Pozostałości zatapialni na Jeziorze Zaleskim to jedno z najlepszych miejsc na duże drapieżniki.
Na Jeziorze Zaleskim w Złotowie (Wielkopolska) bankowym miejscem na okazałe okonie, węgorze, szczupaki jest tzw. zatapialnia. Dziś to już tylko kilkadziesiąt pali wbitych w wodę na stromym stoku jeziora. Większość ludzi sądzi, że to pozostałość po pomoście lub przystani. Nic błędniejszego.
Przed laty w tym właśnie miejscu przechowywano kiszone ogórki. Jesienią wielkie dębowe beczki staczano po pochylni i umieszczano pod wodą na głębokości od trzech do sześciu metrów. Spoczywały tam do lata, ułożone równo w boksach wytyczonych przez gęsto wbite pale, które jednocześnie nie pozwalały im się stoczyć w głąb jeziora. Zatapialnia, spadek po Niemcach, należała potem do gminnej spółdzielni i funkcjonowała do połowy lat 60.
Mało kto dziś tak kisi ogórki, a tym bardziej przechowuje je przez zimę w jeziorze, jak to powszechnie robiono jeszcze nie tak dawno. Dziś są na to inne sposoby. Jeziora, rzeki i stawy, jako źródła darmowego zimna, nikomu nie są już potrzebne. Gdzieniegdzie pozyskuje się jeszcze lód, ale i to się chyba niebawem skończy. W niektórych rejonach kraju, tam, gdzie wody zewsząd obmywają miasta i wioski, powrót do naturalnych chłodni byłby, jak sądzę, uzasadniony. I ekonomicznie, i ekologicznie.
Jest jeszcze jedno „za”. Kiszone ogórki z dębowych beczek wyciągnięte po zimie z lodowatej toni jezior miały przepiękny kolor i pyszny smak. Wielu złotowskich wędkarzy bardzo dobrze to jeszcze pamięta. Zwłaszcza że kiedyś, gdy jeszcze byli dzieciakami, udało im się jedną beczkę cichcem wydobyć. Znakomitymi ogórkami objadali się przez wiele dni spędzonych na rybach.
(wb)