wtorek, 23 kwietnia, 2024
Strona głównaMorze - plażaZACZNIJ OD LAMPARCIEGO DNA

ZACZNIJ OD LAMPARCIEGO DNA

W jakikolwiek zakątek świata wybierzesz się na nadmorskie wczasy, weź ze sobą wędkę. Jeżeli jedziesz nad Bałtyk, po prostu grzechem byłoby jej nie zabrać, tak rybne bowiem są jego przybrzeżne łowiska i tak łatwo wyciągnąć z nich rybę.

U nas na bałtyckie przybrzeżne łowiska nie mamy prawa narzekać. Są dziewicze. Rybacy z najmniejszych łódek mogą stawiać sieci dopiero dwieście metrów od plaży. Naszych wód nie trałowali duńscy rybacy, jak to się działo u Niemców. Tam ta strefa została prawie całkiem wyjałowiona.

Każdy, kto zamierza pierwszy raz łowić z plaży, ma wiele obaw i wątpliwości. Czy jego sprzęt jest odpowiedni? Czy będzie umiał wybrać właściwe miejsce do wędkowania? Czy potrafi tak daleko zarzucić zestaw? Na te wszystkie strachy odpowiadam krótko: jeżeli w rzekach i jeziorach jako tako ci wychodzi, to w morzu też dasz sobie radę.

Gdzie zarzucić
Kiedy morze jest spokojne, wystarczy wejść na wydmę i popatrzeć, gdzie dno jest na przemian jasne i ciemne. Niemcy znaleźli na to ładne określenie, nazywają je dnem lamparcim. Ciemne pasy to miejsca głębsze. Tu prądy wody odsłaniają pokłady iłów twardych jak zbita glina. Kiedy morze jest spokojne, w tych rowach są ryby. Miejsca jasne, nazywamy je refkami, to piaszczyste fałdy. Gdy morze jest wzburzone, na ich szczytach łowi się piękne leszcze.
Świetnymi łowiskami są falochrony chroniące wejścia do portów oraz ujścia wszelkich rzek i kanałów, nawet gdy sztormy je zasypały.

Jaki sprzęt
Ten element plażowej łamigłówki wzbudza najwięcej wątpliwości, choć w rzeczywistości jest to najmniejszy problem. Dobry bowiem będzie każdy mocny kij od 2,4 do 4 m długości, który stoi gdzieś za szafą, bo jest pałowaty i nie wiemy, do czego mógłby się nadać. W morzu można nim łowić z marszu albo niewielkim kosztem zrobić z niego plażowe cacko. Wystarczy za mniej więcej 70 zł kupić dwie szklane szczytówki marki Jenzi. Z każdego kija zrobią one dobrą plażową wędkę.

Firma Jenzi specjalizuje się w produkcji sprzętu przeznaczonego do łowienia w morzu. Jej wyroby sprawdzają najlepsi niemieccy plażowcy, którzy niejednokrotnie zdobywali mistrzostwo Europy. Zauważmy przy okazji, że na Zachodzie, szczególnie u Niemców, Francuzów, Hiszpanów i Włochów, wędkarstwo morskie, w tym także plażowe, jest o wiele bardziej popularne niż śródlądowe. My się na morze dopiero otwieramy.

Do kupionych szczytówek dołączona jest przelotka, którą zakłada się w miejsce szczytowej przelotki w posiadanym kiju. Ma ona otwór, w który wkłada się szczytówkę Jenzi. Jej zadanie polega wyłącznie na tym, by sygnalizować brania. Zarzucamy z kija, potem przez znajdującą się na szczytówce otwartą przelotkę zakładamy na nią żyłkę. Żaden problem, wystarczy ułożyć kij równolegle do ziemi i zagarnąć żyłkę, przelotka sama ją pochwyci. Podczas zacinania i holu nie trzeba żyłki wyczepiać. Szczytówka jest mocna i wytrzymuje każde przeciążenie.

Szczytówki Jenzi zmieniają jakość wędkowania. Trzeba bowiem wiedzieć, że morskie ryby są równie chimeryczne jak śródlądowe. Potrafią zażreć przynętę i przez długi czas nie dawać o tym znaku. Delikatna szczytówka nam to pokaże, a że jest bardzo elastyczna, podczas brania ryba poczuje tylko niewielki opór. Te szczytówki wędkarze zakładają również na kije bardzo drogie, przeznaczone wyłącznie do łowienia z plaży. Stają się wtedy bardzo czułe.

Kij przeznaczony do plażowego łowienia można kupić już za 100 zł. Zależnie od tego, z jakiego materiału jest zrobiony, jakie ma przelotki, uchwyt do kołowrotka i standard wykończenia, cena ta może wzrosnąć do 250 zł. Są też kije bardzo drogie, na przykład Competition Masterpiece DEGA dług. 4,25 m, kosztuje 940 zł. Ma ruchomy uchwyt do kołowrotka i zachowuje się niczym katapulta do wyrzucania ciężarów. Konstruktorzy osiągnęli ten efekt łącząc różne materiały, co dało temu kijowi i dynamikę, i odporność na ogromne przeciążenia.

Do plażowego wędkowania nada się każdy kołowrotek, jest jednak wskazane, żeby miał dużą i wysoką szpulę, bo wtedy żyłka łatwiej schodzi. Nie polecam żadnego drogiego kołowrotka, wręcz przeciwnie, kupcie najtańszy, jaki znajdziecie na targowisku. Po pierwsze – słona woda. Kołowrotki na nią odporne są bajońsko drogie. Po drugie na plaży mamy do czynienia z piaskowym pyłem, który niszczy każdy kręcący się mechanizm. Kołowrotek jest nam potrzebny do wyrzutu. Holujemy metodą pompowania, więc nawet marny mechanizm wytrzyma spokojne nawijanie żyłki. Cena kołowrotka – od 25 do 35 zł.

Linka czy żyłka
Zdecydowanie żyłka, a to dlatego, że jest rozciągliwa, dzięki temu nie gubimy ryb podczas długiego holu. Łowimy przecież w odległości około stu metrów od plaży. Żyłka wiele nam wybaczy, a plecionka porozrywa ryby.

Praktyka jest najczęściej taka, że nawija się dwieście metrów żyłki 0,25 i dowiązuje do niej dziesięć metrów żyłki 0,35 mm. Ten odcinek nazywa się przyponem strzałowym. Podczas wyrzutu dochodzi do ogromnych przeciążeń. Musi je wytrzymać żyłka, ale również palec, z którego spuszczamy zestaw przy wyrzucie.

Przypon strzałowy możemy zrobić sami, łącząc dwie żyłki za pomocą węzła zderzakowego, który dotarł do nas ze Stanów gdzie jest stosowany przy połowach marlinów do łączenia linek z przyponami fluorokarbonowymi. Tam nikt takiego przyponu nie ma ochoty tracić, bo parę jego metrów kosztuje kilkadziesiąt dolarów. Grubość przyponu strzałowego nie wpływa na brania, bo dopiero za nim montuje się zestawy z haczykami.

Zamiast samemu zaplatać przypony strzałowe, można kupić żyłkę koniczną Dega Taperline dostosowaną do słonej wody. Produkowana jest w motkach po 220 metrów. W każdym motku są dwie grubości płynnie przechodzące jedna w drugą, na przykład 0,28 i 0,60 mm. Co czterdzieści metrów żyłka ma inny kolor. Kosztuje 25 zł.

Do przyponu konicznego przywiązuje się agrafkę, a do niej przypina zestaw. Agrafka może być jakakolwiek, byle nie miała wystających drutów, o które podczas lotu mogłaby się zahaczyć żyłka z zestawu. Jenzi ma specjalne agrafki zrobione z silnego nierdzewnego drutu.
Dziesięć sztuk kosztuje 5 zł.

Do agrafki przypinamy zestaw. Można go zrobić samemu albo kupić w sklepie. W tej dziedzinie prym na naszym rynku wiodą dwie firmy: Balzer i Jenzi. Najlepsze, bo najbardziej wygodne podczas łowienia, są te zestawy, w których haczyki są zaczepione na specjalnych klipsach. Dzięki temu przy wyrzucie przypony z przynętami układają się wzdłuż linki głównej (kiedy wiszą swobodnie, lubią wirować jak śmigło helikoptera). Haczyki z przynętą odpinają się z klipsów samoczynnie, kiedy zestaw zwiotczeje zaraz po upadku na wodę.

Gotowe zestawy są różne: z klipsami do zakładania haczyków, z przyponami na tak zwanej żyłce bez pamięci, z fluorescencyjnymi koralikami lub skrzydełkami, które swoim blaskiem zwabiają ryby w pobliże przynęty. Kosztują od 5 do 8 zł.

Takie same zestawy można zrobić samemu, bo wszystkie potrzebne elementy sprzedaje się także oddzielnie. Oszczędność wyniesie od 30 do 40 procent. Można jeszcze taniej, wtedy zestawy będą o wiele prostsze, co wcale nie znaczy, że mniej łowne. Wymagają jednak większej wprawy przy zarzucaniu. Buduje się je z dwóch trójramiennych krętlików i agrafki (patrz rysunek). Obowiązuje zasada, że przypony z haczykami nie mogą zachodzić na siebie.

Najważniejszy w zestawie jest oczywiście haczyk. Musi mieć długi trzonek. Wymaga to wyjaśnień, bo przecież wiadomo, że na haczykach z krótkim trzonkiem ryby trzymają się lepiej. W tym jednak przypadku długi trzonek jest konieczny, bo na haczyk musimy założyć kilka robaków.

Wędkę kończy ołowiany ciężarek. Powinien mieć taki kształt, żeby podczas lotu stawiał jak najmniejszy opór. Nie może też wirować.

Coraz powszechniej stosuje się u nas ciężarki z wąsami. Jedyną ich wadą jest cena, bo w zależności od wagi kosztują od 7 do 10 zł. Później już same zalety. Mają kształt pocisku, w locie są stabilne, więc lecą dalej od innych ciężarków o tej samej wadze. Kiedy morze jest wzburzone, fale napierają na żyłkę i spychają zestaw. Druciane wąsy kotwią ciężarek i znacznie ten ruch powstrzymują. Jeżeli chcemy zestaw ściągać, wystarczy szarpnąć kijem. Wtedy wąsy się odkładają i ciężarek idzie jak po maśle.

Na pierwsze wędkowanie kupcie sobie takie ciężarki, które są najcięższe z przodu, a do mocowania zestawu zamiast krętlika mają druciane oczko. Kiedy już będziecie w sklepie, to nie zapomnijcie też o podpórkach. Cena morskich podpórek waha się od 25 do 50 zł. Te najdroższe mają teleskopy.

Łowienie plażowe jest bardzo proste, wszakże pod warunkiem że mamy sprzęt przystosowany do dużych przeciążeń (dochodzi do nich podczas zarzucania). Na wyprawę trzeba zabrać kilka zestawów, bo mogą się zrywać. Taki zapas wystarczy na całą dniówkę. Ciężarków musimy mieć jeszcze więcej. Dobiera się je stosownie do panujących warunków. Duża fala to i ciężar spory. Na spokojne morze wystarczy 80 g. Z robakami żaden problem. Dendrobenę można kupić wszędzie, ale co kopane, to kopane. Duża różnica.
Wiesław Dębicki

Rzadkie gatunki ryb łowione w Bałtyku

Stacja Morskiego Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego w Helu od kilku lat odnotowuje połowy ryb obcych gatunków oraz bałtyckie rzadko spotykane. Instytut uzyskuje informacje oraz okazy głównie od rybaków.

Pielęgnica pawiooka – to słodkowodna ryba żyjąca w Południowej Ameryce. Do Bałtyku trafiła prawdopodobnie z domowej hodowli. Wpadła w sieci ustawione w odległości siedmiuset metrów od brzegów Mierzei Wiślanej.

Barwena – to subtropikalna ryba żyjąca w Atlantyku od wybrzeży Afryki do Bergen w Norwegii oraz w Morzu Śródziemnym i Czarnym. Dotychczas odnotowywano jej obecność jedynie w cieśninach Skagerrak i Kattegat. W polskiej strefie rybę złowiono po raz pierwszy. Według naukowców barwena zawędrowała do Zatoki Gdańskiej wraz z mocno zasoloną wodą, która dostała się z Morza Północnego.

Labraks – żyje w północno-wschodnim Atlantyku od Maroka do Norwegii oraz w Morzu Śródziemnym i Czarnym. Często występuje w Cieśninach Duńskich, skąd czasami trafia do Bałtyku. Do rejestru labraks zgłoszony był czterokrotnie.

Kurek szary – żyje u wybrzeży północno-zachodniej Europy oraz w Morzu Śródziemnym i Czarnym. W Bałtyku pojawiał się do tej pory bardzo rzadko i tylko w jego zachodnich rejonach.

Parposz – to gatunek chroniony, który w Bałtyku występował kiedyś bardzo licznie. Obecnie w naszych wodach łowi się pojedyncze osobniki. Przypuszcza się, że jest to efekt odbywanego z sukcesem tarła w Zalewie Kurońskim.

Brzana – to gatunek, którego naturalnym środowiskiem są górne i środkowe odcinki szybko płynących rzek. Naukowcy do tej pory nie poznali przyczyn wpływania brzan do Bałtyku.

Miętus – to gatunek słodkowodny. Złowiony został na głębokości trzydziestu metrów, w miejscu o dużym zasoleniu.

Źródło: Stacja Morska IO UG w Helu
(www.fokarium.pl)

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments