sobota, 27 kwietnia, 2024
Strona głównaSpinningŚWINKA NA SPINING

ŚWINKA NA SPINING

Wybierając się nad San z lekkim spiningiem ze szczególną uwagą wypatruję żerujących lub spławiających się świnek. W okolicach Sanoka jest ich mało, za to prawie wszystkie mają co najmniej 40 cm. Złowienie tej niedrapieżnej ryby na spining daje mi szczególną satysfakcję, bo wymaga wielkiej cierpliwości.

Na żerujące przy dnie świnki trafiam przeważnie za dnia. Ich stadka łatwo wykryć, bo zdradzają je srebrzyste „zajączki” (odblaski światła od łusek). Niestety, żerujące przy dnie świnki niełatwo złowić na spining.

Świnki, choć niezdarne, są ciche (dzięki temu łatwo je odróżnić od kleni, które na powierzchni głośno chlapią i cmokają). Spławiają się przeważnie rano i wieczorem. Najpierw przez moment widać na powierzchni ostro ściętą płetwę grzbietową, a potem ogon. Sądzę, że spławiające się świnki wychwytują rojące się owady, bo wtedy mam najwięcej brań. Prawie zawsze udaje mi się złowić choć jedną spławiającą się sztukę.

Najczęściej łowię świnki na małe, agresywnie pracujące woblery. Im mniejsze, tym lepsze, nie powinny mieć więcej niż 4 cm. Świnki atakują przynęty od tyłu, dlatego wystarczy zbroić je w jedną, tylną kotwicę. Mam zaufanie do woblerów w barwach naturalnych, naśladujących pstrążki, strzeble, ślizy, głowacze i uklejki. Łowię też na miniaturowe żabki Rebela. Gdy woda jest czysta, zakładam woblery ciemne, jasne zaś późnym wieczorem i gdy woda jest zmącona.

Kiedy świnki się spławiają, łowię je na woblery, które, przytrzymane w miejscu, pracują mniej więcej w połowie głębokości wody. Wtedy zakładam płytko schodzącą imitację żabki. Brania są i przy samym dnie, i kilkanaście centymetrów pod powierzchnią. Gdy świnki żerują przy dnie, staram się prowadzić przynętę jak najgłębiej. W miejscach o głębokości do jednego metra używam pływających woblerów o dużych sterach (głęboko nurkujących). Dobieram takie, które, przytrzymane w miejscu, będą pracować tuż nad dnem, a przy delikatnym podciągnięciu stukać o kamienie. Jeżeli łowisko jest głębsze, zakładam woblery tonące lub sięgam po miniaturowe wahadłówki.

Blaszki powinny być tak wykrępowane, żeby się tylko kiwały i nie wpadały łatwo w ruch obrotowy. Do łowienia ustawiam się w rzece kilkanaście metrów powyżej ryb i kilka metrów z boku, żeby świnek nie spłoszył poruszony nogami osad z dna. Przynętę rzucam na ukos w dół rzeki i przytrzymuję w nurcie, żeby spłynęła w środek stada. Czasem branie mam natychmiast. Jeżeli nie, to przytrzymuję przynętę w miejscu, a po kilkunastu sekundach zaczynam nią „grać”. Ponieważ szczytówką dosięgam do ryb, mogę wobler lub blaszkę przetrzymywać wśród nich dowolnie długo. Przez cały czas przynętę bardzo wolno podciągam szczytówką po kilkanaście centymetrów do góry, przesuwam w bok i popuszczam. Między jednym a drugim ruchem robię kilkunastosekundowe przerwy. Jeżeli obławiam miejsce dłuższe niż 1,5 m, to przynętę podciągam i popuszczam za pomocą kołowrotka, przy zwolnionej blokadzie wstecznego biegu.

Mimo że przynęta „gra” wśród stada świnek, nie zdarzyło mi się jeszcze żadnej z nich podhaczyć. Nigdy mi też one nie skubały przynęty. Brania zdarzają się rzadko, ale jak już się świnka zdecyduje na atak, to zacięcie jest pewne. Kotwica zawsze tkwi w pysku. Zacinam na pierwszy sygnał, bo branie zazwyczaj przypomina skubnięcie 15-centymetrowego okonka. Wyjątkowo tylko zdarza się takie uderzenie, jak gdyby woblera zaatakował solidny kleń. Przypuszczam, że świnka po złapaniu przynęty robi wtedy nawrót w dół rzeki.

Myślę, że jedyną przeszkodą, która nie pozwala regularnie łowić świnek na spining, jest ich… pyszczek. Ma on taką budowę, że rybie trudno chwycić przynętę. Źródłem moich sukcesów jest przede wszystkim cierpliwość.

Michał Feikiel
Sanok

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments