czwartek, 25 kwietnia, 2024
Strona głównaHistoria„Rybołówstwo i Rybołówcy na Wiśle dawniej a dziś” Bolesława Ślaskiego

„Rybołówstwo i Rybołówcy na Wiśle dawniej a dziś” Bolesława Ślaskiego

W dokumentach z XIV-go stulecia, których tu wyszczególniać nie będziemy, zaznaczając tylko źródło historyczne, gdzie je znaleźć można, wymienione są jeszcze następujące rodzaje narzędzi rybołówczych: „słęp” na strudze młyńskiej Dojca; „więcierz”, „mała węda” i „kidadło” na jeziorze Oćwieka, należące do klasztoru Trzemeszeńskiego, przyczem ostatnie z tych narzędzi było używane na drobne rybki mrzewki czyli stynki albo jeszcze inaczej śniardwy (osmerus eperlanus); “„włok”, „mrzeża” i „niewód”, stosowane przy połowach na jeziorze Skrzynka; „łącznica” (lacznicza) obok „mrzeży” i „przywłoki” na jeziorze Powidzkiem. Z przytoczonych wyżej narzędzi rybołówczych sieć pomniejsza, zwana „kłomią” (cloma), używana była również na dopływie Wisły Bzurze, o czem poucza dyplomat z r. 1369.

W późniejszych nieco dokumentach, odnoszących się mianowicie do XV-go stulecia, występują, prócz tego, poniższe nazwy sieci: „wata” i „wąton”, „drgubica”, „zabrodnia” i „sak”, „płachta”, wreszcie ogólnikowa dla sieci jeziornej – „pobrzeżna”.

XV-te stulecie winniśmy uważać jako punkt zwrotny w rozwoju techniki rybackiej na Wiśle; wobec przybytku ludności w kraju i wzrostu osad nadbrzeżnych, jakoteż żywszej wymiany bogactw materjalnych w związku z odzyskaniem przez Polskę dostępu do morza, rzeka nabiera znaczenia wielkiej arterji komunikacyjnej, musi przeto utracić charakter własności prywatnej i stać się dobytkiem publicznym. Liczne jazy w korycie rzeki, które z jednej strony przyczyniały się niewątpliwie do tępienia ryb, a z drugiej tamowały wzmagający się spław wodny, nie mogły pozostawać dłużej. Obok jazów, poczynają być coraz częściej stosowane na rzekach sieci nie tylko małe, ale i większe, co jasno wynika również z dokumentów. Tak, np., na poblizkiej Wiśle rzece Noteci mamy wprawdzie w górnym jej biegu około r. 1461 jaz (obstaculum), wszakże istnieją już tam dla połowu, prócz „więcierzy”, sieci takie, jak: „drgubice” i „mrzeże”.

Pod r. 1441 wspomniana jest na Dunajcu, prócz „drgubicy”, jeszcze „płachta”, która matni nie posiada, może być przeto używana na wodzie bieżącej. Nawet na rzeczułce Białej Przemszy dozwala się w r. 1412 mieszczanom Sławkowskim łów jedynie siatkami, „saki” zwanemi.
Najwyraźniejsze atoli światło na postęp w metodach łowienia ryb na wodach spławnych rzuca umowa, zawarta r. 1403 co do użytkowania z wód Wisły między podłowczym Janem Jakuszowiczem z Iłowa a Mikołajem, arcybiskupem gnieźnieńskim. Wedle brzmienia tej umowy arcybiskup zyskuje prawo w obrębie dziedziny Pieczowiska, położonej w dzisiejszym pow. Sochaczewskim, urządzenia zagrody na Wiśle, jazem rzeczonej (obstaculum dictum yasz), do chwytania zwłaszcza jesiotrów i łososi; wolny mieć będzie także łów ryb pomniejszemi jadrami (parvis retibus), lecz nie sieciami wielkiemi, zwanemi pospolicie „wierzchy” (magnis retibus et signanter wirzchi vulgariter dictis), te bowiem zachowane są li dla dziedziców włości Pieczowiska. Wspomniane w dokumencie sieci „wierzchy” są to niewątpliwie późniejsze „wierzchówki”. t. j. wielkie sieci bez matni, wśród wody na bystrzu rzecznym zapuszczane, analogiczne do zaznaczonych przez nas wyżej dunajcowych „płacht”.

Przeciwko istnieniu jazów rzecznych, utrudniających spław statków, wymierzone są uchwały sejmowe, jakoteż edykty książąt Mazowieckich. Konstytucja sejmu Piotrowskiego z r. 1447 mianuje rzeki spustne „królewskiemi”, gdyż nikt ich nie może „osobliwem prawem zawłaszczać” (iure privato vendicare), stanowi przeto, iż na rzekach królewskich „łowić należy ryby nie na jazy, lecz sieciami” (non sepibus, sed vetibus piscandum) i ubolewa, iż są ludzie, co „bardziej cenią łowitwę rybną, niżli dobro pospolite i dostatek przedmiotów potrzebnych”. Podobnież opiewa statut księcia Konrada mazowieckiego z r. 1496, mianowicie, iż „z dawnego zwyczaju rzeki Wisła, Bug i Narew winny być wolne dla wszystkich spławiających, bez żadnego opłacania myt”, i że w jazach rzecznych należy od wczesnej wiosny aż do Zielonych Świątek pozostawiać dostateczny otwór czyli przepustę (foramen) dla spławianych statków wodnych i płytów. Dodatkowy przepis (de concusso obstaculo) zastrzega, iż w razie nadwerężenia jazu winny spławnik obowiązany będzie zwrócić stratę w rybołówstwie „wedle zwyczaju prawa wodnego” (secundum consuetudinem iuris aquatici). Atoli rozporządzenia powyższe nie miały cechy dość kategorycznej i nie były ściśle wykonywane, skoro i w następnem stuleciu wydawane są postanowienia, rozciągające opiekę nad spławem.

Tak więc edyktem z r. 1529 król Zygmunt I zastrzega, iżby wszelkie statki miały wolny przepływ Wisłą ku Gdańskowi, i aby czeladź poborców (ministri theloneatorum) nie ściągała od nich opłat pod mianem „zjezdne” (syazne). W r. 1557 staje w Warszawie uchwała sejmowa, „aby każdy, który jaz na swym imieniu ma, zrucił go do Świątek przyszłych”, zachowany zaś ma być jedynie „jaz na Sanie u Przemyśla” dla soli królewskiej. Mimo to, jak nas poucza konstytucja sejmu Piotrowskiego z r. 1565, „do tego czasu jazy nie są zrzucone”. Obszernie przedmiot ten traktują późniejsze uchwały sejmowe, mianowicie z r. 1567 i 1598. Pierwsza orzeka, iż „ktoby jaz mieć chciał, ma w nim ślozy abo wrota przestrone uczynić, żeby wolnie a przezpiecznie towary wszelakie schodziły”. Druga zaś wylicza rzeki spławne w systemacie Wisły: Dunajec, Nidę, San, Bug, Styr, Wieprz, Tyśmienicę, Narew i Brdę, przypominając, iż „na tych rzekach, od tych miejsc, od których navigabiles są, żaden ani grobel, ani tam, ani młynów nie ma budować, a gdzie zbudowane są, zniesione być mają” pod winą 200 grzywien. Wiemy jednak doskonale, że te nakazy odnosiły tylko częściowy skutek: jazy bowiem rybackie w zmienionej niewątpliwie formie, tak samo jak młyny pływane, istniały nawet na środkowej Wiśle, snać z mocy wszechwładnej tradycji, jeszcze w XIX-ym wieku za pamięci żyjących pokoleń.

Sam słyszałem opowiadania starszych rybaków, jak to drzewiej na Wiśle “grały organy” – mocno szumiały wysokie tyczki, zabijane na wartowej wodzie koło jazów; wskutek biegu wody śmigłe te tyczki, ustawicznie się chybocząc, z hukiem uderzały o grube pale jazowe czyli “szryki”, rzędem osadzone (“zarejdowane”) w poprzek rzeki, co odstraszało od dalszej wędrówki ciągnące pod wodę jesiotry i ułatwiało ich połów sieciami. Miejsca tych jesiotrowatych jazów bywały widownią częstych zatargów, a nawet bijatyk pomiędzy rybakami a spławnikami, którzy, nie mogąc korzystać z dość wązkiej przerwy w rzędzie szryków, pozostawianej dla statków, najeżdżali na owe jazy, co powodowało nieraz znaczne ich uszkodzenie. A koszt urządzenia podobnych jazów nie był wcale błahy, gdyż wynosił parę tysięcy złotych!… Do dziś dnia przytem tradycję pierwotnych jazów wiślanych przypominają różne “odjazki”, “lisice” lub “gacie”, jakie znajdziemy na małych rzeczułkach: Białce, Skawie, Wkrze, Liwcu i t. p.

II. Od XVI-go schyłku
DO XVIII-go wieku
Usiłowaliśmy wykazać poprzednio, iż na XV-e stulecie przypada wyraźnie udoskonalenie techniki rybołówczej na Wiśle. Do tejże daty, jeśli nie wcześniejszej, należy odnieść, pomimo braku ścisłych danych historycznych, powstanie pierwszych organizacyj rybackich w miastach powiślnych, a przedewszystkiem w wysuwającej się na ich czoło stolicy Mazowsza. Sobieszczański nie bez słuszności nazywa cech rybacki w Warszawie „najdawniejszym”, zaznaczając, iż posiadał on własną kaplicę przy kościele Panny Marji na Nowem- Mieście, wzniesioną razem ze świątynią około 1410 roku. Kaplica ta była pod wezwaniem św. Barbary, której kult jednoczył rybaków, przewoźników (promników i łodników), spławników i w ogóle „ludzi wodnych”; tworzyli oni zrzeszenie zawodowe, które jednocześnie miało charakter bractwa religijnego.

Drugim pośrednim dowodem, przemawiającym za tak wczesną datą organizacji rybackiej w Warszawie, jest wzmianka w pierwszej pisanej ustawie z r. 1532 o „starym zwyczaju”, braci obowiązującym. Powyższa ustawa rybacka, do dziś dnia zachowana, jest niezmiernie ciekawym zabytkiem nie tylko historycznym, ale i językowym, w odróżnieniu bowiem od wszystkich ówczesnych tego rodzaju dokumentów spisana została po polsku: snać konieczność użycia w tekście wielu wyrazów technicznych swojskich i trudność oddania ich na język łaciński ocaliły nam ten cenny szczątek starodawnej polszczyzny. Treść tej pierwotnej ustawy rybackiej, zawartą w późniejszych przywilejach cechowych z r. 1592 i 1670, opublikowałem w całości w „Pracach Filologicznych” (t. VII, r. 1909); tutaj podam jedynie ważniejsze z niej ustępy techniczne.

Regulamin więc opiewa:
1) Na bystrzy czyli warcie wody w jednej toni ma zapuszczać wielkie sieci sześciu rybaków z dwóch łodzi, mianowicie po trzech z każdej łodzi; również tylko trzej z jednej łodzi mają ciągnąć podobne sieci na starej rzece t. j. rzeczysku, opuszczonem korycie, zastawiać zaś sieciami owo koryto dla połowu wolno im najwyżej przez dwie godziny. 2) Ci rybacy, którzy chcą łowić na motowęże, mogą wtykać jeno po dwie „znatki”, t. j. zakładać w poprzek nurtu wody po dwa długie sznury, wędkami opatrzone. 3) Każdy brat winien w należytej kolei puszczać rzedzami, t. j. ciągnąć z łodzi sieci rzadkie na ryby „ciekowe”, mianowicie bolenie czyli rapy. 4) Żadna rodzina rybacka nie powinna mieć więcej nad jedną siatkę czyli sieć gęstą, tudzież jedną uklejnicę, t. j. sieć używaną głównie do łowu ryb uklejów (ostatnią zastąpiła na Wiśle bodaj dzisiejsza „suwata”, ale sama nazwa zachowała się na jeziorze Wdzidzkiem na Kaszubach). 5) Jeden brat nie może brać drugiemu nic „z czołnu”, choćby nawet słomy; podobnież zakazuje mu się zabierać cudzą wierszę, małą czy wielką, lub dźwigać ją z „zastawiska”.

Ustawa dalej orzeka, iż tylko cechowi będą mieć prawo sprzedaży „u rybnych stołów” t. j. w jatkach, że oni tylko mogą rąbać jesiotry na sprzedaż, i że nikt inny, prócz braci i „ubóstwa w szpitalu”, nie powinien wyrabiać sieci rybackich; co zaś do opłat od zarobkowania, to wspomniane jest jedynie „targowe” w ilości dwóch groszy, które obowiązany był uiścić brat w razie zabicia na piasku lub ułowienia wierszą jesiotra. Prócz opłat od swoich członków, zgromadzenie miało prawo pobierać po cztery grosze od tych, co ze statkami z pod miasta wyruszają lub z góry Wisły na łodziach przybiegają. Oto charakterystyczne ustępy zasadniczej ustawy cechu rybackiego, skreślonej „ na wietnicy m. Starej Warszawy nazajutrz po uroczystości świętej Agnieszki Panny w roku od Narodzenia Chrystusa tysiącznym pięćsetnym trzydziestym drugim” przez pisarza miejskiego Franciszka Łyszczowicza za burmistrzostwa Jana Filipowicza alias Długosza.

Ważnem uzupełnieniem powyższej ustawy cechowej, która zyskała sankcję monarszą w r.1592, są przywileje z r. 1635 i 1670. Stanowią one, iż „obcy”, którzy ryby bądź lądem, bądź wodą do Warszawy przywożą, winni uiszczać opłaty na rzecz cechu, przyczem dla pierwszych norma oznaczona jest od beczki Narewnej lub Lubelskiej, dla drugich zaś od „skrzyni” krakowskiej lub żerdzianej, od „spławów” Narewnych lub „sadzów” krakowskich; dalej, obowiązują do opłat na rzecz cechu nie tylko zamiejscowych „rotmanów” , t. j. przewodników statków, ale i będących im do pomocy „rotmańczyków”; wreszcie zwalniają rybaków, jako „mieszczan warszawskich”, od opłaty targowego, czy to na rzecz Magistratu, czy też na rzecz starosty królewskiego, któremu jedynie winni oni uiszczać 30 złotych czynszu za wolność łowienia na Wiśle w obrębie miasta „od granic Czerniakowskich aż do Małołomińskich” ( t. j. Łomiankowskich), „od brzegu do brzegu”.

W epoce wydania pierwszych ustaw cechu rybackiego m. Warszawy był on bodaj najliczniejszym: lustracja z r. 1564 podaje w mieście 80-u samodzielnych rybaków, właścicieli domów, a w pięć lat później wykazano ich nawet 86-u. Ale już w r. 1620 liczba tych rybaków spada do 38-u, albowiem jednych „Wisła z domami zniosła, drudzy też poumierali”. W obu powyższych stuleciach, jak dowodzą rejestry wydatkowe Starej Warszawy, Magistrat był bardzo poważnym nabywcą zdobyczy wiślanej od rybaków; ofiarowywał on takową w upominku ludziom możnym, gdy ci przybywali na sesję sejmową, pragnął bowiem zaskarbić ich przychylność i zarazem zasłonić obywateli od ucisku. Na te okupy z ryb składały się głównie jesiotry i łososie, obficie wówczas pod Warszawą poławiane, a nadto: certy, szczupaki, karpie i leszcze.

Ostatnie dwie ustawy warszawskiego cechu rybaków z czasów Rzplitej, nadane w r. 1752 i 1781, zapewniają im również niejakie wyłączności, tekst ich, mało przypominający pierwotny statut z 1532 roku, nie zawiera nic godnego uwagi, i roztrząsać go bliżej nie będziemy. Natomiast wspomnimy tu obszerniej o dwóch taksach drukowanych z XVIII-go stulecia, które obowiązywały powyższy cech przy sprzedaży ryb a wydane były przez Urząd Marszałkowski Koronny w r. 1765 i 1776.

Taksa z daty wcześniejszej, przyznając cechowym prawo ryczałtowego nabywania ryb na potrzeby mieszkańców miasta, dozwala, pozatem, jedynie kupna ryb szlacheckich, „ na targ Warszawski i Praski” przywożonych; ustanawia zaś ceny na rozliczne gatunki ryb, dziś wcale lub rzadko w sprzedaży napotykane. Tylko cena jesiotra podana jest na wagę (funt 10 gr.), innych ryb od sztuki, wedle długości lub ustalonego rodzaju, a całkiem drobnych gatunków na miarę (kwarta). Według powyższej taksy miały być zbywane: łososie (prawdziwe i kruki czyli hakowniki) po 6 – 12 zł., szczupaki (głowne, podgłowne i półmiskowe) po 1 – 12 zł., a drobne szczupaczki zawijanki po 10 – 20 gr.; karpie (głowne, podgłowne czyli wyskoczki i półmiskowe) oraz sandacze wiślne po 3 – 6 zł.; a karpiki po 15 – 28 gr.; leszcze po 8 gr. – 2 zł,; bolenie albo rapy po 10 gr. – 1zł.; węgorze po 1,5 – 3 zł.; liny i okonie najroślejsze po 24 gr.; certy po 6 – 12 gr.; karasie dorodne po 1 zł. 24 gr., a jazie po 20 gr.; ślizy, kiełbie i jazgary oraz ukleje (za kwartę bez wody) po 8, 15 i 24 gr.; wreszcie minogi wielkie po 2,5 grosza.

Taksa z r. 1776 ustanawia już ceny na wszystkie ryby żywe od funta, zalecając sprzedawać: szczupaki przednie po 1 zł., a mniejsze po 10 gr., węgorze po 24 gr., okunie po 20 gr., karpie po 18 gr., leszcze głowne po 13 gr., karasie i liny po 10 gr., wreszcie jesietrzynę na wiosnę po 12 gr., a w jesieni po 18 gr., zaś „jesietrzą głowę, chrząstki, flaki i inne drobne cząstki po 5 gr. funt. Z dodatkowego objaśnienia Urzędu Marszałkowskiego dowiadujemy się, iż sprzedaż ryb w mieście miała być ześrodkowana na ul. Bugaj gdzie cech rybacki posiadał swoje jatki, i że każdy dostawca ryb (zwany w tekście dokumentu „obcym” lub „gościnnym”), który do Warszawy towar lądem przywoził albo wodą przypławiał, winien był przedewszystkiem zaofiarować go na sprzedaż cechowi i w tym celu „obwieścić Pana starszego Rybackiego”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments