Nieraz trudno jest zejść do jazi z wysokiego brzegu, żeby nie zostać zauważonym. Dlatego schodzę kilkadziesiąt metrów wyżej, a potem krok po kroczku się do nich zbliżam. Jeżeli to nie jest możliwe, to po zejściu spokojnie przysiadam, a zaczynam łowić dopiero po kwadransie, kiedy spłoszone jazie wrócą na miejsce. Widać to na powierzchni, po oczkowaniu albo spławach.
Na jazie najchętniej wybieram się wiosną. Od końca kwietnia do połowy czerwca łowię je przede wszystkim wzdłuż kamiennych opasek. Ale całe lato jazie są w tych samych miejscach, tyle, że trudniejsze do złowienia.
Zazwyczaj są aktywne i chętnie atakują spiningowe przynęty. Najlepszy jest miniaturowy woblerek o drobnej akcji. Taka przynęta to połowa sukcesu. Kiedy jazie oczkują, są aktywne i widać je przy opasce, używam woblerków o długości od 0,5 do 2 cm pracujących tuż pod powierzchnią wody, a nawet smużących po wierzchu.
Najbardziej uniwersalne są woblerki ciemne, z przewagą szarości, czerni i brązu. Rzadziej sprawdzają się przynęty jasne i srebrzyste. Stosuję je głównie pod wieczór i gdy woda jest zmętniała. Jazie są bardzo płochliwe, więc łowię je z dużej odległości. Czasami wypuszczam woblerka nawet 50 m w dół rzeki, ale wtedy nie zawsze da się go dobrze poprowadzić. Wtedy skracam dystans, jednak bliżej niż na 20 m podchodzę tylko wyjątkowo, gdy woda jest mętna, a jazie dobrze żerują.
Po wypuszczeniu woblerka z prądem powoli podciągam go wzdłuż opaski pod prąd. Żeby zwiększyć szansę na branie, stosuję ten sam manewr co przy łowieniu pstrągów: próbuję rybę zaskoczyć. Spławiam woblerka dalej niż stoi ryba i podciągam go tak, żeby minął ją tuż obok, podchodząc od strony ogona. Wtedy jaź uderza bez zastanowienia. Jeżeli woblerek przechodzi obok niego w dalszej odległości albo napływa z boku, to jaź ma więcej czasu na podjęcie decyzji i niekiedy rezygnuje z ataku. Ale nawet gdy branie nie nastąpi od razu, to często jaź da się skusić za drugim lub trzecim przeprowadzeniem przynęty. Co innego latem i wczesną jesienią. Wtedy trzeba trafić na moment żerowania, bo powtarzaniem rzutów trudno jazia sprowokować.
Czasami pod wieczór widać, jak jazie oczkują zbierając muchy z powierzchni wody. Gdy rójka jest intensywna, to nieraz tak się zapamiętują, że można do nich podejść bardzo blisko. Wtedy skuteczniejsze od woblerków są prowadzone pod wierzchem bardzo małe obrotówki. Im mniejsze, tym lepsze. W sklepach takich nie ma, więc sam robię błystki, które są prawie dwa razy mniejsze od meppsów 00. Żeby zwiększyć ich skuteczność, często łączę je ze sztucznymi muchami. Taką obrotówką rzucam prosto na oczkującą rybę. Jaź albo uderza natychmiast, albo wcale. Chyba że żeruje całe stadko i ryby konkurują między sobą o pokarm. Wtedy zdarza się, że jaź uderzy w obrotówkę podczas ściągania, ale nigdy nie zauważyłem, żeby ją gonił.
Czasami jazi pod wierzchem nie widać. W jednym miejscu mogły zostać spłoszone albo przegonione przez dużego drapieżnika, ale gdy to się powtarza przy kilku opaskach, to znaczy, że jazie tego dnia stoją głębiej. W tych samych miejscach co zawsze, ale metr lub dwa metry pod powierzchnią, często przy samym dnie u podnóża opaski. Najczęściej dzieje się tak przy załamaniu pogody, silnym wietrze, nagłym spadku ciśnienia lub raptownej zmianie poziomu wody. Ryby chętnie ustawiają się wtedy za przeszkodą. Zazwyczaj jest to jakiś garb na dnie lub kamień wyrwany z opaski, ale może być także zatopiona gałąź albo palik wbity w dno. Zdarza się też, że stają za przelewami.
Sięgam wtedy po większe woblerki, w granicach od dwóch do trzech centymetrów, z płasko ułożonym sterem. Co prawda przy wolnym podciąganiu pod prąd schodzą one na głębokość do jednego metra, ale w porównaniu z miniaturkami powierzchniowymi można je uznać za przynęty nurkujące. Poprowadzenie woblerka pół metra lub metr pod powierzchnią wystarcza, żeby głęboko stojący jaź się nim zainteresował. Nawet gdy stoi metr niżej, to i tak często się podniesie i zaatakuje. Podobnie jak przy łowieniu powierzchniowym, prowadzę przynętę jak najwolniej. Tylko kiedy woblerek wchodzi w spokojny nurt za przeszkodą, podciągam go szybciej i skokami. Jaź bierze w momencie, gdy przynęta mija przeszkodę i przechodzi przez prądzik, jakby się obawiał, że zdobycz mu ucieknie.
Latem i wczesną jesienią (do końca września) także łowię jazie przy opaskach, ale często też szukam ich na przelewach i rozmytych końcówkach główek. Nawet gdy część kamieni wystaje z wody, to warto tam przeciągnąć woblerka, bo jaź może wyskoczyć do przynęty z każdego dołka między kamieniami. Poza tym pod jesień jazie bardzo często stoją na napływach przelewów. Nie za przeszkodami, jak wiosną, ale przed nimi. Podczas niżówek chętnie ustawiają się w prądzikach albo warkoczach za przeszkodami. Kiedy woda przybiera, to wpływają nieomal na brzeg. Wtedy podciągam woblerka jak najbliżej kamieni lub zalanej trawy.
Latem i jesienią używam tych samych przynęt co wiosną, tyle że więcej brań mam na jasne woblerki. W zmąconej wodzie skuteczne bywają nawet przynęty jaskrawe.