wtorek, 12 listopada, 2024
Strona głównaŁowiskoUNIKALNE ŁOWISKO

UNIKALNE ŁOWISKO

Delta Odry to nadal łowisko przebogate i różnorodne, chociaż czasy świetności ma już za sobą. Przyczyniła się do tego degradacja środowiska i prawie niekontrolowane odłowy. Rybackie odłowy na pewno czynią największe spustoszenie, bo sieci wszędzie jest bez liku. Przegradzane całkowicie są nimi również dopływy, do których ryby wpływają na tarło. Niemały udział mają w tym wędkarze, którzy, kiedy jest dobry ciąg płoci na tarło, potrafią ich dziennie złowić kilkadziesiąt kilogramów, ale żeby nie wiadomo jak się starali, tutejszej populacji oni wielkiej szkody nie uczynią.

Każdy, kto przyjedzie tu z wędką po raz pierwszy, będzie zaskoczony miękkim podłożem. Gdziekolwiek stąpnie na nieutwardzonym gruncie, noga zaraz mu ugrzęźnie albo ziemia się będzie pod nim uginać. Tak wysoki jest poziom wód gruntowych. Dlatego z wielu atrakcyjnych miejsc wędkować się nie da, a już mowy nie ma, by nad wodę dojechać samochodem. Zapewne z tych właśnie powodów najwięcej wędkarzy przyciąga Kamień Pomorski, gdzie rzeka Świniec uchodzi do Zalewu Kamieńskiego. Dojazd jest wygodny i to z wielu kierunków (m.in. ze Szczecina), a brzegi na tyle twarde, że wędkarz, nawet gdy przez dłuższy czas stoi w jednym miejscu, w grzęzawisko się nie zapada.

Przyjeżdżają tu wycieczki niemal z całej Polski, by się do syta nałowić płoci i okoni. Od późnej jesieni do wiosny nawet największy nieudacznik wyjedzie stąd z pełną siatką ryb. Biorą chętnie i na wszystko, do czasu, kiedy wodę nagrzeje wiosenne słońce. Wtedy znikają z przeogromnych rozlewisk. Wypływają do zalewu, a część z nich dalej, na morskie żerowiska. Takich łowisk jak ujście Świńca jest w delcie niezliczona ilość. Wszystkie równie rybne.

Oprócz rzek jest tu wiele kanałów. Przeważnie są płytkie i przez cały rok ryb w nich nie ma. Można jednak trafić na wyrobiska torfowe, które są połączone z rzeką lub z głębszymi kanałami. Spotkamy tam duże stada płoci i okoni. Na wyrobiska należy się wybierać tylko z przewodnikiem, który zna przejścia przez mokradła i nie zabłądzi w trzcinach.

Łowiskiem bardzo ciekawym, a może i unikalnym, jest połączenie rzek Grzybnicy i Wołczenicy koło wsi Rozwarowo. Najwygodniej dojechać tam od Kamienia Pomorskiego (radzę się wybierać z dokładną mapą, bo plątanina tutejszych dróg potrafi zmylić nawet dobrego kierowcę). Gdy będziemy przejeżdżać przez drugi most, trafimy na dość popularne łowisko. Przeoczyć go nie sposób, bo na poboczach drogi zawsze stoi tam dużo samochodów. Pod mostem przepływa Grzybnica, która kilkaset metrów dalej wpływa do Zalewu Kamieńskiego. Część przyjeżdżających tutaj wędkarzy łowi z brzegu, inni wodują łódki i kotwiczą je w miejscach z brzegu niedostępnych. Jeszcze inni spływają z nurtem i wędkują w ujściu rzeki.

My jednak miniemy to łowisko i pojedziemy kilka kilometrów dalej na południe, do samego Rozwarowa. Po drodze z lewej strony zobaczymy dużą blaszaną halę. Stoi przed nią drabiniasty wóz, a na nim siedzą dwa chochoły ubrane w robocze drelichy. Tutaj zaczyna się teren państwa Solczyńskich, którzy mają duże gospodarstwo i zajmują się wycinaniem trzciny na pokrycia dachowe. Za ich obejściem, w kierunku mokradeł, znajduje się dwupiętrowy drewniany taras widokowy, poza tym okólnik, w którym żyją oswojone dziki, oraz to, co nas interesuje najbardziej: miejsce bezpieczne do zaparkowania samochodu i wygodne do wodowania łodzi. Bo bez łódki albo małego pontonu nie ma się tu po co wybierać, musimy się bowiem przeprawić przez kanał.

Ale o tym za chwilę. Na razie radzę wdrapać się na widokową wieżę. Zobaczymy z niej trzcinowisko sięgające aż po horyzont. Mapa nam mówi, że wśród trzcin płyną dwie rzeki i są jakieś kanały, ale z wieży ich nie widać, choć znajdujemy się kilkanaście metrów nad ziemią. To nam uzmysławia, z jakimi problemami możemy się zetknąć, gdybyśmy zabłądzili.

Teraz możemy się już przeprawić na drugi brzeg, w widły Grzybnicy i Wołczenicy. Właśnie do tego będzie nam potrzebna łódka. Wprawdzie na połączeniu Grzybnicy i kanału (zaczyna się tam, gdzie zostawiliśmy samochód) jest „prom” składający się z dwóch metalowych beczek licho z sobą połączonych, ale nie zawsze można na niego liczyć, bo czasem bywa zacumowany przy drugim brzegu. Przeprawa takim pływadłem nie jest bezpieczna. Rzeka ma w tym miejscu parę metrów głębokości, a kąpiel w zimnej wodzie, w dodatku razem z drogim sprzętem, do przyjemności nie należy. Jeżeli w wyprawie uczestniczy kilka osób, łódka ma dodatkową wartość. Można do niej załadować cały wędkarski majdan. Jedna osoba powiosłuje z nim kanałem, pozostali pokonają kilometrową odległość po nierównej grobli.

Łowisko u zbiegu Grzybnicy i Wołczenicy to prawdziwy unikat na skalę krajową. Nie łowi się tu bowiem w rzece, tylko w dziurach w ziemi, o ile to, na czym będziemy stali, można nazwać ziemią. Delta wygląda bowiem jak wielki kożuch, na którym rosną trzciny, a pod spodem płynie woda. Kożuch ten powstawał przez wieki w dużej mierze właśnie ze starych trzcin i dziś osiągnął taką grubość, że można po nim chodzić. Należy jednak zachować ostrożność, bo w wielu miejscach są szczeliny. I właśnie one będą naszym łowiskiem.

Najwięcej szczelin jest niedaleko nurtu rzeki. Mają różną głębokość. W jednych jest metr wody, w innych dwa, a czasem nawet trzy. W większości z nich są płocie i okonie, które najlepiej biorą po pierwszych silnych mrozach. Łowi się je wędkami podlodowymi, ze spławikiem lub na błystki. Oczywiście można zabrać z sobą długie wędki do łowienia w rzece, ale poruszać się z nimi w trzcinowym gąszczu nie będzie łatwo. W szczelinach i dziurach łowi się i nęci tak samo jak w przeręblu. Miejscowi wędkarze mówią, że jest tylko jedna różnica: gdy przypłyną duże płocie i okonie, to od ich wyciągania mdleją ręce.

Najczęściej takie brania zaczynają się już w listopadzie, ale to zależy od roku. Nasza wyprawa, choć odbyła się w połowie listopada, zakończyła się fiaskiem. Powodem było załamanie pogody. Ciśnienie raptownie spadło, poziom wody się obniżył, więc ryby żerowały bardzo słabo. Tylko w głównym nurcie dało się złowić trochę ładnych płotek. Miejscowi wędkarze, doskonałe źródło informacji, powiedzieli nam, że jeżeli ktoś nie chce ryzykować przyjazdu na darmo, powinien wybrać taki czas, kiedy woda jest już pokryta cienką warstwą lodu.

Twierdzą też, że pod kożuchem trzcin płyną jakby rzeki. Woda jest pod nim wszędzie, ale gdzieniegdzie są dość głębokie rowy. To się potwierdziło, gdyśmy w paru miejscach przeprowadzili sondowanie gruntu.
Ciekawa była opowieść poznanego na miejscu kombajnisty (jeździ kombajnem do koszenia trzcin). Mówił, że jego dziadek wykopał gdzieś na środku delty dół, przez który dobił się do wody. Zanęcił go i całą zimę łowił w nim ryby. Kombajnista zapewniał, że naturalnej szczeliny nigdy przedtem w tym miejscu nie było. Sami się natomiast przekonaliśmy, że pod trzcinowym kożuchem woda rzeczywiście płynie, i to dość wartko. Wyciągaliśmy bowiem na błystki szczeżuje, z głębokości czterech metrów, a wiadomo, że żyją one na twardym podłożu w miejscach, gdzie jest przepływ wody, który dostarcza im pokarmu.

I jeszcze jedna ciekawa informacja: w widłach Grzybnicy i Wołczenicy spotykaliśmy wyłącznie miejscowych wędkarzy.

Wiesław Dębicki

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments