Gumę trudno uwolnić z zaczepu. Udaje się to tylko wtedy, gdy zaklinuje się główka. Jeśli to haczyk wbije się w korzeń lub pień drzewa, szanse są minimalne. Kotwiczkę błystki łatwiej odstrzelić lub wyprostować grot, ale pojedynczy hak trzyma o wiele mocniej.
- Kolejny ripper uratowany – stwierdził triumfalnie Zbigniew Masny z Bydgoszczy, kiedy na mistrzostwach kraju w Gorzowie na moich oczach uwolnił przynętę z gąszcza przybrzeżnych korzeni.

Posłużył się odczepiaczem wykonanym z pręta stalowego. – Nie zdaje egzaminu tylko wtedy, gdy przynęta zaczepi się daleko, a na dodatek pod prąd. W innych przypadkach zwykle wystarczy założyć pręt na żyłkę, zabezpieczyć koszulkami igelitowymi, żeby nie spadł, i spuścić po żyłce w dół. Prąd sam naprowadzi go na wbity haczyk. Wtedy wystarczy lekko szarpnąć linkę i gotowe. Jest to nasza bydgoska konstrukcja, pomysłodawcą był Olek Ocimski. Wzorowana jest na znanym „Plusku”, ale w przeciwieństwie do pierwowzoru doskonale radzi sobie z gumami. Decyduje o tym użycie pręta zamiast kątownika. Z tym odczepiaczem nie rozstaję się od trzech lat. Podczas trzech dni tych mistrzostw straciłem zaledwie jedną przynętę.
Masny przywiózł kilka odczepiaczy do Gorzowa, sprzedawał je po 30 zł. Wyposażył w nie swoją drużynę, kupiło je też paru innych wędkarzy. Nie zawiedli się. Już pierwszego dnia uratowane przynęty zwróciły cały koszt zakupu.
(b)