sobota, 12 października, 2024
Strona głównaLódZANĘTY PODLODOWE

ZANĘTY PODLODOWE

Zaczęło się w Turawie. Na zawodach spławikowych z serii GP łowiłem tam takie leszcze, że nie mogłem ich od dna oderwać. Tylko przypadek sprawił, że miałem zanętę o wiele lepszą niż inni zawodnicy. Były wtedy upały…

Zaczęło się w Turawie. Na zawodach spławikowych z serii GP łowiłem tam takie leszcze, że nie mogłem ich od dna oderwać. Tylko przypadek sprawił, że miałem zanętę o wiele lepszą niż inni zawodnicy. Były wtedy upały i nijak nie dawało się przewieźć i przechować ochotkę w dobrym stanie. Wraz z moim kolegą Piotrem Bielińskim z Gostynina postanowiliśmy najpierw wymieszać ją z glinką. I rzeczywiście, podróż z Płocka do Turawy zniosła bardzo dobrze, ale z tej gliny nie można jej było odsiać. Z musu więc ochotka trafiła w łowisko razem z glinką. I to się okazało najlepsze.

W tamtych czasach stosowanie różnych glinek i ziemi było u nas jeszcze mało rozpowszechnione. Wiedzieliśmy o tym bardzo mało i wydawało się, że w zanęcie może być byle jaka ziemia. Nikt nawet nie podejrzewał, że ona może szkodzić i odganiać ryby.
Powoli zaczynałem rezygnować z wyczynowego spławika, bo finansowo było to wyzwanie zbyt duże. Kosztują wyjazdy, starty, zanęty, a trzeba jeszcze mieć sporą kompanię ludzi, którzy rozpoznają łowisko i sprawdzą zanęty. Dlatego oddałem się wyczynowemu wędkarstwu pod lodem. To też duże wyzwanie.

Zanęty podlodowe muszą być doskonałe, a nęcenie bardzo precyzyjne. Ryby pod lodem są leniwe. Czasami trzeba je mocno prowokować, nawet jeżeli się znajdują kilka centymetrów od mormyszki.

Oto prosty przykład. Zaglądając pod lód, widziałem nad dnem ryby i skaczącą obok nich moją mormyszkę. Ryby stały do niej ogonami i za nic nie chciały się do niej obrócić, chociaż stukałem w dno. Wywierciłem więc nowy otwór, kilkanaście centymetrów obok starego i przez niego spuściłem im mormyszkę pod pyski. Dopiero wtedy miałem brania.

Z rybami pod lodem trzeba postępować bardzo rozważnie, zwłaszcza gdy chodzi o zanętę. Kulka zanętowa nie może być zbyt twarda. Powinna mieć taką spoistość, żeby się po uderzeniu w dno nie rozpadła, lecz po chwili zaczęła się sypać. Podczas opadania nie mogą się z niej odrywać nawet najmniejsze kawałki, bo to narobi w łowisku tyle szkody, że lepiej byłoby w ogóle nie nęcić.

Kulka powinna leżeć w prostej linii pod otworem, a powierzchnia, jaką zanęta zajmuje, nie może być od niego większa. Ryby bowiem ustawiają się nad zanętą lub tam, gdzie kończy się zanęta, a zaczyna dno. Jeżeli zanęta będzie rozsypana na zbyt dużym obszarze, to owszem, ryby w łowisku będą, ale nasz haczyk będzie od nich oddalony o kilkanaście centymetrów.

Pod lodem nęci się tylko raz, potem się co najwyżej donęca, ale tylko robakami spuszczanymi po parę sztuk i to w dosyć długich odstępach czasu. Jeżeli po zanęceniu nowego otworu przez godzinę brań nie mamy, to zmieniamy miejsce. Ten pusty otwór będzie dobry w przyszłości, może nawet już na drugi dzień. W zimnej wodzie zanęta szybko się nie psuje. Siadając nad przeręblem nęconym wcześniej wiemy już, kiedy ryby żerują, i możemy na nie czekać.

Moja rada: zanętę zimową przygotowuje się tak samo jak letnią. Różnica jest taka, że pod lód potrzeba jej znacznie mniej, a sito do przecierania, młynek do mielenia i rozpraszacz wody do nawilżania muszą mieć jak najmniejsze otwory.

Pogląd, że sukces zależy tylko od zanęty, to małe nieporozumienie. Kiedyś rzeczywiście panowała taka szkoła w polskim wędkarstwie spławikowym, ale skończyła się z chwilą, kiedy wszystkie dodatki do zanęt, a nawet doskonałe gotowe zanęty, stały się łatwo dostępne nawet w małej pipidówce. Opowiem o składniku, który teraz ponoć też można kupić, ale ja i moi koledzy po kiju mieliśmy go już dwadzieścia lat temu i stosujemy go do dzisiaj. Jest to suszona ochotka.

