piątek, 26 kwietnia, 2024

BEZSZELESTNIE

Przyjemność, jaką daje wędkarstwo, to nie tylko łowienie ryb. Również ciągłe poszukiwanie najlepszych na nie sposobów i najskuteczniejszych przynęt. Mnie najbardziej interesują pstrągi potokowe.

Kiedy jako 17-latek rozpoczynałem przygodę ze spiningiem, w moim pudełku pełno było gumowych rybek, jakichś kombinowanych zestawów, dewonów, woblerów i twisterów, ale już wtedy najwięcej satysfakcji dawały mi obrotówki. Najpierw oczywiście kupowałem je w sklepach, ale nie podobała mi się ich „jednakowość”. Zacząłem więc robić je sam. Pierwsze moje błystki przypominały meppsowską zerówkę. Skrzydełka miały z miedzioniklu. Żeby uzyskać taką blachę, musiałem rozwalcować 10- i 20-złotowe monety (były to lata siedemdziesiąte). Nie chodziło mi bynajmniej o materiał odporny na korozję. Po prostu blacha z monet miała piękny, tłustosrebrny kolor.

Skrzydełka wycinałem i wyginałem na wzór meppsa, później polerowałem je kwasem. Korpusy wykonywałem ze zwiniętego drutu, strzemiączka też robiłem sam, a później wszystko skręcałem na drucie nierdzewnym. Zanim się jednak z nową obrotówką wybrałem nad wodę, sprawdzałem ją w wannie.

Moimi łowiskami są rzeki. Większa Wisłoka, mniejsza, ale bardziej dzika Jasiołka oraz „znizinniała” na skutek regulacji Ropa. Właśnie w Ropie przeprowadzałem pierwsze próby swoich obrotówek. Mój doświadczalny poligon znajdował się poniżej mostu drogowego w Libuszy. Od tego miejsca Ropa przestaje być rzeką górską, ale są tam jeszcze pstrągi i oczywiście inne drapieżniki, np. okonie i klenie. Mogłem się więc przekonać, na ile moja obrotówka jest selektywna, tzn. które ryby najbardziej się nią interesują. Próbę przeprowadziłem poniżej Biecza, gdzie rzeka płynie wartko. Nowa, dopiero co wykonana błystka pracowała nienagannie w nurcie i na płyciźnie. Choć skrzydełko było niewielkie, jego pracę świetnie wyczuwało się na szczytówce.

Pierwszy połów był dla mnie zaskakująco skuteczny. W ciągu trzech godzin złowiłem 34 klenie (wszystkie wróciły do wody). Miały od 20 do 30 cm. Nie udało mi się natomiast złowić pstrąga ani żadnej innej ryby. Tylko klenie. Był to bardzo zachęcający wstęp do dalszych prób. Błystka się sprawdziła jako przynęta selektywna.

W następnych miesiącach wykonałem jeszcze kilkanaście obrotówek zmieniając kształt skrzydełka i jego wagę oraz wielkość korpusu. Wszystkie jednak miały rozmiar odpowiadający meppsowskiej numeracji od 0 do 1. Nadal też były do meppsów podobne. Szczególnie jedna z nich, ze skrzydełkiem ze stopu cynku i aluminium. Po niedługim czasie przybrało ono barwę ciemnoszarą, a później szaroczarną. W kombinacji z miedzianym korpusem i czerwonym koralikiem obrotówka okazała się bardzo dobra do połowu okoni i pstrągów w umiarkowanym nurcie i w dni pogodne.

Zastanawiałem się, czy łowność błystki można zwiększyć projektując ją według wzoru wziętego z natury. Wiadomo bowiem, że wygląd ryby zależy od jej środowiska. Przedstawiciel tego samego gatunku żyjący w stawie różni się od tego, który żyje w rzece. W dwóch różnych rzekach ryby tego samego gatunku mogą inaczej wzrastać, być inaczej ubarwione i mieć inne preferencje co do siedliska. Biorąc to pod uwagę postanowiłem projektować skrzydełka – uznałem bowiem, że jest to najistotniejszy element przynęty – na wzór konkretnego gatunku ryb pochodzących z miejsca, w którym będę łowił.

W krótkim czasie opracowałem prototyp nowej obrotówki. Skrzydełko, wykonane z metalu z monet, odzwierciedlało bok płoci, których w Ropie jest sporo. Miało długość 6,5 cm, tzn. tyle, co dwuletnia płoć z dolnego biegu tej rzeki. Do błystki dodałem przezroczysty czerwony koralik wytoczony z obudowy świateł samochodowych. Założyłem też nieproporcjonalnie małą kotwicę, żeby zbyt szybko nie stracić błystki w zaczepie. Korpus wykonałem z cięższego drutu miedzianego. Użyłem również gumowych amortyzatorów, które założyłem na drut pod koralik oraz w miejscu, gdzie kotwica styka się z korpusem (gumki wymontowałem z jednorazowej zapalniczki).

Zrobiłem to po to, żeby błystka, gdy się obraca, nie wydawała metalicznego dźwięku. Zależnie od swej konstrukcji jedna błystka dzwoni mocniej, inna słabiej, a słychać to wyraźnie, kiedy się sprawdza przynętę w wannie. Moja nowa błystka obracała się bezszelestnie. I choć wielu wędkarzy uzna brak dźwięku za wadę (przecież powszechnie się uważa, że dźwięk wabi), to jestem odmiennego zdania. Uważam, że przynęta powinna zachowywać się jak najbardziej naturalnie. Mój brak entuzjazmu do wszelkich dzwoneczków bierze się właśnie stąd, że ryby takich odgłosów nie wydają.

Próby z obrotówką podobną do płotki trwały kilka dni. W tym czasie udało mi się złowić kilka 34-centymetrowych kleni (wszystkie miały ten sam wymiar!) i 60-centymetrowego szczupaka. Ta sama błystka, ale z chwościkiem na kotwiczce, łowiła niewielkie szczupaki, natomiast klenie zupełnie przestały się nią interesować.

Zauważyłem też, że duże błystki o jajowatym kształcie skrzydełka wabią w zasadzie tylko klenie i szczupaki, natomiast okonie je ignorują. Zrobiłem więc obrotówkę ze skrzydełkiem podłużnym, przypominającym ukleję. Miała 7,5 cm długości. To był strzał w dziesiątkę. Zacząłem łowić okonie nie, jak dotychczas, przy okazji. Po prostu obrotówka była tak wybiórcza, że atakowały ją przede wszystkim okonie, z rzadka także niewielkie klenie.

Kiedyś na tę obrotówkę wyciągnąłem okonia, który wypluł świeżego śliza. Zrobiłem więc nową. Skrzydełko miała z mosiądzu wysokoniklowego (tzn. z dużą domieszką niklu), cięższy niż dotychczas korpus, jeszcze węższe skrzydełko (coś na wzór owej wyplutej ryby). Kolor skrzydełka, ciemne srebro z lekkim złotym poblaskiem, imitował śliza. Obrotówka miała cięższy korpus po to, żebym mógł ją prowadzić głębiej, tuż przy dnie, gdzie żyją ślizy. Była to najlepsza przynęta okoniowa, jaką udało mi się skonstruować. Łowiłem na nią nawet do dwudziestu okoni w ciągu godziny, co jak na Ropę było wynikiem fenomenalnym. W Wisłoce i Jasiołce ta sama błystka była mniej łowna.

Teraz wszystkie błystki konstruuję z myślą o konkretnej rzece. W Jasiołce sprawdzają się świetnie błystki stylizowane na piekielnice, a w Wisłoce na piekielnice i strzeble potokowe. W dalszym ciągu eksperymentuję z różnymi metalami na skrzydełka próbując uzyskać jak najciekawsze efekty kolorystyczne. Korpusy robię najczęściej ze skręconego drutu, ale gdy błystka ma służyć mi do połowu w nurtach głębokich i silnych, odlewam je z ołowiu.

Krzysztof Mróz, Krosno

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments