czwartek, 28 marca, 2024
Strona głównaSpławikW ZIMNO NA LESZCZE

W ZIMNO NA LESZCZE

Zimno, przenikliwy wiatr. Mocno sfalowana woda zniechęca do wypłynięcie łodzią na jezioro. Na domiar złego z granatowych chmur sypią grube płatki śniegu. Po chwili wiatr jednak ucicha, wychodzi słońce i rozświetla żółtą łuną przybrzeżne trzciny. Można płynąć.

Z moich doświadczeń wynika, że taka zmienna pogoda, gdy co jakiś czas zza ciemnych chmur przebłyskuje ostre słońce, jest wymarzona na listopadowe leszcze. Późną jesienią grupują się one w wielkie stada i przebywają w najgłębszej części akwenu. Jezioro, na którym łowię, ma 60 hektarów powierzchni i maksymalną głębokość 12 m. O tej porze roku leszcze znajduję na blatach o twardym dnie skrytych pod 8 – 10-metrową warstwą wody. Jednak nie pośrodku jeziora, ale w miejscach zacisznych, nie wystawionych na działanie wiatru i dużych fal.

Bankowym łowiskiem jest pas równego dna poniżej gwałtownie opadającego stoku, będącego podwodnym przedłużeniem wysokiego brzegu. Drugą świetną miejscówką jest blat na wlocie do rozległej zatoki, otoczonej ze wszystkich stron szerokim pasem trzcin. Znam jeszcze jedno stanowisko jesiennych leszczy, które odwiedzam najpóźniej, niekiedy nawet w grudniu. Jest nim południowa strona cypla daleko wychodzącego w wodę i nieomal dotykającego najgłębszego miejsca na jeziorze. Tutaj leszcze schodzą, kiedy woda robi się gęsta niczym olej i wiadomo, że lada chwila jezioro zeszkli lód.

W listopadzie leszcze są bardzo powolne, pobierają bardzo mało pokarmu, a szukają go tylko w najbliższym sąsiedztwie. Nie jest wskazane sypanie im dużej ilości zanęty. Wystarczy kilogram ugotowanej kukurydzy, pęcaku lub pszenicy, sklejony zaparzonymi płatkami owsianymi oraz wzbogacony o garść białych robaków lub pokrojonych dżdżownic. Na haczyk zakładam dwa ziarna i blokuję robaczkiem. Grunt ustawiam tak, żeby przynęta opierała się o dno lub zwisała tuż nad nim. Przypon daję zaledwie 5-centymetrowy. Między bajki można włożyć rady o stosowaniu metrowego przyponu i kładzeniu przynęty na dnie. Teraz na takim zestawie nie zobaczymy brania, bo są niezwykle anemiczne. Nie ma mowy o wyłożeniu lub zatopieniu spławika. To najwyżej kilkumilimetrowe przytopienie lub wynurzenie antenki, czasem centymetrowe przesunięcie. Tak wygląda branie zarówno małego, jak i dużego leszcza. Żeby je dostrzec, wędkę zarzucam bardzo blisko łodzi. Od tej chwili pozostaje już tylko cierpliwie czekać i reagować natychmiastowym zacięciem na każdy podejrzany ruch spławika.

Mirosław Koneczny

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments