piątek, 19 kwietnia, 2024

ZIMĄ NA KLENIE

Już październik dla niejednego wędkarza jest miesiącem, który uważa za początek okresu słabego żerowania ryb.
Taka ocena zachowania ryb jest błędna. Dowodzę tego od wielu lat, kiedy łowię zimą. Bywało nawet tak, że nie mogłem wyholować klenia, bo żyłka zakleszczyła się w lodzie, którym obmarzały przelotki.


Uwielbiam łowić duże klenie, ale przy okazji obserwuję wodę, która jest “gęsta” od zimna.
Wydaje mi się, że trzeba będzie zweryfikować wiele wędkarskich poglądów mówiących o słabym żerowaniu ryb w zimie, bo nieźle biorą także karpie, leszcze, krąpie, jazie…

Łowienie winkelpickerem to fascynująca przygoda. Jedna wędka, jedna podpórka, wiadro z grochem i godzinami można wędrować po brzegu. Najlepiej odwiedzać dobrze sobie znane miejsca, bo już z pierwszego dobrego podania można spodziewać się brania dużego klenia.

Przed trzema laty zabrałem siędo łowienia kleni na drgającą szczytówkę. Wprawdzie na winkla łowię o wiele dłużej, ale przyszedł czas, kiedy zauroczyły mnie właśnie klenie, ich waleczność, do końca niezrozumiałe zachowanie i to, że można złowić duże sztuki. Do tamtego czasu nigdy nie rozstawałem się ze spławikówką. Łowiłem dużo na zawodach, a tam klenie były w zasadzie przyłowem. Nastawiałem się na leszcze, krąpie, rzadziej płotki, ale nigdy na klenie. Tymczasem to właśnie one rwały zestawy, a jak się któregoś udawało wyjąć, to zanętą był nafaszerowany. Z tego wynikało, że one pierwsze przypływały na łowisko i że musiało być ich najwięcej. Dlaczego więc tak mało ich wyciągałem?


Największy z tych, jakie udało mi się wyciągnąć na zestaw skrócony, miał dwa kilogramy. Złowiłem go (nie na zawodach) z napływu, stojąc w połowie główki. Chodziłem za nim kilka godzin. Kiedy wpływał w umocnienia z patyków, to płoszyłem go stamtąd kamieniami, a jak ciągnął pod krzaki między główkami, biegłem za nim i wyganiałem sypiąc piasek, bo kamieni pod ręką nie miałem.

NA BIAŁE ROBAKI I STYROPIAN

Zacząłem się interesować kleniami i spostrzegłem, że od czerwca wiele dużych sztuk pływa na przelewach główek. Łowiłem je tam na spławik, z początku dwugramowy. Gdy poznałem ich zachowanie, skończyłem na zestawie bez spławika. Staje się w wodzie na przelewie i zarzuca zestaw bez ciężarka. Na haczyk zakłada się białe robaki i styropianową kulkę. Styropianu musi być tyle, żeby przynęta nie utonęła. Długa wędka z cienką żyłką, kołowrotek, haczyk nr 4 albo 6 i zabawa z holowaniem kilogramowych sztuk zapewniona. Brania albo się czuje po potężnym uderzeniu, albo widzi po uciekającej żyłce. Jeżeli grot jest odsłonięty, a haczyk ostry, klenie nie wyplują przynęty.


Kiedy stoi się w wodzie, klenie się nie płoszą, jednak machanie wędziskiem nie jest wskazane, szczególnie wtedy, kiedy słońce jest za plecami.

STRZELAM GROCHEM, ŁOWIĘ NA KUKURYDZĘ

Od listopada przez całą zimę, jeżeli pogoda na to pozwala, łowię klenie na drgającą szczytówkę. Biorą wtedy duże sztuki, robią to pewnie i są najbardziej waleczne. Jest to jednak tylko część przyjemności, bo na całość składa się cisza i samotność. Poza mną i ewentualnie kolegą nad wodą nie ma nikogo. Kiedy przedłużałem sezon wędkarski, aż nie chciałem wierzyć, żeby klenie, bądź co bądź ryby roślinożerne, były tak głodne, kiedy woda ma tylko kilka stopni Celsjusza. Tymczasem przekonywałem się, że zima, śnieg i niska temperatura wcale nie są przeszkodą nie do pokonania. Wystarczało dobrze podać odpowiednią przynętę i brania były pewne. Właściwie to nie było wyprawy, bym nie złowił chociaż jednego klenia.


To fakt, że pomogła mi wcześniejsza znajomość rzeki. Poza tym już dawno się nauczyłem, że leniem na rybach być nie można. Ciągle poszukuję, przestawiam, przekładam, aż znajdę najlepsze rozwiązanie. Nie czekam na ryby, które przypłyną tylko tam, gdzie im podsuwam smakowite kąski. Zajmuję pozycję pomiędzy główkami, ale tylko takimi, gdzie prąd wody jest mocny i tworzą się dobrze widoczne na powierzchni wiry. Siadam bliżej tej główki, którą nazywają napływową. Koledzy siadają na szczycie albo w połowie główki i mają tak samo dobre wyniki, ale ja się tak właśnie przyzwyczaiłem i z takiego miejsca najlepiej czuję wodę. Po prostu wiem, jakie wypłukała na dnie muldy i piaskowe rafy. Wiem, że przy nich muszą stać klenie, bo w jakim innym miejscu w rzece znalazłyby lepsze warunki?


Pomimo waleczności kleni zestawy nie muszą być grube, bo wędziska typu winkle picker mają na ogół miękkie dolniki, które dosyć dobrze amortyzują ataki dużych ryb. Wystarczy, jeżeli główna żyłka ma średnicę 0,16 mm, a przypon 0,12. Do kompletu potrzebne są ciężarki, najlepiej z wtopionym krętlikiem, od 6 do 15 gramów. Z nimi jest tak, jak z błystkami w spiningu. Powinno się mieć duży wybór, żeby dopasować zestaw do konkretnej sytuacji. Nie kombinuję z różnymi antysplątaniowymi systemikami, bo w takim, jak moje wędkowanie to właśnie one plączą zestawy. Ciężarek ma się swobodnie przesuwać po żyłce.


W prąd, który płynie w moim kierunku, strzelam niewielką garścią grochu. Klenie do grochu przypłyną, ale chętniej zjedzą kukurydzę z haczyka. Kukurydzą nie można zanęcać, bo jest zbyt lekka i prąd poniesie ją Bóg wie dokąd. Pierwsze nęcenie jest najważniejsze. Następne nie przynoszą brań, przeciwnie – brania zanikają. Dlaczego? Nie wiem, ale tak jest za każdym razem.


Strzelam więc i po chwili umieszczam zestaw nieco niżej. Od tej chwili zaczyna się łowienie. Z początku polega ono na dokładnym obserwowaniu, jak i gdzie prąd znosi zestaw. Wagę ciężarka dobieram tak, żeby zestaw z kukurydzą na haczyku spływał razem z grochem w tym samym tempie albo przynajmniej w to samo miejsce. Gdzieś tam zestaw się zatrzyma. Musi chwilę poleżeć. Jeżeli brania nie było przy spływie i nie ma, kiedy leży spokojnie, oznacza to, że groch popłynął w inne miejsce, a ciężarek jest zbyt duży i nie nadążył za grochem. Zmieniam wtedy ciężarek na lżejszy lub na taki, który ma inny kształt. I to jest cała tajemnica.


Ołów nie może być za ciężki, bo przymuruje do dna, a wędkarz musi być na tyle doświadczony, żeby uwzględnił napór wody na żyłkę. Krótko mówiąc nie można popełnić błędu polegającego na tym, że przynęta jest w innym miejscu niż zanęta. Każdy basen pomiędzy główkami, chociaż podobny, ma trochę inne dno. Łowiący musi więc być na tyle sprawny i pracowity, by ciągle kontrolować napięcie żyłki i ustawienie kija względem wody. Jeżeli żyłka jest na dużej powierzchni zanurzona, to znaczy, że napór wody na nią jest znaczny i będzie źle działał na zestaw, albo zły jest kształt ciężarka itd.


Dobrze jest ustawić wędkę na widełkach i trzymać jak najwięcej żyłki nad wodą. Mało żyłki w wodzie to mały ciężarek, a to znaczy pewne brania, bo ryba ma mały opór do pokonania.


Kleń bierze na dwa sposoby: albo przygina szczytówkę mocno lub z uderzeniem, albo powoli luzuje. Wychylenie szczytówki trzeba zacinać już w pół drogi. Po jednym grochowym strzale można z jednego miejsca wyciągnąć nawet dziesięć kleni, takich powyżej kilograma. Zaraz po złowieniu wpuszczam je, tuż pod nogami, do wody. Nie zdarzyło się, żebym kiedykolwiek spłoszył stado. Spłoszy się tylko wtedy, kiedy kleń zerwie zestaw.

Wiatr jest największym wrogiem “winkusia”, bo naciąga żyłkę, a to przy braniach jest bardzo mylące. Klenie czasami biorą tak, że wędka spada z podpórki, ale jest także wiele brań ze wstępną grą. Najpierw lekkie przygięcie lub poluzowanie szczytówki, a dopiero później potężne walnięcie. Po pierwszym ruchu wędkę trzeba mieć już w ręce i prawie ciągnąć do siebie, bo inaczej pewne będzie spóźnienie zacięcia.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments