W 1990 roku rynek prasy opanowywali Niemcy i tylko ich pewności siebie mogę zawdzięczać, że się obudzili z „ręką w nocniku”. W 20 latach działalności redakcji Niemcy co najmniej 5 razy próbowali wejść na polski rynek ze swoimi wydawnictwami – kalkami niemieckich miesięczników. Wprawdzie były to marnoty intelektualne, ale stały za tym ogromne pieniądze, a pomimo tego nie zawiesili się na naszym rynku. Tymczasem „WP” utrzymywał się niemal wyłącznie ze sprzedaży.
Przypomnę, że w latach 1992 do 1994 płaciłem podatki za drukowanie w polskich drukarniach, a od tych podatków zwolnieni byli wydawcy drukujący poza granicami
„WP” stanowił dla nich zbyt dużą konkurencję merytoryczną, ale było to okupione moją, kilkunastogodzinną bardzo ciężką pracą każdego dnia i zajmowaniem się bardzo różnymi sprawami od wydawniczych, przez drukarskie razem ze sprawami papieru i kosztów druku po edytorskie, tym pozyskiwanie autorów.
„WP” był jedynym na Świecie miesięcznikiem poświęconym tematyce wędkarskiej, w którym każdego miesiąca, zamieszczane były artykuły biologów, ichtiologów, historyków, etnografa i prawnika. Stałymi autorami byli: dwukrotny Pro-rektor ds. nauczania Uniwersytetu Wrocławskiego prof. Dr hab. Andrzej Witkowski, prof. Wojciech Olszewski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, prof. Wojciech Radecki z PAN. Naukowcy z tytułami doktorskimi z Politechniki Wrocławskiej oraz profesorowie i doktorzy z Akademii Rolniczych Olsztyna i Szczecina.
Wydawcy w Europie, z którymi miałem kontakt mówili, ze ich czytelnicy nie strawili by takich treści, a reklamodawcy odeszli by od nich. Tymczasem nasz czytelnik cenił sobie wartość merytoryczną miesięcznika do tego stopnia, ze nawet w najgorszym okresie sprzedaży egzemplarzowej mogłem utrzymać miesięcznik bez sprzedaży reklam.
Byłem dumny, że mogłem zbudować taki zespół ludzi, których łączyła idea robienia rzeczy dobrych. Nie odbywało się to bez problemów bo ważkie treści musiałem uzupełniać tematami poświęconymi łowieniu ryb na wędkę, a z tym miałem największy problem, również ze zdjęciami, które są bardzo ważne w ilustrowanym miesięczniku. W tej materii nikogo się nie szkoli i mogłem liczyć jedynie na samouków i takich autorów za których trzeba było pisać teksty. I to było głównym moim zajęciem, któremu każdego miesiąca poświęcałem około 20 dni, po kilkanaście godzin pracy dziennie wliczając w to łamanie miesięcznika, to znaczy budowę szaty graficznej i elektroniczną obróbkę zdjęć w foto shopie, a na zakończenie każdego wydania nanoszenie korekty.
✞ Wiesław Dębicki, założyciel i redaktor naczelny miesięcznika Wędkarz Polski