W Zalewie Płockim są nieprzebrane ilości ochotek. Nauczyliśmy się je łapać, kiedy się roją, a potem suszyć. Sproszkowane ochotki były składnikiem naszych zanęt. Któregoś roku daliśmy je znanemu spławikowcowi. Wystawił im taką opinię, że nikt tego do ręki nie chciał wziąć. A suszona ochotka jest doskonała także pod lodem. Do każdego nęcenia potrzebna jest tylko spora jej szczypta. Z początku ochotki suszyłem w piwnicy. Ich intensywny zapach unosił się na korytarzu przez kilka miesięcy. Dlatego w zanęcie nie musi być tego wiele, żeby ściągnąć ryby, a to przy łowieniu pod lodem jest ważne.

Ochotką i dżokersem param się od dawna i mam w tej dziedzinie duże doświadczenie. Śmiało mogę więc powiedzieć, że robakami można narobić niezłego bigosu. Zanim się je doda do zanęty, należy sprawdzić ich jakość. Dżokersa trzeba przepłukać, żeby usunąć odchody. Inaczej będzie śmierdział i odstraszał ryby zamiast je zwabiać. Wielu wędkarzy nie podchodzi do tego poważnie. Radzę choć raz spróbować.

Ochotki tylko wyjątkowo trafiają do zanęty. Na ogół ich wtedy nie płuczemy, bo kiedy wrzucamy po kilka sztuk do przerębla, to w wodzie same się przepłuczą. Te, które mają trafić na haczyk, przed zapakowaniem do pudełka należy położyć na ligninie. Jeżeli puszczają farbę, to się nie nadają.

Dobra zanęta i właściwie wyselekcjonowane robaki mają duże znaczenie. Jeżeli zanęcę i przez pół godziny ryby mi nie biorą, to mam pewność, że naprawdę ich tam w danej chwili nie ma.

Okonie nęcimy ziemią wymieszaną z dżokersem, wyjątkowo z ochotką, ale na płocie, leszcze, krąpie albo inne ryby spokojnego żeru potrzeba też trochę składników spożywczych. Podstawą jest tarta bułka. Można ją kupić, ale ja sam ją przygotowuję. Resztki bułki suszę na kaloryferze, potem mielę i przesiewam przez trzy sita. Najdrobniejszej, prawie pyłu, używam do zanęty płociowej, średnio zmielonej też, ale wtedy, gdy w łowisku są duże płocie. Najgrubszą dodaję do zanęty leszczowej.

Zmieloną bułkę wyprażam w piekarniku. Często ją przy tym mieszam, żeby się nie przypaliła, ale lekko podpalona wydziela bardziej intensywny zapach. Wyprażona bułka ma mieć kolor słomy. W kulce zanętowej drobiny bułki nie są widoczne, a ryby muszą coś widzieć. Dlatego do zanęty dodaję około 5% chleba belgijskiego w kolorze pomarańczowym lub czerwonym. Sypię też trochę cukru pudru.

Atraktory to również ważna rzecz. Nie zawsze muszą być gotowce. Jeżeli np. w łowisku są krąpie, to najlepszym atraktorem jest kolendra i można jej nie żałować. Płoć bardzo lubi atraktory słodkie, na przykład karmel, stosowany też na karpie. Ale kiedy jest odwilż, nic nie zastąpi płoci czosnku. Jeżeli jednak łowiska nie znam, to z żadnym zapachem nie ryzykuję. Podobnie nie ryzykuję z różnymi klejami do zanęt. Te wszystkie, które kupujemy w sklepie, są dobre latem. Zimą się zupełnie nie sprawdzają. Uważam, że najlepszym zimowym klejem jest mąka kukurydziana, która w dodatku wabi, bo ma ładny zapach.

Płocie zawsze można znaleźć (i nęcić) wśród niezbyt gęstej podwodnej roślinności. Takie miejsca bywają już kilka metrów za trzcinami. Trzeba się z nich jednak wycofać, jeżeli za roślinami są uskoki dna, bo to domena okoni i szczupaków. Najlepszym łowiskiem płoci jest płaski blat z roślinnością. Jeżeli za roślinnością dno jest nadal płaskie, możemy się spotkać z leszczami.

Kiedy już wybrałem łowisko płoci, oceniam je pod względem zasobności ryb. Wiadomo, że gdzie woda mała, a wędkarzy dużo, tam o ryby trudno i trzeba pomysłu, żeby je ściągnąć. Jednym ze sposobów, mówię tu o przypadku krańcowym, jest duża ilość ziemi w zanęcie. Jednak obowiązuje ta sama zasada: pod lodem mało jedzenia. Daję więc bardzo dużo ziemi, ale mieszam ją z taką ilością składników spożywczych, jaką dałbym do małej kulki.

Ziemię należy uznać za najważniejszy składnik podlodowej zanęty. Do tej zasady nie wolno jednak podchodzić bezkrytycznie. Ziemia z pola, które było nawożone, do zanęty się nie nadaje. Na ryby będzie działać odstraszająco także ta ziemia, która była nawożona naturalnymi nawozami. Więc część kretowisk, z których najwygodniej brać ziemię, zostawiam w spokoju.

Bardzo dobrze wysuszoną glinę należy kilka razy przesiać przez drobne sito, a później wmieszać w nią składniki spożywcze. Kiedy masa uzyska jednolitą barwę, można z niej część, około kilograma, oddzielić i nawilżyć. Taka ilość wystarcza na cały dzień łowienia i na zanęcenie przerębli na dzień następny.

Leszek Tarka
Płock

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments