piątek, 26 kwietnia, 2024

BIEBRZA

Turystom Biebrza jawi się jako rzeka nieokiełznana i dzika, meandrująca wśród bezkresnych bagien. Natomiast dla wędkarzy, którzy w jej leniwym nurcie szukają ryb, jest ona wymarzonym miejscem na wspaniałą wędkarską przygodę.

Z Biebrzą zetknąłem się po raz pierwszy pod koniec lat siedemdziesiątych. Wtedy ryb była w niej nieprzebrana ilość, więc wędkarze ściągali tu nieomal z całej Polski. Wówczas jeszcze nie wiedziałem, że za kilka lat wrócę tu jako zawodowy żołnierz.

W tamtym czasie wśród miejscowych najbardziej popularne były wędki bambusowe, z rzadka trafiał się jeszcze kij z leszczyny lub jałowca, czasami rosyjski teleskop. W zestawach przeważały kołowrotki bębnowe. Szczególnie okazale prezentowały się spławiki z korka i gęsiego pióra. Za ciężarki służył rozklepany ołów. W takiej scenerii zaczynałem swoje wędkowanie w Biebrzy.

Upłynęło wiele miesięcy, nim tę rzekę zrozumiałem i nauczyłem się z nią obcować. Od starszych wędkarzy się dowiedziałem, że wiosną i jesienią najwięcej białej ryby łowią bynajmniej nie w rzece, tylko w kanałach Rudzkim i Skobli, natomiast drapieżniki przeważnie w starorzeczach.

Pierwszej wiosny, kiedy osiedliłem się tu na stałe, nad Kanałem Rudzkim każdego dnia widziałem setki wędkarzy. Wszyscy w woderach parli w wodę, miejscami sięgającą nawet do pasa, by tylko zająć najlepsze stanowiska. Niektórzy z nich zaczynali wędkować jeszcze w nocy. Po kilku godzinach prawie każdy, wracając do domu, niósł – lepiej byłoby powiedzieć: ciągnął – siatkę pełną ryb (niektórzy zamiast siatek mieli worki po ziemniakach). Były to przede wszystkim ogromne płocie, jazie, leszcze, karasie, okonie i klenie.

W Biebrzy zawsze było dużo szczupaków. Latem stawiało się żywca pod brzegiem rzeki lub wrzucało zestaw, zazwyczaj z płotką na haczyku, na środek starorzecza i… czekało na branie. Jesienią najlepsze wyniki osiągano, i nadal się osiąga, na tak zwaną przepływankę. Puszcza się żywca z nurtem rzeki i spaceruje za nim wzdłuż brzegu, niby z psem na smyczy. A spacer mógł być długi, bo wtedy nie było jeszcze Biebrzańskiego Parku Narodowego i można było wędkować w całej Biebrzy. Gdy nastał park, dla wędkarzy zaczęły się chude lata. Teren połowów został okrojony. Rzekę przestano zarybiać, bo uznano, że ryby, mając tak wiele świetnych miejsc do tarła, powinny reprodukować się same. Niestety zapomniano o kłusownikach, dla których rybacka sieć stała się w dodatku czymś przestarzałym, więc przerzucili się na agregaty prądotwórcze. Zapomniano też o tym, że poziom wody w rzece ciągle się obniża, a brzegi stopniowo zarastają, więc tarliska nikną.

Ale wędkarzy nadal jest sporo, a sprzęt mają z pierwszej ligi. I być może ryby to widzą, bo najlepiej żerują tuż przed świtem i o zachodzie słońca, kiedy nad wodą prawie nikogo nie ma. Co do mnie, bardzo polubiłem na muchę łowić bolenie. Po zacięciu taniec ryby wygląda jak jazda figurowa na lodzie. Za każdym razem daję więc złowionemu boleniowi maksymalną ilość punktów i wypuszczam go do wody.

Pobyt nad Biebrzą upływał mi na pracy w wojsku i wędkowaniu, ale stopniowo rodziła się we mnie jeszcze jedna pasja: historia. Kto kiedykolwiek jechał drogą łączącą Białystok z Ełkiem, musiał przeciąć Biebrzę i zapewne widział wtedy niezwykłe betonowe budowle i ogrodzenia z drutem kolczastym. Miejsce to nie miało swojej nazwy, może ze względu na stacjonujące tam wojsko, może przez niedbałość. A tak być nie powinno, bo jest to kawałek naszych dziejów. Zająłem się tą sprawą, kiedy zakończyłem już zawodową służbę.

Po kilku latach starań miejscu temu nadano urzędową nazwę Osowiec-Twierdza. Nie wspominam o tym, żeby się chwalić, tylko po to, by zaprosić do zwiedzania wspaniałych fortyfikacji, bo przecież nie samymi rybami wędkarz żyje. Dawniej Twierdza Osowiec stanowiła ważny element zespołu umocnień broniących zachodnich granic imperium rosyjskiego. Usytuowano ją na jedynej przeprawie przez biebrzańskie bagna. Miała bronić przed atakiem z obszaru Prus Wschodnich. Budowę rozpoczęto w 1882, a zakończono w 1892 r., ale aż do wybuchu I wojny światowej ciągle trwały prace modernizacyjne. Budową trzech fortów kierował inż. woj. płk R. Krasowski, jeden jest dziełem inż. woj. kpt. szt. N. A. Bujnickiego.

W latach 1914-1915 wojska niemieckie, nacierające z Prus, przeprowadziły trzy szturmy na warownię. Wszystkie spełzły na niczym, nawet ten, w którym użyto gazów bojowych (chloru). Załoga ewakuowała się skrycie dopiero w dniach 18 – 23 VIII 1915 r., ponieważ sytuacja strategiczna na wszystkich frontach była dla Rosjan niekorzystna.

W latach 1920-1928 Twierdza Osowiec nie miała stałego garnizonu, ale kwaterowały tu różne polskie formacje. W 1928 r. utworzony został Batalion Szkolny Korpusu Ochrony Pogranicza, który w marcu 1930 r. został przemianowany na Centralną Szkołę Podoficerską KOP. W okresie II Rzeczypospolitej niektóre budowle w twierdzy były modernizowane przez Szefostwo Fortyfikacji oraz Kierownictwo Robót Fortyfikacyjnych. Wzniesiono też szereg schronów o konstrukcji żelazobetonowej. W roku 1939 do walk w obrębie Twierdzy Osowiec nie doszło, bo samo jej istnienie odstraszało wroga, a nowo pobudowane zalewy i zapory przeciwczołgowe też się do tego przyczyniły. Dalsze losy twierdzy były bardzo zmienne. Na przemian stacjonowali tu żołnierze niemieccy i sowieccy. Po drugiej wojnie przez osiem lat twierdza była pusta i niszczała. Dopiero w 1953 r. rozlokowano w niej wojsko i tym samym rabowanie obiektu zostało ukrócone.

Przywracaniem twierdzy do dawnej świetności zajmuje się przede wszystkim Osowieckie Towarzystwo Fortyfikacyjne (od wielu lat jestem jego prezesem). Do chwili obecnej, przy wsparciu dowództwa tutejszej jednostki wojskowej, uporządkowaliśmy ogromną ilość budowli fortyfikacyjnych. W 1998 r. utworzyliśmy Muzeum Twierdzy Osowiec (utrzymywane i prowadzone społecznie przez członków Towarzystwa). W tym samym roku, wraz z jednostką wojskową w Osowcu-Twierdzy, udało nam się doprowadzić do tego, że cały kompleks został wpisany do rejestru zabytków.

Osowskie Towarzystwo Fortyfikacyjne zainicjowało też ogólnopolską akcję sprzątania Biebrzy, która trwa od trzech lat. Wody Biebrzy mają dużą przejrzystość (ok. 4 m, przy maksymalnej głębokości 10 m), więc wyszukiwanie śmieci nie jest trudne. Problemem jest ich ogromna ilość. Puszki, butelki i plastikowe naczynia porzucają tu wędkarze i uczestnicy spływów kajakowych. W wodzie znajdujemy również wiele sieci kłusowniczych, a nawet militaria z minionych wojen. W sprzątaniu pomaga nam Biebrzański Park Narodowy i Klub Płetwonurków “Skalar”.

Mirosław Worona

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments