Winę za nieudane połowy wielu wędkarzy chętnie zrzuca na fronty atmosferyczne i związane z nimi nagłe zmiany ciśnienia. Celują w tych obserwacjach zwłaszcza łowcy okoni. Mają oczywiście ku temu powody. Po pierwsze, ciśnienie atmosferyczne rzeczywiście wpływa na zachowanie się ryb. Po drugie, jest prawdą, że zmiany ciśnienia silniej wpływają na ryby, które mają zamknięty pęcherz pławny, a okonie też do nich należą.
Najogólniej rzecz ujmując, pogodę kształtują przemieszczające się masy powietrza o różnej temperaturze i ciśnieniu. Na granicach dwóch takich mas tworzą się fronty wpływające na ciśnienie atmosferyczne. Fronty wpływają oczywiście na zachowanie się ryb – w tej kwestii wędkarze są zgodni. Potwierdzają to także połowy zgłaszane do „Parady rekordów”. Zgromadzone w redakcji dane wskazują, że w czasie dużych spadków lub wzrostów ciśnienia liczba złowionych okazów jest wyraźnie mniejsza. Nie bez powodu więc wielu wędkarzy śledzi wskazania barometru i kieruje się nimi planując wyprawy. Ale bez barometru też można się obejść.
Gdy po kilku dniach stabilnej, łagodnej pogody ciśnienie spada, wzmaga się wiatr, a na niebie pojawia się coraz więcej chmur, to znak, że zbliża się front zimny. Ryby żerują wtedy intensywniej. Po przejściu frontu ciśnienie gwałtownie wzrasta, niebo staje się bezchmurne, temperatura spada. Zimne są zwłaszcza noce. Łowienie staje się trudniejsze, brań jest wyraźnie mniej. Gdy przechodzi front ciepły, ryby żerują chętnie, być może przewidując, że w nadchodzących dniach warunki się pogorszą. Biorą wspaniale, gdy nadciąga burza i ciśnienie spada. Z kolei po przejściu frontu, kiedy ciśnienie rośnie, przestają żerować.
Jeżeli zapytamy wędkarzy, jak to się dzieje, że przechodzący front tak mocno wpływa na zachowanie ryb, przekonującej odpowiedzi prawdopodobnie nie dostaniemy. Co gorsza, także naukowcy nie poświęcili temu zjawisku wiele uwagi. Badania były nieliczne, a ich wyniki niejasne i nieraz sprzeczne.
Niektórzy wędkarze sądzą, że ciśnienie atmosferyczne wpływa bezpośrednio na pęcherz pławny ryb. Nadciągający niż zwiększa jego objętość. Żeby temu przeciwdziałać, ryby schodzą nieco głębiej, gdzie ciśnienie wody jest wyższe. I na odwrót: gdy ciśnienie atmosferyczne rośnie, kierują się ku powierzchni. Pęcherz pławny służy rybom do utrzymywania się na wybranej głębokości. Zmiany ciśnienia sprawiają, że ten mechanizm zawodzi. Dlatego po przejściu frontu ryby przestają żerować i czekają, aż warunki się unormują.
Hipoteza ta ma jednak słabe strony. Ciśnienie wody zmienia się znacznie wraz z głębokością. Chcąc całkowicie zrekompensować normalne wahania ciśnienia atmosferycznego, ryba musiałaby zmieniać głębokość zaledwie o kilka centymetrów na godzinę. Nawet przy największych zmianach ciśnienia atmosferycznego, jakie zdarzają się podczas silnych burz, ta różnica wynosiłaby zaledwie kilkadziesiąt centymetrów.
Trudno więc sądzić, by to, co na skutek zmian ciśnienia dzieje się z pęcherzem pławnym, mogło aż tak bardzo wpływać na zachowanie ryb. Być może więc odpowiada za to inny mechanizm. Woda, w przeciwieństwie do powietrza, nie jest ściśliwa, zatem wahania ciśnienia atmosferycznego w niewielkim stopniu przenoszą się na ciśnienie wody. Zmiany te mogą jednak być odbierane przez ryby za pomocą bardzo czułego zmysłu linii bocznej. Tłumaczyłoby to, dlaczego ryby w rzekach są mniej wrażliwe na fronty atmosferyczne od ryb w jeziorach: woda znajdująca się w ruchu jest mniej podatna na ściskanie niż woda nieruchoma. Ryby mogą też odczuwać bardzo małe zmiany ciśnienia wywieranego na ucho wewnętrzne.
Są jeszcze inne hipotezy. Gdy ciśnienie rośnie, zooplankton traci pływalność i opada głębiej. Wtedy jednak, w pobliżu dna lub między roślinnością, jest dla małych ryb planktonożernych trudniej dostępny niż przy powierzchni. W rezultacie drobnica się chowa i czeka na lepsze warunki do żerowania. To samo robią drapieżniki. Kiedy ciśnienie później spada, plankton wypływa ku powierzchni. Pod wpływem wiatru zbiera się w pewnych miejscach, tam też pojawiają się mali planktonożercy, a w ślad za nimi drapieżniki: okonie, sandacze, szczupaki. Oto dlaczego brania przy powierzchni zdarzają się zwykle wtedy, gdy ciśnienie jest niskie. Drapieżniki po prostu nie przepuszczają okazji, by się najeść do syta. Kiedy po przejściu frontu ciśnienie rośnie, szansa na łatwą zdobycz się zmniejsza i ryby przestają być aktywne.
Co na tę teorię mówi nauka? Zdaniem badaczy planktonu, sprawa znów nie jest tak prosta. Aby ciśnienie mogło bezpośrednio wpływać na pływalność planktonu, składające się nań małe organizmy musiałyby mieć wypełnione gazem pęcherzyki. Tymczasem mają je tylko larwy wodzienia, które zresztą raczej rzadko są zjadane przez małe ryby, bo w dzień chronią się w najgłębszych częściach jeziora, nawet gdy brakuje tam tlenu. Dopiero na noc wypływają bliżej powierzchni, gdzie zjadają drobny zooplankton. Przechodzący front musi zatem wpływać na położenie planktonu w inny sposób.
Towarzyszące często frontom silne wiatry powodują tzw. cyrkulacje Langmuira. Zjawisko to jest lepiej znane marynarzom i morskim rybakom, bo na morzu pojawia się częściej i widać je znacznie wyraźniej niż w dużych rzekach i jeziorach. Polega ono na tym, że na wodzie zgodnie z kierunkiem wiejącego wiatru tworzą się podłużne smugi (pasy) od gromadzących się na powierzchni drobnych materiałów: większej zawiesiny, liści, patyczków, przy silnych wiatrach nawet piany. Poniżej tych smug woda przemieszcza się w dół, natomiast między nimi wznosi się ku powierzchni. Tu właśnie gromadzą się glony i zooplankton, przyniesiony prądami wznoszącymi. Potem jednak nie opadają wraz z prądem w dół, ponieważ starają się utrzymać w strefie, gdzie jest odpowiednia dla nich ilość światła. Powstają zatem miejsca, w których plankton zostaje jakby uwięziony. Tam też zaczynają się gromadzić małe ryby planktonożerne, a za nimi przybywają drapieżniki. A jest za czym. W fińskim jeziorze Hiidenvesi stwierdzono, że zagęszczenie stynek w obszarach z prądami wznoszącymi wynosiło (w przeliczeniu na hektar) nawet 27000 osobników, natomiast między nimi jedynie 7400 ryb.
Zooplankton migruje w ciągu doby w górę i w dół, zależnie od pory dnia i intensywności światła. W dzień się zagłębia w plosie jeziora, nocą wypływa bliżej powierzchni. Do takich zachowań zmuszają go ryby planktonożerne: sielawy, stynki, ukleje, młodociane stadia ryb karpiowatych i okoni. Naukowcy bowiem stwierdzili, że w jeziorach, w których tych ryb nie ma, plankton również nie odbywa dobowych wędrówek. Jeżeli front przynosi zachmurzenie, w wodzie jest mniej światła i plankton wypływa ku powierzchni (podobnie się dzieje podczas pochmurnego niżu). Wzrostowi ciśnienia po przejściu zimnego frontu towarzyszy często pogoda bezchmurna. Wtedy w wodzie robi się jaśniej i plankton w dzień się silniej zagłębia.
Tak więc zdaniem naukowców bezpośredni i decydujący wpływ na zachowanie się ryb mają nie tyle same zmiany ciśnienia powietrza, ile raczej inne zjawiska pogodowe, które tym zmianom towarzyszą. Są to wiatry, burze, zmiany temperatury, intensywność światła zależna od stopnia zachmurzenia. Pogody nie potrafimy zmienić, możemy się tylko do niej dostosować, czyli wybierać takie miejsca i techniki łowienia, przynęty i sposoby ich prezentacji, by do maksimum zwiększyć swoje szanse. Oto garść praktycznych wskazówek.
Zimny front jest poprzedzany spadkiem ciśnienia, któremu często towarzyszą dobre brania. Drapieżników można się wtedy spodziewać zwłaszcza w zatokach, w pobliżu dopływów i urwistych brzegów. Żerują przy powierzchni, bo tam przebywają ich ofiary. Dobre są więc szybko płynące przynęty powierzchniowe: woblery i poppery.
Po przejściu frontu zimnego powinno się łowić głębiej i używać mniejszych przynęt o barwach naturalnych. Warto też zastosować cieńszą żyłkę, bo jest mniej widoczna, a ponadto wisząca na niej mała przynęta wykonuje ruchy bardziej naturalne. Należy ją prowadzić wysokimi skokami, żeby się jak najdłużej poruszała w linii pionowej, penetrując zarośla i inne kryjówki drapieżników. Znacznie mniej skuteczne są wtedy przynęty szybsze, prowadzone poziomo, np. obrotówki. Drapieżniki są bowiem mało aktywne, nie gonią zdobyczy i atakują tylko wtedy, gdy nie muszą się zbytnio przy tym trudzić. Wiosną warto się wybierać na duże ryby w nocy po przejściu zimnego frontu. Dokładniej: o zachodzie i wschodzie słońca, w jednym i drugim przypadku z godzinnym odchyleniem w obie strony (godzinę przed i godzinę po).
Kiedy pogoda jest stabilna i barometr wskazuje tylko niewielkie wahania ciśnienia, drapieżniki są zazwyczaj rozproszone, podobnie jak ich żer. Mogą przebywać na różnej głębokości, trzymać się różnych miejsc i wykazywać rozmaity poziom aktywności.
Ciekawa sytuacja występuje zimą pod lodem. Zbiorniki są wówczas odcięte od działania większości czynników atmosferycznych. Wyjątkiem jest właśnie ciśnienie. Temperatura wody pod lodem jest dosyć stała i nie zależy od tego, co się dzieje w atmosferze. Wiatry nie wywołują falowania i nie mieszają wody. Nawet oświetlenie zmienia się pod wodą nieznacznie, zwłaszcza gdy na lodzie leży gruba warstwa śniegu. Natomiast tafla lodu nie stanowi bariery dla zmian ciśnienia, bo podlega jego wpływom: zapada się i wybrzusza. Pod lodem zmiany ciśnienia są dla ryb wyraźniej odczuwalne. Z powodu niskiej temperatury bowiem ich przemiana materii przebiega wolniej i nie mogą one dostatecznie szybko reagować na zmiany ciśnienia, żeby się adaptować do nowych warunków. To powoduje, że odczuwają dyskomfort i żerują słabo.
Bywają dni, że połowy spod lodu są fatalne, mimo stosowania różnych przynęt, zanęt i sposobów łowienia. Podobnie jak w ciepłych porach roku, wędkarze wyjaśniają to zmianami ciśnienia. Tym razem są prawdopodobnie bliżsi prawdy.
Najmniej korzystny dla żerowania ryb w zimie jest nagły wzrost ciśnienia. Dotyczy to trzech najczęściej spod lodu łowionych gatunków: okoni, płoci i leszczy. Wśród nich najsilniej reagują okonie, które źle żerują także przy spadku ciśnienia. Te trzy gatunki najlepiej łowić wtedy, gdy ciśnienie jest stałe lub zmienia się w niewielkim stopniu.
Waldemar Borys
PĘCHERZ PŁAWNY
Wypełniony gazem pęcherz pławny, mimo prostoty swej budowy, pełni w organizmie ryby aż kilka funkcji, m.in. jest organem hydrostatycznym. Dzięki niemu ryba nie tonie i bez wysiłku unosi się na określonej głębokości.
Problemy się zaczynają, gdy chce tę głębokość zmienić. Gdy wypływa, jej pęcherz się rozpręża i ciało nabiera wyporności, musi więc usunąć część gazu, by odzyskać pływalność neutralną. Jeśli tego nie zrobi, będzie musiała się bronić przed wyrzuceniem na powierzchnię. Natomiast gdy ryba się zagłębia, musi pęcherz dopełnić gazem rekompensując zwiększone ciśnienie. W ten sposób zapobiegnie dalszemu opadaniu.
Nadmiaru gazu mogą się szybko pozbyć ryby, których pęcherz pławny ma połączenie z przełykiem. Potrafią one także napełnić go połykając powietrze z powierzchni wody. Są to tzw. ryby otwartopęcherzowe. Do tej grupy należą m.in. ryby łososiowate, a także szczupaki i węgorze. Połączenie z przełykiem mają także ryby karpiowate, u nich jednak pęcherz składa się z dwóch komór. Jedna z nich, tylna, pełni funkcję narządu wypornościowego i to ona jest połączona z przełykiem. Inaczej jest u ryb zamkniętopęcherzowych (okonie, sandacze, jazgarze, dorsze). Ich pęcherz jest zamknięty, a zawartość gazów regulują dwa gruczoły, owalny i gazowy, znajdujące się w jego ścianach. Gruczoł owalny pochłania gazy z wnętrza pęcherza, gazowy wydziela je do środka. Oba procesy nie są zbyt wydajne i długo trwają. Na przykład okoń wyciągnięty do powierzchni z głębokości 3 metrów potrzebuje aż 9 godzin, żeby jego owal wchłonął do krwi nadmiar gazów i ryba znów uzyskała pływalność neutralną. Pod tym względem większą zdolność przystosowywania się do zmian ciśnienia mają ryby karpiowate, bo oprócz połączenia pęcherza z przełykiem mają także organy działające podobnie jak owal i gruczoł gazowy.
Zarówno ryby otwarto-, jak i zamkniętopęcherzowe na ogół lepiej tolerują wzrost ciśnienia niż jego spadek. Warto pamiętać o tym, zwłaszcza gdy z głębokiej wody wyciągamy ryby zamkniętopęcherzowe. Dla okoni i sandaczy niekorzystne jest już windowanie ich z głębokości większej niż 7 metrów. Jeżeli zostały złowione poniżej dwunastu metrów, lepiej ich już później nie wypuszczać, bo na pewno zginą. Nie zdołają bowiem odpowiednio szybko usunąć nadmiaru gazów i rozprężony pęcherz nie pozwoli im się zanurzyć. W USA wymyślono nawet, że uwalniając takie ryby trzeba im wcześniej grubą igłą lekarską przebić powłoki brzuszne i ścianę pęcherza, by wypuścić z niego gazy.