piątek, 19 kwietnia, 2024
Strona głównaŁowiskoSANDACZE Z LUBIENIA

SANDACZE Z LUBIENIA

W każdym zbiorniku sandacze mają trochę inne zwyczaje, bo żyją w odmiennym środowisku. Im więcej o nich wiem i lepiej je rozumiem, tym skuteczniej je łowię. Najlepiej poznałem sandacze
z jeziora Lubień na Kujawach.

Lubień można porównać do podłużnej misy. Zaraz za przybrzeżnym pasem roślin rozciągają się szerokie łagodne stoki schodzące do głębokości 5 – 6 m. Początkowe 20 – 30 metrów stoków, mniej więcej do głębokości 2 m, to twarde ilaste blaty. Dalej zaczyna się muł. Dno jest prawie równe, bez podwodnych uskoków i górek. Jedynym jego urozmaiceniem jest głębia na wprost kościoła w Lubieniu.

W czerwcu i na początku lipca sandacze żerują tu na twardych przybrzeżnych blatach. Najbardziej interesują się przynętami, które odpływają od brzegu na głęboką wodę. Dlatego spiningowanie z brzegu daje marne wyniki. Nawet podczas łowienia z łódki prawie wszystkie brania następują po rzutach skierowanych pod brzeg. Parę razy, gdy sandacze dobrze żerowały, próbowałem prowadzić przynętę równolegle do brzegu, ale jakoś nigdy nie udało mi się nic złowić. Na wybrane łowisko podpływam zawsze od strony otwartej wody i kotwiczę łódkę na odległość rzutu od przybrzeżnych zarośli. Przeważnie wypada to już poza granicą twardego i mulistego dna. To ważny szczegół, bo ostrożne położenie kotwicy na mule nie płoszy żerujących sandaczy, co może się łatwo zdarzyć, gdy kotwica stuknie o twarde dno. Pilnuję również ciszy na łódce. Już parę razy mi się przytrafiło, że dobre brania przerwał odgłos spadającego z ławki pudełka.

Na wędkę przeważnie zakładam twistery, rzadziej rippery, o długości 7,5 cm. Najczęściej zielone z brokatem, perłowe lub fioletowe. Ponieważ łowię na głębokości do 2 m, zbroję je w główki co najwyżej 4-gramowe. Rzucam gumy na skraj zarośli i prowadzę je tak długo, dopóki czuję twarde dno. Na początku zawsze łowię z opadu. Przynętę prowadzę bardzo nieregularnie. Co kilka skoków zmieniam tempo, robię przerwę zostawiając gumę na dnie albo podrywam ją na inną wysokość. Gdy to nie skutkuje, próbuję wlec gumę po dnie, robiąc przerwy i zmieniając tempo. Co jakiś czas podnoszę ją nad dno.

Czasem, przy bardzo słabym żerowaniu, sandacze delikatnie chwytają gumę, gdy się ją podnosi z dna. Na kiju tego wyczuć nie można, niekiedy widzę tylko podejrzany ruch żyłki lub później na ogonie twistera znajduję ślady zębów. Zmieniam wtedy i zestaw, i sposób prowadzenia. Dotąd używałem żyłki 0,25 i 4-gramowej główki. Teraz zakładam żyłkę 0,28 mm i główkę o wadze 3 lub nawet 2,5 grama. Obie te zmiany spowalniają ruch gumy w wodzie. Prowadzę ją unosząc wędkę o kilkanaście centymetrów (przedtem trzymam ją bardzo nisko) i jednocześnie kręcę dwa razy korbką kołowrotka. Staram się podrywać twistera łagodnie i nisko nad dno. Każde nienaturalne zakłócenie zwisu żyłki oznacza branie.

Sandacze kręcą się po większości blatów w jeziorze. Gdy nie mam brań w dwóch – trzech napływach, to uznaję, że w tym dniu szanse ich złowienia są niewielkie.

W toni
Zazwyczaj około połowy lipca woda w Lubieniu zakwita. Sandacze coraz rzadziej zaglądają na blaty i rozpraszają się po całym jeziorze. Stoją jednak nie przy dnie, ale w toni, na głębokości około 1,5 – 2 m. Prawdopodobnie nad mulistym dnem na głębokości 5 – 6 m zaczyna wtedy brakować tlenu i tę strefę wody ryby omijają. Potwierdzają to spostrzeżenia wędkarzy gruntowych, którzy w czasie zakwitów mają kłopoty ze złowieniem z dna jakiejkolwiek ryby. Sądzę, że sandacze wybierają głębokość do dwóch metrów, dlatego że tam woda jest już dla nich dość chłodna, a jeszcze dostatecznie natleniona.

Szukanie sandaczy w toni to marne zajęcie, bo w otwartej wodzie krążą po dużym obszarze. Ponieważ podwodnych górek tu nie ma, jedynymi charakterystycznymi punktami, gdzie sandacze się grupują, są rozrzucone tu i ówdzie po jeziorze zatopione drzewa. Po zakotwiczeniu łódki w pobliżu takiego drzewa rzucam gumą przez jego koronę, często między gałęzie. Niezależnie od tego, jak wysoko wystają nad dno, prowadzę przynętę nieregularnymi pociągnięciami (schodkami) na głębokości do dwóch metrów. Idealnie, gdy jednocześnie jest to nie więcej niż pół metra nad szczytami gałęzi. Sandacze stoją w koronie drzewa i w jego najbliższej okolicy.

Gdy łowię w zaczepach, zakładam plecionkę, żeby puknięcie o gałąź odróżnić od brania. Chroni mnie to przed pomyłkowym zacinaniem, które może się skończyć wbiciem haka w gałąź. Gumy zbroję główkami o wadze 3 – 4 gramów. Zakładam je ukośnie w ten sposób, że kolanko haka wystaje na zewnątrz twistera, a grot jest w nim schowany. Wolę zepsuć zacięcie jednego czy drugiego sandacza niż zrywając gumę na zaczepie wypłoszyć całe stado. Tylko przy bardzo dobrym żerowaniu zbroję gumy normalnie, bo wtedy prawdopodobieństwo brania jest większe niż zaczepu.
Na blatach sandacze biorą najlepiej pod wieczór lub wcześnie rano, w toni zaczynam łowić nie wcześniej niż około 8.30. Czasami brania są przez cały dzień.

Na głębokiej wodzie
Zakwit glonów na Lubieniu kończy się przeważnie w połowie października. Sandacze wracają wtedy nad dno, ale już nie na płytkie przybrzeżne blaty, tylko na głębokość 5 – 6 m. Widocznie głęboka woda jest wtedy dla nich ważniejsza niż rodzaj dna. Nie łowię ich jednak na stokach jedynego w tym jeziorze zagłębienia, bo prawdopodobnie przez cały rok jest tam za mało tlenu. Sandacze nadal lubią zatopione drzewa, ale przeczesując dno można na nie trafić gdziekolwiek. Trzeba tylko podrywać przynętę na mniej więcej metr powyżej dna. Na tej wysokości brania są bardzo częste i tak też ustawiają jesienią grunt wędkarze łowiący sandacze na zestawy spławikowe.

Andrzej Zaborowski
Włocławek
notował J.K.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments