Mieszkam tuż pod Wawelem i wiślane drapieżniki łowię w samym centrum miasta. Szukam ich na kamienistych stokach głównego nurtu rzeki i w głębokich dołach wymytych za filarami mostów. W tych samych miejscach żyją obok siebie sandacze, sumy i wyrośnięte szczupaki. Do pierwszych dwóch gatunków Wisła należy od zmroku do świtu. Szczupaki królują za dnia. Najczęściej łowię je na koguty.
Przy średnim stanie rzeki moim głównym szczupakowym łowiskiem są kamieniste stoki, które utworzył główny nurt, głęboki na 4 – 5 m. Pomiędzy tymi spadami a brzegiem są półki, szerokie na kilkanaście metrów i na trzy metry głębokie. W strefie, która się znajduje na pograniczu nurtu i spokojnej wody (krawędź uskoku i półki), szuka pokarmu większość wiślanych ryb spokojnego żeru (są to głównie leszcze, płocie i karasie). Za nimi ciągną stada okoni, a wśród zaczepów i kamieni kryją się sumy, sandacze i szczupaki. Ich potencjalne ofiary są przeważnie spore, więc na rafie trzymają się tylko duże szczupaki. Mniejsze, kilogramowe, stają pod brzegami i na skraju zarastającej płycizny roślinności. Szczupaki najchętniej trzymają się raf najbardziej oddalonych od głównego nurtu, które przeważnie są też łagodniejsze i szersze od innych. Znajdują się zwykle po wewnętrznej stronie zakrętów. Niestety, często są zbyt odległe od brzegu i trudno do nich dorzucić.
Ponieważ w moim łowisku jest bardzo dużo zaczepów, koguty sporządzam na główkach jigowych z solidnymi hakami. Zarzucam je w nurt na ukos w dół rzeki, a gdy opadną do dna, podrywam energicznie wędką i kołowrotkiem metr nad dno i prowadzę po skosie w górę kamienistego stoku. Jeżeli to poderwanie będzie niemrawe albo zbyt niskie, kogut od razu uwięźnie między kamieniami.
Szczupak prawie zawsze uderza wtedy, gdy przynęta opada. W rzece jednak kogut nie nurkuje pionowo, jak w jeziorze, ale pod pewnym kątem, bo znosi go nurt. Opad trwa więc dłużej. Jeszcze bardziej spowolni go lżejsza główka, duża ilość długiego pierza i włosia na haczyku oraz użycie plecionki. Plecionka jest cieńsza od żyłki o tej samej wytrzymałości, więc nurt słabiej ją znosi. Z budową odpowiedniego koguta nie ma problemu, bo wystarczy dać obfity pęczek piór dwa razy dłuższy od jigowej główki. Trudniej jest dobrać odpowiedni ciężar główki. Kogut musi być na tyle – i tylko na tyle! – ciężki, żeby doszedł do dna w nurcie u podstawy rafy. Każdy dodatkowy gram ułatwia zarzucanie i sprowadzanie przynęty do dna, ale przyspiesza też jej opad, a to wyraźnie zmniejsza liczbę brań.
Im lżejszy kogut, tym mocniej falujące włosie lub kogucie pióra szczupaka intryguje i tym więcej czasu ma on na atak. Przy średnim stanie Wisły zazwyczaj wystarczają mi główki o wadze 15 – 20 gramów (obławianie rafy wymagałoby cięższych główek). Przy niskich stanach rzeki i w miejscach o najmniejszym uciągu z wagą przynęty schodzę do 12, a nawet 10 g. Wtedy też często przeczesuję głębokie doły, gdzie w czasie niżówek gromadzą się największe drapieżniki. Bardzo znany jest znajdujący się w centrum Krakowa dół przy filarze mostu Grunwaldzkiego. Jego głębokość sięga nawet dziewięciu metrów. Zakładam tam koguty 30-gramowe. Podczas przyborów rafy zostawiam w spokoju, przeczesuję natomiast ujścia dopływów (Rudawy, Wilgi, Białuchy), bo wtedy tam gromadzą się szczupaki.
Zazwyczaj zaczynam od białego koguta z czerwoną główką. Kiedy dobiorę już ciężar główki i łowi mi się dobrze, ale brań nie ma, próbuję innych kolorów. W pogodne dni zaczynam od kogutów brązowych, a potem przez żółte i pomarańczowe dochodzę aż do wściekle seledynowych. Biel, pomarańcz i seledyn sprawdzają się też najlepiej w dni deszczowe i gdy woda jest mętna.
Stanisław Jałocha
Kraków