Na plażach coraz więcej wędkarzy, nie tylko podczas wakacji. Przez cały rok, nawet w zimie, urządzane są zawody. Uczestniczą w nich wędkarze miejscowi i tacy, którzy pokonali kilkaset kilometrów. Jadą, by się czegoś nauczyć. Podpatrują miejscowych, którzy, co zrozumiałe, łowią najczęściej, zatem wiedzą, gdzie są ryby, jaki sprzęt jest dobry, jakie przynęty najlepsze.
Na plażach bałtyckich są łowiska lepsze i gorsze. Tych lepszych szukamy na dwa sposoby. Najłatwiej podglądnąć, gdzie łowią miejscowi. Drugi sposób: podczas spaceru wypatrujemy refek. Są to garby dna tworzone przez fale przybojowe. Z brzegu są bardzo dobrze widoczne jako ciemne partie dna ułożone na przemian z jasnymi. Przeważnie zobaczymy tylko dwie refki i to już powinno być dobre łowisko. Tam, gdzie są trzy, ryb jest więcej, ale potrzebny jest najlepszy sprzęt plażowy, o czym za chwilę.
Inaczej jest na plażach z umocnieniami w postaci pali. Tam refki są niemal niewidoczne, ale głębokość pomiędzy palami jest większa niż w tej samej odległości od brzegu gołego. Patrzymy, gdzie woda między palami jest najciemniejsza. Tam jest najgłębiej i tam zarzucamy wędki. Można przyjąć, że w tych miejscach ryby są przez całą dobę i niemal zawsze w tej samej odległości od plaży.
Do dziennego wędkowania z plaży potrzebny jest taki sprzęt, którym można rzucić przynętę na odległość około stu metrów. Służą do tego specjalne wędziska o długości 4 – 4,5 metra. Bywają także dłuższe, ale pod żadnym pozorem ich nie kupujcie, bo zestawów wcale się nimi dalej nie zarzuci.
Pierwsza istotna uwaga
Długim wędziskiem, powiedzmy pięciometrowym, nie pociągniemy z taką energią, jak wędziskiem o metr krótszym. A że nie sam kij rzuca, tylko włożona w niego energia, więc im cięższy zestaw, tym więcej trzeba energii. A ilość energii, jaką dysponuje nasze ciało, jest stała. W praktyce pięciometrowym kijem trudniej jest rzucić 100-gramowym ciężarkiem na taką samą odległość, na jaką z kija czterometrowego poleci ciężarek ważący 80 g. Na własnej skórze się o tym przekonałem.
Był to rok 2003. P. Wojciech Leszczyński ze Smołdzina, wędkarz doskonały w ogóle, także plażowy, zaprosił mnie do siebie między innymi po to, żeby mi pokazać, jak wiele nieprawdy zawierają artykuły publikowane wówczas w naszej wędkarskiej prasie. W tym celu zabrał na plażę sporą wiązkę wędzisk. Zakładaliśmy do nich ciężarki różnej wagi, rzucaliśmy pod wiatr i z wiatrem. Najdalej leciały ciężarki o wadze 90 – 120 g rzucane kijem o długości 4,2 m. Podczas tych prób wyszło na jaw, że polecane wówczas kije do łowienia z plaży do niczego się nie nadają. Miały pięć metrów długości i rękojeści tak grube, że nie dawało ich się dobrze uchwycić w dłoń. Tym samym nie można z nich było dobrze pociągnąć, co jest bardzo ważne w ostatniej fazie wyrzucania zestawu, kiedy się w kij wkłada najwięcej energii, by zrobić z niego katapultę.
Kupując więc kij do łowienia z plaży, najpierw weźcie go do ręki i sprawdźcie, czy na jego rękojeści dobrze się wam zaciskają dłonie. Zróbcie też tym kijem kilka mocnych zamachów. Dopiero wtedy się przekonacie, jaką on ma dynamikę i ile siły można w niego włożyć.
Druga sprawa,
równie istotna
Łowiąc w dzień, musimy zestaw rzucić jak najdalej od brzegu, bo szansa złowienia ryby jest wówczas większa. Potrzebne więc będą spodniobuty. Gdy morze jest spokojne, można w nich przejść nawet pięćdziesiąt metrów od brzegu. W morzu wzburzonym, kiedy fale prą do brzegu, dalej jak dwadzieścia metrów dojść nie można, ale to i tak wystarczy, bo wówczas ryby też są bliżej.
Kiedy stoimy w wodzie po biodra, to – niezależnie od stanu morza – musimy przed rzutem przełożyć kij za głowę. Inaczej nie zdołamy się solidnie zamachnąć. Na brzegu jakoś to szło, najwyżej ciężarek położyło się na piasku. Ale teraz, stojąc w wodzie, kija nie możemy tak daleko odgiąć za plecy. Im jest dłuższy, tym wyżej należy go trzymać, żeby ciężarek lub inne elementy zestawu się nie zanurzały, bo wtedy przy wyrzucie trzeba je wyrywać spod powierzchni.
Wydawałoby się, że długie kije lepiej sygnalizują brania. Kiedy szczytówka sterczy wysoko nad plażę, na wybiegającą z niej żyłkę nie napierają fale i nie łudzą fałszywymi braniami. To prawda, ale ten problem można rozwiązać także bez długich kijów. Załatwiają to podpórki. Najprostsza, jaką widziałem, była po prostu kawałkiem kanalizacyjnej rury z pcv. Miała półtora metra, a jeden jej koniec był ścięty na ukos, żeby łatwo wchodził w piach. Doskonałe, ale już nie tak tanie, są trójnogi, na których można ustawić dwie wędki. Każda podpórka do wędkowania na plaży musi być wysoka, bo wtedy żyłka jest zatopiona daleko i w kołowrotek nie wbija się pył piaskowy.
W dzień i w nocy
Z plaży inaczej się wędkuje za dnia, a inaczej w nocy. Za dnia, po wschodzie słońca, łowi się w odległości około stu metrów od brzegu, w nocy najwyżej pięćdziesięciu (w obu przypadkach chodzi o te same ryby). Potrzebny jest zatem inny sprzęt. W dzień musi on umożliwiać dalekie rzuty. W nocy wystarczy kij spiningowy o długości 2,7 m lub trzymetrowa drgająca szczytówka. Takimi kijami łatwo rzucimy na wymaganą odległość zestaw, w którym są dwa przypony z przynętami.
Zestawy i zasada
ich budowy
Do łowienia dalekiego i bliskiego stosuje się zestawy z dwoma przyponami. Pilotem jest ciężarek, który podczas wyrzutu leci pierwszy. Możliwość splątania jest wtedy ograniczona do minimum. W budowie tych zestawów obowiązuje ważna zasada: każdy odcinek żyłki pomiędzy przyponami i ołowiem powinien mieć taką długość, żeby jeden haczyk nie zahaczył o drugi lub o ołów.
Zestawy do łowienia nocnego, czyli tego na niewielkich odległościach od brzegu, najlepiej budować samemu. Można ich zrobić duży zapas i wyjdzie to najtaniej. Buduje się je tak, jak pokazuje rysunek. Podobne zestawy kupowane w sklepach mają krętlik od tej strony, od której mocuje się je do linki głównej, oraz agrafkę do przypinania ołowianego ciężarka. W praktyce im mniej maneli, tym lepiej. Owszem, mały krętlik jest wskazany, bo pozwala łatwiej wiązać zestaw do linki głównej, natomiast agrafka to zawsze jakieś ryzyko, że w locie zestaw się poplącze.
Na plażach coraz częściej spotyka się zestawy koszyczkowe i przyznać trzeba, że zdają egzamin. Koszyczek jest w nich jedynym obciążeniem. Zestawy koszyczkowe widziałem za dnia, ale tylko tam, gdzie są palisady. Przy nich bowiem kręci się bardzo dużo płoci, okoni i niewielkich fląder, a te właśnie ryby zanęta dobrze przyciąga. W morzu łowi się z koszyczkiem nieco inaczej. W rzece lub jeziorze po zarzuceniu wybiera się luz żyłki, a zanętnik zostawia na miejscu. W morzu łowi się aktywnie. Zarzucony zestaw co chwilę się podciąga, dzięki temu wydobywająca się z koszyczka zanęta tworzy długą ścieżkę.
Do łowienia na dużych odległościach lepiej kupić gotowe zestawy, przynajmniej na początku, żeby je wypróbować. Pewien ich typ, godny polecenia, kosztuje około 9 zł za sztukę. Podczas jednego wędkowania kilka z nich można utracić, więc koszty będą niemałe. Gdy wyrzuty są silne, przypony potrafią wirować jak łopaty helikoptera. Wtedy przynęta się urywa. Żeby temu zapobiec, wymyślono taki zestaw, w którym haczyki z przynętą zakłada się za specjalne klipsy, a przypony podczas lotu tworzą jedną linię z linką główną. Kiedy ciężarek dotknie dna, linka się luzuje i haczyki razem z przyponami samoczynnie z owych klipsów odpadają.
Przynęty
Na kilka pierwszych wypraw na plażę należy zabrać pudełko dżdżownic lub dendroben. Później robaki, które na początku wydawały się przynętą niezastąpioną, mogą się okazać zupełnie zbyteczne. Za to niezbędnym narzędziem stanie się obręcz koła od małego dziecięcego rowerka obleczona kawałkiem starej firanki i z zamontowaną jakąś sztycą, żeby nie moczyć rękawów, gdy na płyciznach będziemy zagarniać rozmaite żyjątka.
Na płyciznach, koło kamieni oraz wbitych w plażę pali, znajdziemy garnele. Na pograniczu wody i mokrego piasku woda wypłukuje małe tobiasze, które pocięte na filety są doskonałą przynętą na flądry, leszcze, a nade wszystko na węgorze. Kiedy znajdziemy się na plaży tuż przed świtaniem, zobaczymy, jak wiele różnych robaków i owadów żyje w piasku i właśnie o tej porze wychodzi na powietrze. Doskonałą haczykową przynętą będzie wszystko, co się rusza.
Nie zawsze jest niedziela
W przybrzeżnych wodach Bałtyku ryb jest dużo. Z plaży można je łowić niemal przez cały rok. Najgorzej jest wiosną, w czasie tarła i tuż przed nim. To bezrybie przypada zwykle na kwiecień. Początek maja to już niemal żniwa. Rewelacyjna jest zima, a na pewno luty (ale nie w tym roku).
Wiesław Dębicki