Historycy są zgodni, że dwie przyczyny spowodowały powstanie wędkarstwa: zastosowanie wędziska (kija) i stopień zamożności wędkującego, pozwalający traktować łowienie ryb na wędkę jako przyjemność. Wiarygodne źródła potwierdzają, że już ponad dwa tysiące lat temu patrycjusze rzymscy wędkowaniem umilali sobie czas spędzany w wiejskich posiadłościach.
Z odległych czasów, poza haczykami odnajdywanymi przez archeologów i skąpą dokumentacją ikonograficzną, żadne inne przedmioty związane z wędkowaniem się nie przechowały. To, że również w średniowieczu łowieniem dla przyjemności zajmowali się ludzie zamożni, potwierdza ilustracja z dwunastowiecznego rękopisu (rys.). Jak można sądzić po stroju, przedstawia ona raczej szykownie odzianego amatora wędkowania niż rybaka.
Najstarsze europejskie źródła pisane informują, że amatorzy wędkowania przygotowywali sobie sprzęt łowiecki sami lub korzystali ze zręczności miejscowych rzemieślników. Najstarsze teksty o łowieniu ryb na wędkę podają nawet sposoby wykonania haczyków.
Na nieco wyższym poziomie i – jak się wydaje – wyłącznie na indywidualne zamówienia, sprzęt wędkarski, zwłaszcza wędziska, przygotowywali rusznikarze już w XVIII wieku. Potwierdza to późniejsza historia powszechnie znanych firm, takich jak Hardy czy Farlow, które w XIX w. zaopatrywały w sprzęt zarówno myśliwych, jak i wędkarzy. Na przełomie wieku XVIII i XIX wędkowanie stawało się coraz bardziej popularne. Zrozumiałe więc, że wędkarze nie tylko dzielili się w swoim gronie opowieściami o własnych sukcesach, ale szukali też sposobu ich utrwalenia. Tę potrzebę trafnie ocenił niejaki John B. Russell, snycerz1 z Focharbers w Szkocji. Pomysł Russella polegał na tym, by złowione okazy ryb odtwarzać w postaci drewnianej płaskorzeźby. Takie uwiecznienie łowieckiego sukcesu miało dwie istotne zalety: rzeźbę upamiętniającą okaz można było powiesić na ścianie, a odpowiednio przyrządzoną rybę zjeść w gronie przyjaciół.
Ideę Russella podchwycił Charles Farlow, który od roku 1840 prowadził w Londynie szybko rozwijającą się firmę wędkarską. Odtworzenie złowionego okazu w drewnie kusiło łatwością, uwalniało bowiem od konieczności kłopotliwego transportu szybko psującej się ryby do preparatora. W odróżnieniu od preparatorów, specjalizujących się głównie w wypychaniu trofeów myśliwskich, Farlow, który propozycje Russella zamieścił w swej ofercie, nie wymagał dostarczenia ryby. Wystarczyło, że zamawiający obrysował kontur złowionego okazu na arkuszu papieru, co stwarzało dodatkową okazję do obmierzania zdobyczy w obecności świadków, no i zaakceptował cenę. Reszta była rezultatem wyobraźni i talentu Russella i jego współpracowników.
Wierność odtworzenia była doskonała, o czym można się przekonać oglądając zachowane podobizny ryb. Toteż wędkarze zaakceptowali taki sposób prezentowania swej łowieckiej chwały. Wkrótce pomysł Russella został podchwycony przez innych. Okazy były odtwarzane także przy wykorzystaniu innych technik, na przykład z malowanej masy papierowej (tzw. paper marche), a także konserwowania ryb w całości w hermetycznych, wypełnionych płynem szklanych gablotach.
Trudno dziś ocenić, ile takie modelowanie ryby kosztowało. Oferujący usługi nie informowali o kosztach, co jest uzasadnione i tym, że ryba rybie nierówna, a więc i ceny były umowne. Dziś, gdy z rzadka pojawiają się one w domach aukcyjnych, osiągają ceny dochodzące do kilku tysięcy funtów.
Jerzy Komar
*rzemieślnik (lub artysta) rzeźbiący w drewnie