Odrzańskie starorzecze ciągnie się przez wiele kilometrów od wsi Kostrzynek Stary przez Starą Radnicę i Siekierki (tutaj w 1945 r. forsowano Odrę, by uderzyć na hitlerowski Berlin), prawie do Starych Łysogórek. Zimą i wiosną, kiedy wody jest dużo, Odra wlewa się w swoje stare koryto, w kanały i rowy, na setki hektarów łąk. Dzięki temu ryby mają doskonałe warunki do tarła.
Przy drodze z Osinowa na Kostrzyn nawet przy wysokiej wodzie jest dobre łowisko. Kiedy jesienią woda jest niska i odsłoni meandry starorzecza oraz niezliczoną ilość drzew i innych zawad wrzuconych silnym nurtem w koryto, wtedy widać, że to łowisko nie jest po prostu dobre. Ono jest wspaniałe!
O tutejszych łowiskach opowiada prezes Cedyńskiego Towarzystwa Wędkarskiego p. Arkadiusz Małecki.
Odra po naszej stronie jest bardzo silnie odławiana prądem i sieciami. Mamy też jednak sporo łowisk, których sieci nie dotykają. Co ciekawe, należą one do tego samego dzierżawcy wody, jest nim spółdzielnia Regalica. Najsłynniejszym z tych łowisk jest, mająca wieleset hektarów, żwirownia Bielinek. Decyzją sądu została ona spółdzielni odebrana. Urządzamy tam zawody o Puchar Bielinka. W tym roku rybak, po raz pierwszy, nie miał już prawa stawiać tam sieci. Podczas zawodów złowiono bardzo dużo ryb.
Bielinek nie jest jedyny, oprócz niego mamy tu wiele innych łowisk. Jednym z najciekawszych jest kostrzyńskie starorzecze. Gdy woda opada i wylewa się z ogromnego obszaru łąk, wypłukuje też jego dno, jest więc ono twarde, gliniaste i żwirowe, mało na nim namułów. Trzymają się go okonie i sandacze, są też szczupaki. Właśnie na nie często się tu wybieram. Z początku wędrowałem brzegiem i rzucałem raz za razem.
Sposób był dobry, bo zawsze jakiegoś szczupaka złowiłem. Któregoś jednak roku miałem trochę więcej czasu i byłem na tym łowisku przez kilka kolejnych dni. Wtedy szczupaki brały akurat nie najlepiej, więc zauważyłem, że łowię je tylko w pewnych miejscach. Wcześniej nie zwracałem na to uwagi. Jeżeli dobrze żerowały, to brania miałem niemal wszędzie. Kiedy przestawały, to przechodziłem wzdłuż brzegu tam, gdzie szczupaka złowiłem poprzedniego dnia, i znowu miałem brania. Zacząłem się tym miejscom uważnie przyglądać.
Jesienią, kiedy stany są niskie, woda w starorzeczu prawie nie płynie. Gdy jednak o innej porze rwał tutaj bystry prąd, dno starorzecza mogło się tak zmienić, że powstały kryjówki w sam raz dla szczupaków. Przyglądałem się więc brzegowi, gumkami badałem dno, ale prawdę powiedziawszy niewiele z tych badań wywnioskowałem. Ukształtowanie tych miejsc, w których łowiłem szczupaki, było podobne do wielu innych. Różnica polegała tylko na tym, że pływały w nich jakieś drobne rybki. Odkąd to zauważyłem, zacząłem się inaczej wodzie przyglądać. Teraz wędrując brzegiem szukałem przede wszystkim rybek.
Woda w kanale (ponieważ starorzecze jest bardzo długie, niektórzy nazywają je kanałem) jest przejrzysta, ale na pierwszy rzut oka tego nie widać. W środku jest dosyć głęboko, od półtora do kilku metrów, więc w wodzie widać niewiele. Na przybrzeżnych blatach rośnie moczarka, tatarak i trzciny. Od stromych fragmentów brzegu odrywają się kawały ziemi. Ma się więc wrażenie, że woda wszędzie jest ciemna. W rzeczywistości jest przezroczysta i ryby dobrze nas widzą. Chodząc brzegami, trzeba się więc poruszać spokojnie i mieć na sobie ubiór zlewający się z otoczeniem. Ale przejrzystość wody to także mój sojusznik, bo pozwala mi zobaczyć pływające rybki.
W zasadzie dają się wypatrzyć tylko dwa gatunki: płotki i krasnopiórki. Okoni nie widuję, chyba że atakują drobnicę albo skubią duże szczupakowe przynęty. W każdym razie tam, gdzie są krasnopiórki, nie ma okoni, płoci ani kleni. Małych rybek nie ma też wszędzie, ale tam, gdzie są, zawsze są także szczupaki. To trwa do pierwszych lodów.
Kiedy to dostrzegłem, zacząłem do szczupaków podchodzić ze specjalnie dobranymi przynętami i specjalnym sposobem ich prowadzenia. Krasnopiórki tylko w bardzo ponurą, niżową pogodę chowają się wśród zielska. Kiedy jest jasno, wychodzą stamtąd i brykają przy powierzchni. Tam, gdzie są krasnopiórki, szczupaki łowię na małe, trzycentymetrowe, żółte woblery. Szczupakom najbardziej odpowiada bonito, żółty w czarne paski. Mam takie same woblery, ale w innym kolorze, tych szczupaki nigdy nie atakowały, nawet do nich nie podpływały.
Szczupaki najłatwiej łowi się wtedy, kiedy krasnopiórki pływają pod powierzchnią. Wystarczy rzucić woblera pod drugi brzeg i powoli go ściągać. Szczupaki długo się do ataku przygotowują, więc rzucam kilka, a nawet kilkanaście razy w to samo miejsce. Czasami, żeby zakłócić pracę woblera, szarpnę szczytówką, a jeżeli to nie pomaga, przestaję go ściągać, wtedy wobler się wynurza. Na powierzchni trzymam go dosyć długo w bezruchu. W taką nieruchomą przynętę szczupaki też biją.
Chyba najwięcej szczupaków złowiłem, kiedy się wobler swobodnie wynurzał, był w bezruchu na powierzchni albo ponownie zaczynałem go prowadzić. Może to się bierze stąd, że gdy wobler się wynurza lub jest w bezruchu, natychmiast zbliżają się do niego krasnopiórki, pływają wokół niego i go skubią.
Tam, gdzie są okonie, szczupaki łowię też na woblery, ale w kolorach ciemnych, zielone w czarne paski albo przypominające płotkę lub uklejkę.
Ale nie tylko kolor jest tutaj ważny. Wobler musi mieć akcję bardzo wyraźnie wyczuwalną na szczytówce. Podczas przeciągania musi nią trzepać. Najczęściej na wędce mam Shad rapa Rapali. Bardzo zdecydowanym ruchem szczytówki wciągam go pod wodę, później pozwalam mu swobodnie wypływać. Kiedy dotrze do powierzchni, pozostawiam go tam na dłuższą chwilę i znowu ściągam pod wodę. Raz prowadzę bardzo szybko, kiedy indziej ślamazarnie. Trzeba intuicyjnie wyczuć, co tego dnia szczupakom najbardziej odpowiada.
Rybki trzymają się zielska albo zatopionych konarów, czyli miejsc, gdzie jest bardzo dużo zaczepów. Dlatego w tych warunkach wobler jest najlepszy. W zasadzie nie tracę go z oczu, to znaczy nie zanurzam go na taką głębokość, gdzie mógłby złapać niezauważony przeze mnie zaczep. Sprowadzam go nie głębiej niż metr pod powierzchnię. Kiedy szczupaki są aktywne, nie ma dla nich znaczenia, że muszą podpłynąć pod powierzchnię. Woblera, który idzie płytko, atakują nawet nad kilkumetrowymi dołami.
Łowiąc szczupaki wśród licznych zaczepów, muszę używać grubej plecionki. Nie dlatego, że mógłbym stracić zahaczoną o konar przynętę, tylko ze względu na siłę szczupaków. Nawet kilogramowa sztuka natychmiast po zacięciu pruje w zawady. Hamulec mam więc dokręcony do końca i po zacięciu jest tylko twoja – moja. Jeżeli moja, to bez podbieraka wyrzucam zdobycz na brzeg.
Mam znajomego, który w kostrzyńskim kanałku, jak my go tutaj nazywamy, łowi sporo szczupaków tylko na wahadłówkę Alga 2. Omija miejsca pełne zaczepów, w których ja łowię, porusza się brzegiem tam, gdzie jest on łatwo dostępny. Przynętę prowadzi tylko wpół wody. Kiedyś go zapytałem, czy sprawdza, co złowione przez niego szczupaki mają w żołądkach. Odpowiedział, że tylko płotki i to całkiem niemałe. Szczupaki złowione przeze mnie miały w żołądkach małe płotki, krasnopiórki i okonki, a kiedy woda zaczynała zamarzać, czasem także małe miętusy.
WD