Gdy łowimy w przejrzystej wodzie i widzimy rybę, na którą polujemy, możemy być pewni, że i ona nas widzi. A przynajmniej nic nie stoi na przeszkodzie, by mogła nas zobaczyć. Światło odbite od ryby biegnie przez wodę i powietrze do naszego oka. Po tym samym torze, tyle że w odwrotnym kierunku, idzie do ryby światło odbite od nas. Ten tor nie jest jednak linią prostą. Na granicy powietrza i wody światło się załamuje. Świetnie to zjawisko znamy, wystarczy spojrzeć na łyżeczkę w szklance z wodą – wydaje się, że jest złamana. Z tego samego powodu wędkarz nie widzi ryby tam, gdzie jest ona w rzeczywistości. Przeważnie mu się wydaje, że jest ona nieco dalej lub wyżej. To złudzenie trzeba brać pod uwagę, gdy się chce precyzyjnie podać przynętę. Żeby tę różnicę odległości ocenić, warto się przyjrzeć, jak biegnie linka i jak się jej odbicie załamuje przy powierzchni wody.
Podobny problem ma ryba z nami. Gdy patrzy na wędkarza stojącego na brzegu lub w łodzi, widzi go wyżej niż jest w rzeczywistości. Jej z kolei się wydaje, że wędkarz unosi się na niebie. Takie jest nasze przypuszczenie wysnute z praw fizyki. Może jednak być tak, że mózg ryby potrafi prawidłowo interpretować obraz, który przekazują mu oczy, i „stawia” wędkarza w odpowiednim miejscu. Dla ludzi, wyjąwszy wędkarzy, zaglądanie pod wodę nie jest istotne, dla ryby spostrzeganie tego, że coś się dzieje nad wodą, może decydować o jej życiu. Ryba musi precyzyjnie ocenić, skąd i z jakiej odległości grozi jej niebezpieczeństwo. Główne zagrożenie to rybożerne ptaki.

W literaturze wędkarskiej często można spotkać informacje o tak zwanym rybim oknie widzenia (inna nazwa: okno Snella). Polega to na tym, że światło, które dociera do powierzchni wody pod kątem mniejszym niż 10 stopni, nie przenika do niej, lecz się odbija niczym od lustra. Wskutek tego ryba nie widzi przedmiotów, które znajdują się nisko nad wodą. Dzięki temu zjawisku skradający się wędkarz może ponoć podejść nad brzeg i pozostać dla ryby niezauważonym. To brzmi logicznie, ale w prawdziwym życiu prawie nigdy się nie zdarza. I to co najmniej z dwóch powodów.
Po pierwsze brzegi rzek i jezior są przeważnie na tyle wysokie, że stojąc tam jesteśmy prawie zawsze powyżej owych 10 stopni. Łowiąc rybę z odległości 5 metrów musielibyśmy mieć nie więcej niż 90 cm wzrostu. Nawet gdy brzeg jest dość płaski, musielibyśmy odejść od wody tak daleko, że łowienie z takiej odległości byłoby niemożliwe. Po drugie w naturze powierzchnia wody nigdy nie jest doskonale płaska. W rzekach burzy ją przepływ, a w jeziorach falowanie. Miejscowe nachylenie powierzchni wody stale się więc zmienia, dzięki temu ryba może od czasu do czasu przez krótką chwilę poobserwować brzeg.
Ryby żyjące w przejrzystej wodzie dobrze więc widzą to, co się nad nią dzieje. Skradając się do brzegu na czworakach lub garbiąc się w łodzi na pewno nie znikniemy im z pola widzenia. Ważniejsze jest natomiast co innego. Podchodzić do łowiska trzeba bardzo wolno, a podczas łowienia nie wykonywać gwałtownych ruchów. Być może wtedy uda się ryb nie spłoszyć.
WBo