Beskidzcy pstrągarze nie mają łatwego życia. Na skutek regulacji, potoki i małe rzeczki zamieniły się w betonowe koryta, większe rzeki wyprostowano i rozjeżdżono spychaczami, brzegi umocniono opaskami z kamieni i metalowej siatki, co krok pobudowano progi. Meandry, głębokie rynny, płanie, doły wymyte za zwalonymi do wody drzewami. – to wszystko to już tylko wspomnienia. Oczywiście są jeszcze odcinki rzek, które w miłośnikach przyrody budzą zachwyt, ale rzeczywistość można podsumować znanym powiedzeniem, że jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Przed końcem marca nad beskidzkimi rzekami nie ma się co ze spiningiem pokazywać i to z kilku powodów. Po pierwsze, nawet wygrana walka z wychudzonym i osłabionym po zimie pstrągiem nie przysparza chwały. Po drugie, w górach jeszcze w marcu zima jest w pełni i nawet, jeżeli rzeki nie są zamarznięte, to chodzenie po kamieniach pokrytych lodem i grubą warstwą śniegu jest bardzo ryzykowne. Po trzecie, w niektórych beskidzkich rzekach wolno wędkować dopiero od marca.
W końcu jednak będziemy się mogli udać nad rzekę i zaczaić na pstrąga. Ale okazy to raczej nie będą, bo tutejsze wody są ubogie w pokarm i ryba musi się mocno natrudzić, żeby się najeść i przeżyć. Wcale to jednak nie oznacza, że zaatakuje wszystko, co wrzucimy do wody. Tutejsze rzeki są płytkie i przejrzyste, ryby więc doskonale widzą, co się wokół dzieje. Może się zdarzyć i tak, że do upatrzonego stanowiska będziemy się musieli czołgać lub skradać na kolanach. Wiosenny pstrąg często stoi pod brzegiem, za zalanymi kępami nadbrzeżnych traw lub jakąś inną przeszkodą, która zwalnia prąd. Szybko się z nim pożegnamy, jeżeli tylko nas zauważy.
Różne są szkoły, co do sposobu prowadzenia przynęty. Jedni łowią z prądem, inni pod prąd. Według mnie ważniejsze jest, by się dostosować do warunków panujących w rzece i na brzegach. Staram się stanąć jak najdalej od miejsca, w którym może być ryba. Wypuszczam przynętę z prądem. Gdzieniegdzie przytrzymuję ją przez dłuższą chwilę w bezruchu, żeby tylko prąd wody nią miotał. Potem delikatnie podciągam, za chwilę znów puszczam z nurtem. Od czasu do czasu podnoszę lub opuszczam szczytówkę, żeby przynęta pracowała na różnych głębokościach.
Ten sposób łowienia ma swoje uzasadnienie. Przynęta przeciągana z prądem musi się poruszać w iście boleniowym tempie, inaczej nie będzie pracować. Kiedy jednak woda jest jeszcze bardzo zimna, a ryby nieruchawe, trzeba im stwarzać okazję, by się mogły długo przynęcie przyglądać. Właśnie po to są owe przytrzymania. Za puszczaniem przynęty z prądem przemawia jeszcze jeden argument: jej niewielki ciężar. Zazwyczaj łowimy tu małymi przynętami, które łatwiej spławiać niż daleko nimi rzucać. W dodatku nie płoszy się przy tym ryb.
A mamy tu do czynienia z rzeczkami jednego rzutu. Jeżeli ryba nie zaatakuje za pierwszym razem, to trudno liczyć, że zrobi to po drugim rzucie. Wszystko to jednak nie oznacza, że trzeba się uparcie trzymać tylko tej jednej metody. Możemy przecież trafić na miejsce, które łatwiej będzie obłowić rzucając pod prąd. Albo jeszcze inaczej. Jeżeli rzeka jest wystarczająco szeroka, a w dodatku jest w niej rynna albo dół z kamieniami na dnie, to bardzo skuteczne są rzuty w poprzek nurtu. Po takim rzucie sprowadza się przynętę na napiętej żyłce z prądem, po łuku, pod własny brzeg. Przynęta spływa, my żyłki nie zwijamy, tylko kontrolujemy jej spływ podnosząc szczytówkę.
Łowiąc pstrągi ciągle pamiętajmy, żeby się nie trzymać utartych schematów. Przed każdym rzutem należy się zastanowić, gdzie może być ryba i jak najkorzystniej zaprezentować jej naszą przynętę. Jeżeli trafimy na miejsce, które aż pachnie pstrągiem, to starajmy się je obłowić z każdej możliwej strony, ale tak, żeby mu się nie pokazywać.
Parę słów o sprzęcie. Używam przeważnie trzymetrowego kija o miękkiej szczytówce, żeby wyraźnie czuć pracę małej przynęty. Przy moim sposobie łowienia brania są zazwyczaj delikatne, więc od sztywnego kija pstrągi by się po prostu odbijały. Długim kijem łatwo jest operować przynętą, gdy się łowi zza krzaków lub na klęczkach, w dodatku w sporej odległości od brzegu.
Ponieważ łowimy niewielkimi przynętami, to i stosowanie grubych żyłek nie jest wskazane. Dobra żyłka 0,16 – 0,18 w zupełności wystarczy, ale kołowrotek musi mieć dobry hamulec. Żeby go sprawdzić, przekładam żyłkę przez pierwszą przelotkę na dolniku, przywiązuję ją do klamki
i z kijem w ręku zdecydowanym krokiem odchodzę na kilka metrów. Jeżeli hamulec jest dobry, żyłka wysnuwa się płynnie. Jeżeli jest zły, to wysnuwa się skokami albo szpula się zakleszcza. Wtedy trzeba mechanizmy hamulca przeglądnąć i naprawić albo zmienić kołowrotek.
Beskidzcy pstrągarze łowią głównie na woblery. Zwykle są to tzw. górale o długości od 3 do 5 cm, przypominające swoim ubarwieniem pstrążka lub strzeblę. Każdy jednak dodaje do nich coś od siebie. Podmaluje je wodoodpornymi flamastrami, założy na kotwiczkę ołowianą śrucinę, przygnie trochę ster lub uszko do mocowania żyłki. Idzie o to, żeby każdy wobler wyglądał i pracował trochę inaczej. Pstrąg bowiem nie uderzy w przynętę, którą już poznał od najgorszej strony.
Sporo też łowię na obrotówki, nie większe niż nr 2. Szczególnie dobrze sprawują mi się glany i to w różnych kolorach, nawet takie, w których paletka błyszczy jak lustro. Są dobre, gdy świeci słońce, a woda jest przejrzysta. Nie zapominam też o małych kogutach, bo to przynęty, które wiele potrafią.
Maciej Antończyk
PSTRĄGI LUBIĄ ZIMNO
Pstrągi potokowe zamieszkują chłodne wody, w których żerują przez cały rok, także w zimie. Potrafią one, mimo niskich temperatur, utrzymać swoją przemianę materii na wysokim poziomie. Cechę tę, typową dla wszystkich ryb łososiowatych, wykorzystuje się w przedsiębiorstwach zajmujących się hodowlą pstrągów tęczowych. Są one tam intensywnie karmione również w zimie, dzięki czemu dobrze w tym czasie przyrastają. W warunkach naturalnych żerowanie pstrągów jest zimą ograniczone nie z powodu niskiej temperatury wody, lecz po prostu dlatego, że mają w tym okresie mało pokarmu.
Optymalne temperatury dla dorosłych pstrągów potokowych mieszczą się w granicach od 6 do 13 stopni C (niektórzy badacze twierdzą, że od 4 do 19). W tych temperaturach pstrągi najbardziej lubią przebywać, intensywnie żerują i najlepiej rosną. Takie warunki zapewniają im oczywiście górskie i podgórskie potoki i rzeki, bo woda w nich bardzo rzadko osiąga temperatury dla pstrągów szkodliwe, czyli powyżej 23 stopni.
Jednak w dolnych partiach tych cieków może się to zdarzyć. Badania amerykańskich ichtiologów przeprowadzone w południowych Appalachach pokazały, że pstrągi zachowują się wtedy dosyć dziwacznie. Zamiast bowiem opuszczać miejsca o zbyt wysokiej temperaturze, one tylko ograniczały żerowanie i pozostawały w ciepłej wodzie, aż w końcu ginęły. Działo się to nawet wówczas, gdy niedaleko były dopływy z chłodniejszą wodą, która dałaby im ratunek. Nie wiadomo, co jest przyczyną takiego samobójczego zachowania, wydaje się jednak, że nie jest to zjawisko powszechne i pstrągi potrafią się schronić tam, gdzie woda jest chłodniejsza.