Kanibalizm jest wśród zwierząt szeroko rozpowszechniony i bardzo częsty. Pożeranie przedstawicieli własnego gatunku to posiłek nadzwyczaj pożywny i stosunkowo łatwy do zdobycia.
Kanibale rosną szybciej, bo zjadając pobratymców otrzymują wszystkie składniki, jakich potrzebują. Choć dla ofiar kanibalizm równa się zagładzie, ma on swoją brutalną logikę – sprzyja zwycięzcom.
W podwodnym świecie, gdzie ryba zjada rybę, niebezpiecznie jest być małym. U rekinów już w łonie matki zarodki pożerają się wzajemne. Młode, żarłoczne szczupaki prędzej się udławią, aniżeli zrezygnują z ataku na tylko nieco mniejszego brata lub siostrę. W jałowym, leśnym jeziorku bardzo często się spotyka jednego, wyjątkowo okazałego drapieżnika: szczupaka, okonia lub suma. Pożarł wszystkie ryby własnego gatunku i urósł nieprawdopodobnie duży, jak na mizerną bazę pokarmową w ubogiej wodzie. Przetrwał najsilniejszy, jeden wspaniały kanibal.
To był w końcu drapieżnik, ale badaczom zdarzają się bardziej zaskakujące niespodzianki. „W pewnym momencie zauważamy, że ryb jest jakby mniej, po kilku dniach ich liczba się jeszcze zmniejsza, a co dziwne, nie widać wcale martwych osobników. I nagle, w kącie zbiornika widzimy OLBRZYMIĄ rybę. Jest kilkakrotnie większa od reszty i kryje się w ciemnych miejscach. Sprawia wrażenie dzikszej, płochliwszej od pozostałych, a jej ruchy są znacznie szybsze”. Tak obserwacje narybku karpia opisuje Michał Korwin-Kossakowski w artykule „Kanibalizm inaczej – czyli jak zjeść rodzeństwo po kawałku” zamieszczonym w „Komunikatach Rybackich” (3/97). Osobnik, któremu udało się zjeść innego – konkluduje naukowiec z Zakładu Rybactwa Stawowego IRS – przeważnie nie porzuca niecnego procederu i pozostaje kanibalem, wybierając szybszą i łatwiejszą drogę odżywiania. Wprowadzona do organizmu za jednym zamachem porcja materii i energii jest tak duża, że rośnie on znacznie szybciej od współbraci, a jego potrzeby pokarmowe wzrastają proporcjonalnie do rozmiarów. Nie tylko karpie wykazują cechy drapieżników. Prawdopodobnie dotyczy to większości gatunków poczciwych niedrapieżców.
Kanibalizm u drapieżników nie jest tak szokujący i wydaje się czymś bardziej naturalnym. Każdy drapieżnik pozostaje nim nawet w stosunku do rodzeństwa, ale nie wszystkie gatunki zachowują się jednakowo. Szczupak atakuje współbraci głównie tylko wtedy, gdy jest ich zbyt wielu albo gdy już brakuje innego pokarmu. Sandacze natomiast są bezwzględne i zjadają nieostrożne rodzeństwo, jeśli tylko nadarzy się okazja. Powoduje to duże straty w hodowli. Ukazało się na świecie wiele prac, w których naukowcy dowodzą, że sandacze zjadając własny gatunek regulują wielkość stada stosownie do bazy pokarmowej akwenu, w którym żyją. U sumów również dochodzi do aktów kanibalizmu, a że już w wieku niemowlęcym mają szeroką paszczę, atakują ofiary nawet równe sobie pod względem wielkości. Początkowo odrapują je z mięsa do kości, później, gdy same już urosną, konsumują w całości.
Szczupaki i sandacze od narodzin chwytają zdobycz z boku lub od głowy. Zapewne wielu wędkarzy miało okazję oglądać żołądki sandaczy, w których zjedzone ryby były jednak „ogonem do przodu”. Sam widziałem połkniętego od ogona prawie półtorakilogramowego leszcza w żołądku siedmiokilogramowego sandacza. Tak samo, to znaczy od ogona, połykają sąsiada karpie. Jest to łatwiejsze, zwłaszcza kiedy wszystkie ryby są równe. Amury natomiast uprawiają kanibalizm w sposób bardzo zbliżony do ryb drapieżnych, w dodatku takich, których pyski są pełne zębów. Podczas pewnych badań zauważono, że kiedy zabrakło im pokarmu, zainteresowanie głodnych, agresywnych ryb skierowało się ku współbraciom wolniej pływającym przy powierzchni. Przypominało to ataki rekinów. Uderzały od dołu, chwytały ofiarę za brzuch i potrząsały nią, by oderwać kawałek mięsa. „Aż trudno sobie wyobrazić, że bezzębny pysk amura zdolny jest do takiego dzieła” – stwierdza autor przywołanego tu artykułu.
Kanibalizm wydaje się nam aktem niszczycielskim i pozbawionym logiki, jednak pożeranie osobników własnego gatunku jest być może makabryczną, ale korzystną strategią życiową. Dzięki niej można się szybko stać dużym, silnym i sprawnym. To sposób na wyeliminowanie przyszłego rywala w walce o pożywienie, terytorium oraz o możliwości rozrodcze. Zabicie i zjedzenie konkurenta to otwarta droga do partnerki. W dzikim świecie mięsożercę niewiele dzieli od kanibala. Przypadki dziecio- i bratobójstwa się mnożą, gdy brakuje pożywienia. Bezpieczeństwo gwarantuje dopiero odpowiednia wielkość albo wyeliminowanie konkurencji.
Taki jest dziki świat przyrody.
Wiesław Branowski