sobota, 15 lutego, 2025
Strona głównaSpławikPANI WSZĘDOBYLSKA

PANI WSZĘDOBYLSKA

“Wszędobylska płotka” – tak się o tej rybie zwykło mówić. Czasem jednak zadaję sobie pytanie: skoro jest taka wszędobylska, to dlaczego nie ma jej akurat tam, gdzie ją właśnie usiłuję złowić? Na szczęście nie zdarza mi się to zbyt często.

Wyprawę na płotki rozpoczynam w domu. Jest ścisła zależność między czasem przeznaczonym na przygotowania a wynikiem wyprawy. Bardzo lubię odległościówkę, ale jeszcze bardziej wędkę z pełnym zestawem, bo łowienie tą metodą sprawia mi najwięcej przyjemności, a zarazem jest skuteczne. I właśnie sporządzanie zestawów jest pierwszym punktem moich domowych przygotowań. Staram się, żeby w swej konstrukcji były proste, a całość miała odpowiednie proporcje.

Do wędki z pełnym zestawem daję żyłkę główną o średnicy 0,12 – 0,14 mm, do tego przypony 0,10 – 0,12 mm, spławiki 1 – 3 g obciążone pojedynczą łezką (wydłużoną, a nie o kształcie gruszki). Przed przyponem montuję stoper gumowy chroniący węzeł przed zniszczeniem. Zestaw obciążam kilkoma stylami jednakowej wielkości. Zaciskam je delikatnie, aby można je było przesuwać po żyłce.

Całości dopełniają cienkie haczyki o numeracji od 14 do 16. Takiego zestawu używam do łowienia z opadu. Odległościówkę uzbrajam w żyłkę trochę grubszą, od 0,14 do 0,15 mm, przypon 0,10 – 0,12 i spławik typu waggler 1,6 + 2,4 g (z wymiennym obciążeniem) mocowany do żyłki krętlikiem z agrafką. Takie połączenie jest bardzo wygodne z dwóch powodów. Po pierwsze – w razie silnych wiatrów mam możliwość szybkiej wymiany. Po drugie – po łowieniu odpinam spławik, nie narażając go na uszkodzenia podczas transportu. Obciążeniem zestawu jest łezka. Około 40 cm nad nią zakładam dodatkowy stoper gumowy, żeby podczas zarzucania zestaw się nie plątał.

Nęcę zwykłą zanętą płociową polskiej produkcji, dodając do niej wiórki kokosowe i mielone, ale nieprażone siemię lniane (po 100 g na 1 kg suchej masy), odrobinę wanilii i zmielonych ziaren kolendry (dla zapachu) i drobne białe robaki (przedtem trzeba je dokładnie przepłukać). Taka zanęta pracuje bardzo intensywnie, tworząc słup od dna do powierzchni. W ten sposób sprowadzam płocie z toni blisko dna.

To w zasadzie koniec przygotowań, można ruszać nad wodę. Jako przynętę zabieram białe robaki, castersy i larwy ochotki.
Gdzie szukać ryb? Jeśli łowimy w miejscu dobrze znanym, ten problem odpada. Gorzej, gdy znajdziemy się gdzieś po raz pierwszy. W takiej sytuacji staram się wybadać, gdzie zwykle łowią miejscowi. Znakiem rozpoznawczym może być wydeptana trawa i, niestety, także pozostawione śmieci. Mam prawo przypuszczać, że takie łowisko jest często nęcone i ryby powinny tu być.

Inną wskazówką są wędkarskie pomosty. Ci, co je stawiali, nie robiliby przecież tego w miejscach bezrybnych. Wybieram łowisko o głębokości 4 – 6 metrów. Najlepiej, żeby był w nim pas roślin. Kule zanęty rzucam w jedno miejsce, tuż za roślinami. Donęcam niewielkimi porcjami co kilka minut. Grunt ustawiam mniej więcej 10 cm nad dnem. Na haczyk zakładam kanapki: biały + ochotka, caster + biały lub caster + ochotka.

Utrzymanie płoci na jednym poziomie jest bardzo trudne, ponieważ płocie żerują w różnych warstwach wody. Gdy więc brania zanikną, natychmiast zmieniam grunt. Podczas kilku godzin łowienia robię to nawet kilkanaście razy. Mała ilość brań kusi do używania dwóch wędek jednocześnie. Jest to błąd, i to duży. Jedna wędka trzymana w ręku to najskuteczniejsze narzędzie połowu. Przy dwóch wędkach na większość brań nie zdążymy w porę zareagować. Jeżeli jednak są one coraz rzadsze i delikatniejsze, sięgam po rezerwę strategiczną. Są nią komosiaki (patrz ramka).

Kilka takich robaczków ozdobionych jedną ochotką skusi najbardziej chimeryczną płotkę. Jeszcze innym zabiegiem, który często stosuję przy zaniku brań, jest prowokacja. Polega ona na poruszaniu spławikiem, a w ślad za tym przynętą. Można go przeciągnąć lub lekko unieść, o 3 – 5 cm nad wodę. Za nieszczęście większe od braku brań uważam masową inwazję drobnicy. Małe płoteczki, ukleje, krąpiki i jazgarze potrafią całkiem obrzydzić wędkowanie i sprawić, że zamiast być źródłem zadowolenia staje się ono czynnością niezmiernie irytującą. Skutecznym selekcjonerem jest wtedy duże ziarno kukurydzy konserwowej. Takiemu kęsowi dają radę tylko spore ryby.

Czasem jednak bywa zupełnie zagadkowo. Łowisko dobre, pogoda też, zanęty i przynęty właściwe, a brań nie ma. Nie można wtedy wykluczyć, że komuś znudziły się przyzwoite połowy i posłużył się energią elektryczną. Wyjścia są wtedy dwa. Albo przesiąść się z pomostu na łódkę, albo zmienić jezioro.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments