładam dwa lub trzy białe robaki.

Po zarzuceniu w nurt ustawiam wędkę pionowo i czekam, aż prąd wody zniesie zestaw na skraj rynny. Tam go przez chwilę przytrzymuję. Jeżeli brania nie ma, lekko podrywam ołów nad dno i luzując żyłkę pochyleniem szczytówki pozwalam mu spłynąć kilkadziesiąt centymetrów w dół. Po chwili cały manewr powtarzam. Certa bierze najczęściej w momencie zluzowania, kiedy ciężarek ściąga przynętę z powrotem do dna. Branie czuje się na szczytówce jako wyraźne szarpnięcie. Staram się zaciąć błyskawicznie, bo przy najmniejszym spóźnieniu certa połyka przynętę bardzo głęboko i trudno ją potem wyczepić. Ostrożność certy przy braniu można porównać chyba tylko z okoniem albo uklejką.

Rodzaj zanęty jest w zasadzie obojętny, byle był w niej gruby biały robak. Unikam pinki, bo od razu wyjadają ją uklejki. Dawniej nęciłem kulami gliny z domieszką paru garści białych robaków. Obecnie certy jest mniej, bardziej liczę na inne ryby, np. leszcza, dlatego stosuję zanętę leszczową o zapachu wanilii i dodaję do niej białych robaków. Na dzień łowienia przygotowuję dwa kilogramy zanęty, nie licząc ziemi i gliny. Kule zanętowe wrzucam w linii, bo certy nie biorą w smudze rozmywanej zanęty, tylko od razu podchodzą i tłoczą się przy kulach. Kiedy brania zaczynają się przesuwać w dół, to znak, że kule się za bardzo rozmyły i trzeba dorzucić nowe.

Stan wody nie jest specjalnie ważny, choć lepiej, żeby był średni lub lekko podwyższony. Woda może być mętna, byle nie była za niska. Gdy tylko rzeka zaczyna opadać, certy tracą apetyt.

Miodowy okres dobrych brań po tarle trwa czasem tylko kilka lub kilkanaście dni, potem certy zaczynają masowo spływać z powrotem do Wisły. Schodząc w dół rzeki trzymają się zawsze płytkiej, piaszczystej strony koryta. Wystarczy gdziekolwiek podnęcić na lekko ukośnym, równym dnie, a już jest duża szansa, że certy podejdą. Nigdy jednak nie nałowi się ich tyle, co zaraz po tarle. Z każdym dniem szansa na zwabienie ryb i obfity połów maleje. Przerzucam się wtedy na łowienie świnek. Ostatnie pojedyncze certy łowię czasem jeszcze w połowie sierpnia. Potem daję im spokój do następnej wiosny.

Aleksander Pochroń
Niedomice k. Tarnowa
notował J.K.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments