Jeziora w okolicach Bydgoszczy, gdzie łowię najczęściej, obfitują w rozmaite gatunki ryb, najwięcej jednak łowi się płoci i leszczy. Żeby połowić, trzeba podnęcić, to wiadomo. Jednak wśród wielu stosowanych tu zanęt, często bardzo wymyślnych i drogich, brakuje jednego składnika, który mnie wydaje się bardzo pożądany.
Zauważyłem, że każda wyłowiona z wody gałązka jest oblepiona grubą warstwą małych czarnych małży w kształcie kopytek. Są to kolonie racicznicy będącej przysmakiem zwłaszcza dla grubych płoci. Zamiast najrozmaitszych atraktorów zacząłem dodawać do swoich zanęt utłoczone na miazgę małże. Ich pozyskiwanie jest bardzo proste – wystarczy obrać z nich jakikolwiek patyk wyjęty z wody. W starym garnku (lepszy byłby moździerz) rozgniatam racicznice razem ze skorupkami. Im drobniej, tym lepiej. Wszystko musi być bardzo świeże, więc zbieram małże dzień przed łowieniem i gotowy preparat przechowuję w lodówce. Mieszam go z zanętą w proporcji szklanka na litr zanęty. Nie dodaję wówczas żadnych innych środków zapachowych. Moja zanęta działa zarówno na płocie, jak i na leszcze.
Wprawdzie zwabione ryby na ogół dobrze biorą na robaka, jednak warto pozostawić kilkadziesiąt kopytek na haczyk.
Jan Sokołowski
Koronowo