czwartek, 25 kwietnia, 2024
Strona głównaParada rekordówOPOWIADANIE w Paradzie Rekordów

OPOWIADANIE w Paradzie Rekordów

Postanowiłem łowić na spining bolenie na Odrze we Wrocławiu. Widziałem, szczególnie rano, efektowne polowania tych wspaniałych ryb. Przestudiowałem literaturę na ten temat i postanowiłem realizować swoje zamierzenia.

Ostatnia dekada lipca. Po opadach przyszła ładna pogoda, ale woda wysoka i mętna, jednak boleniom to nie przeszkadza, żerują. Wypatrzyłem sobie ostrogę, na której nie było wędkarzy, bo dojście jest dość trudne, ale za to bolenie chlupią tam mocno.

Noc, dzwoni budzik. Trudno oderwać się od poduszki. Na dworze jest gorąco. Rzeka w świetle księżyca wygląda jakby ze srebra. Jest ciemno. Coś zaszeleściło w krzakach. To młoda sarna. Popatrzyła na mnie i spokojnie odeszła.

Dobry znak – pomyślałem.
Zatrzymuję się na chwilę, nacieram się dokładnie środkiem przeciw komarom, bo w tym roku jest ich wyjątkowo dużo, i wchodzę w krzaki, docieram do nasady ostrogi, jest 4:45. W świetle rozgwieżdżonego nieba montuję sprzęt, staram się zachowywać jak najciszej. Troszkę zaczyna się rozjaśniać. Zakładam woblera boleniowego Salmo, 7 cm. Tonący, zielonkawy grzbiet, biały brzuch, jak uklejka. Może się sprawdzi, jak zapewniał sprzedawca w sklepie wędkarskim. Skradam się do najbliższego krzaka i obserwuję wodę. Długo nie czekam, po pięciu minutach woda ożyła. Co parę chwil rozlega się chlupot. Po hałasie wnioskuję, że są to duże ryby. Łomot taki, że aż ciarki po plecach przechodzą. Rzucam ostrożnie i natychmiast zwijam w szybkim tempie. Nie biorą. Zmieniam sposób prowadzenia przynęty. Teraz nie zwijam od razu, tylko pozwalam woblerowi trochę zatonąć i kręcę nieco wolniej korbką. Przynęty na razie nie zmieniam. Za trzecim rzutem, w poprzek ostrogi, tylko się zakotłowało przy woblerze. Serce zaczęło mi bić mocniej. Spokojnie, myślę sobie. Teraz prowadzę przynętę pod prąd. Wobler jest pięć metrów od brzegu. Branie, a w zasadzie potężne uderzenie. Kij wygina się w pałąk. Ryba wyciąga żyłkę i płynie w nurt. Czuję, że jest to duża sztuka, czy dam jej radę, zastanawiam się i mówię w myślach: Nie śpiesz się, spokojnie, niech się zmęczy. Boleń zatrzymał się w nurcie. Jakbym miał tępy zaczep.

Pojawił się wędkarz, zauważył moje zmagania i pyta jaką mam rybę. W tym czasie boleń się ruszył, pokazał srebrzysty bok ryby. Zgłupiałem, czy to może brzana? Odpowiadam, że jeszcze nie wiem. Tymczasem ryba niebezpiecznie podeszła pod powierzchnię. Obniżyłem szczytówkę, aby ryba zeszła głębiej. Staram się przy tym, by na żyłce nie powstał luz. Jestem już spocony, ryba nie daje za wygraną. Płynie jak torpeda z nurtem, wybiera kolejne 20 metrów żyłki. Postanawiam jeszcze trochę przykręcić hamulec kołowrotka.

  • Daj jej pan powietrza – doradza obserwujący wędkarz.
    Staram się nie słuchać tych podpowiedzi i robić swoje. Ryba zmienia taktykę, płynie do brzegu i wzdłuż ostrogi. Robi się niebezpiecznie, bo może wejść w krzaki. Jakoś udaje mi się ją powstrzymać. Powoli zaczyna słabnąć, widzę jak się wykłada. To jest jednak boleń. Odpływa, ale na coraz krótszym dystansie. Starając się zachować spokój, przypominam sobie zasadę: nie spiesz się. Widzę bolenia coraz wyraźniej. Miejsce, w którym stoję, nie jest dobre do lądowania zdobyczy. Postanawiam iść wzdłuż ostrogi, gdzie nie ma zarośli. Boleń się położył na boku, ale to jeszcze nie koniec. Co parę chwil nabiera wigoru.
  • Do podbieraka ją – radzi wędkarz.
  • Mój podbierak jest za mały! – odpowiadam.

Jednak próbuję. Decydujący moment. Ryba leży spokojnie. Głupio byłoby, gdybym teraz ją stracił. Widzę wobler, który ma głęboko połknięty. Dobrze, że siatka podbieraka jest mokra od rosy. Boleń zdaje się nie mieć już sił. Podkładam podbierak pod rybę, tak by nie trącić jej obręczą. Z trudem się mieści. Odrzucam kij, chwytam za obręcz i wyławiam zdobycz. Jest naprawdę piękna. Delikatnie układam ją na mokrej trawie. Muszę ochłonąć z emocji.

  • Duży – pyta wędkarz.
  • Olbrzym – odpowiadam.
    Zawijam rybę delikatnie w mokrą szmatę i idę do wędkarza, aby zrobił mi zdjęcie.
  • Ale sztuka, gratuluję – mówi wędkarz i później przyznaje, że takiej ryby jeszcze nie złowił. Boleń ma 81 cm i waży 4,75 kg.
    Wyciągam aparat fotograficzny i proszę o zrobienie mi zdjęcia, później rybę wypuszczam.
  • Coś pan, taką rybę wypuszczasz – nie kryje zdumienia.

Jestem szczęśliwy, wracam do domu, odsypiam zarwaną noc. W następnych paru dniach złowiłem jeszcze kilka boleni w podobnych okolicznościach: 76 cm i 4,20 kg; 75 cm i 4,10 kg; 65 cm i 2,90 kg.
Na każdej wyprawie spotykam znajomego, z pierwszego połowu wędkarza. To pan Janek. Jest emerytem. Powiedział mi, że nad wodą jest prawie codziennie i łowi w tych okolicach już od 30 lat. A ja powiedziałem mu, że wędkuję na Odrze tylko okazyjnie odwiedzając rodzinę, że w ogóle mieszkam w Elblągu.

Popatrz pan – powiedział – a ja tyle lat tutaj łowię i takich boleni jeszcze nie złowiłem, może dlatego, że łowię głównie z gruntu. Niestety, urlop dobiegał końca i trzeba było wracać do domu. Będzie co wspominać i czym się chwalić.

  • Panie Janku, do zobaczenia! Może spotkamy się na rybach w przyszłym roku.

Arkadiusz Bednarski
Elbląg

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments