piątek, 26 kwietnia, 2024
Strona głównaZa granicąGLOWACICA PO MONGOLSKU

GLOWACICA PO MONGOLSKU

We wrześniu zeszłego roku wyjechałem na trzytygodniową wyprawę do Mongolii. Tajmienie łowiliśmy w niewielkiej rzece Chulut (czytaj czulut), dopływie Selengi. Przez sześć i pół dnia spędzonych nad rzeką złowiliśmy około 50 tajmieni, największy miał 124 cm i ważył 16 kg. Oto garść praktycznych informacji dla osób, które też byłyby taką wyprawą zainteresowane.

Wędkarska wyprawa do Mongolii wymaga zdrowia, dobrej kondycji fizycznej i towarzystwa ludzi, na których można w potrzebie polegać. Najlepiej znaleźć (np. poprzez internet) doświadczonego organizatora, który zna miejscowe warunki i zwyczaje, zaplanuje wyprawę, zatroszczy się na miejscu o noclegi, wyżywienie, w miarę możności sprzęt turystyczny, transport i sprawdzonych przewodników. Na własną rękę lepiej wyprawy nie podejmować.

Ciepły sezon trwa tam od czerwca do połowy września. Na wiosnę woda w rzekach bywa wysoka, co utrudnia łowienie i przeprawy. Jesienią temperatury w górach spadają znacznie poniżej zera. Bardzo dobry jest sierpień, kiedy tajmienie polują na wycierające się strzeble. Jednak zmorą lata są komary i meszki. Podróż samolotem w obie strony (lotnisko w Ułan Bator) to koszt około 550 dolarów. Kolej transsyberyjska jest o połowę tańsza, ale jedzie się przeszło tydzień. W promieniu co najmniej stu kilometrów od stolicy wody są przełowione. Na tajmienie trzeba się wybrać daleko na północ lub na zachód kraju. Z ogromnych ryb słynie zwłaszcza Selenga i Szyszchid, obie rzeki płyną kilkaset kilometrów na północ od Ułan Bator. Choć dróg praktycznie nie ma, do większości osad można niedrogo dojechać autobusami, a dalej konno. Prościej i wygodniej jest wynająć w stolicy przewodnika z terenowym UAZ-em. Kosztuje to od 15 do 30 dolarów za dobę. O cenę wszelkich usług warto się targować.

Zezwolenia na połów tajmieni można wykupić w stolicy lub na miejscu u zarządców (opiekunów) poszczególnych rzek. Na niektórych łowiskach trzeba z góry zapłacić za każdego złowionego tajmienia. Cena dochodzi nawet do 100 USD. Teoretycznie obowiązuje waluta miejscowa, ale przyjęcia dolarów nikt nie odmówi. Koniecznie trzeba zabrać pieniądze o niskich nominałach. Podróżowanie jest bezpieczne, bo Mongołowie to naród gościnny i przyjaźnie nastawiony do turystów. Wszędzie można się swobodnie porozumieć po rosyjsku.

Problemem jest ograniczenie bagażu lotniczego do 25 kg. Oprócz wyposażenia wędkarskiego, aparatu fotograficznego i rzeczy osobistych trzeba zabrać sprzęt biwakowy, śpiwory, namioty i – niezależnie od pory roku – ciepłe ubrania. W żywność i podstawową odzież można się zaopatrzyć na miejscu. Nie można też zapomnieć o apteczce.

W zestawie wędkarskim powinny się znaleźć spodnie gumowe lub neoprenowe, co najmniej dwa bardzo solidne wędziska i kołowrotki, żyłka 0,40 – 0,50 mm lub odpowiednio mocna plecionka i duży zapas przynęt. Zabieramy woblery pływające, zarówno pracujące pod samą powierzchnią, jak i nurkujące na kilka metrów, wielkość od 12 do 20 cm. Za dnia sprawdzały się przede wszystkim woblery złociste. W krystalicznie czystej wodzie przynęty ciemne zwykle były skuteczniejsze od jasnych. Koniecznym uzupełnieniem zwykłych przynęt były oklejone futerkiem tzw. myszy, do połowów nocnych.

Do kupienia na miejscu. W woblerach najlepiej zawczasu usunąć wszystkie kotwice i kółka łącznikowe i na ich miejsce założyć morskie, o kilkakrotnie większej wytrzymałości. Za dnia tajmienie najchętniej biły w woblery prowadzone wolno i głęboko w poprzek rzeki. Zazwyczaj atakowały bardzo delikatnie. Dlatego zacinałem na każdy sygnał brania. Najwięcej dużych tajmieni złowiliśmy nocą na płytko prowadzone woblery i „myszy”. Skuteczność „myszy” bierze się stąd, że tajmienie często polują na drobne gryzonie przepływające przez rzeki. Nocą uderzenia były zawsze bardzo energiczne.

Tadeusz Ćwik

PODPIS POD TADKA Z NOCNA TYBA

Syberyjskie głowacice (tajmienie) prawie niczym nie różnią się od swych dunajskich krewniaków. Są tylko trochę intensywniej ubarwione i mają większą płetwę ogonową. Są też smuklejsze, za to nieporównanie silniejsze i bardziej waleczne. Mają podobne obyczaje. Im mniejsza rzeka, tym chętniej skupiają się tam, gdzie najgłębiej. W Chulucie łowiłem je w takich samych miejscach jak w Dunajcu: w głębokich dołach wymytych pod urwistą skałą, na podmytych zakrętach, w klasycznych „baniach” z wlewem, obszernym dołem i rozległą płanią czy wreszcie w głębokich rynnach i za głazami pośrodku nurtu.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments