NIBY DROBIAZG, ALE NIE PRZY OKONIACH
Blisko domu mam Oławę, jej rozlewiska i kanały, a także Odrę. I tu, i tam okoni jest w bród.
Okonie zawsze są tam, gdzie w wodzie leżą kamienie. Zwalone drzewo to również okoniowa kryjówka, zwłaszcza jego rozłożyste zatopione konary. Okonie spotykam także wśród kapelonów, których w Oławie, a także w odrzańskich starorzeczach, jest dużo, ale biorą tam tylko w południe i to tylko w dni ciepłe, a nawet bardzo ciepłe (sądzę, że jest to specyfika rzeki, bo w jeziorze okonie też przebywają wśród kapelonów, ale biorą tam przez cały dzień). Prawie zawsze okonie są także pod zwisającymi nad wodą konarami drzew. Lubią bowiem cień i zapewne na dnie zawsze leżą jakieś patyki, które z drzewa postrącał wiatr.
Chociaż Oława ma bardzo wiele zaczepów, okonie łowię na żyłkę 0,10 mm i wcale nie tracę dużo przynęt. Większość zaczepów jest mi znana, ale też mało kiedy kładę przynętę na dnie. Łowię bardzo lekkimi jigami, najczęściej gramowymi. Zakładam na nie najmniejsze twisterki i nigdy nie łowię z opadu. Albo spuszczam przynętę do dna i po chwili ją podrywam, albo przeciągam tak blisko dna, żeby się czasami od niego odbiła. I zawsze prowadzę bardzo wolno. Najwolniej jak tylko można.
Takich cienkich żyłek używam, kiedy okonie bardzo słabo żerują. Są one jednak zbędne, kiedy biorą normalnie. Wtedy 0,12, a nawet 0,16 mm jest o wiele lepsza, bo hol jest pewny i nie muszę często przewiązywać jiga. Zawiązany na żyłce 0,10 po wyholowaniu dwóch, trzech okoni jest tak słaby, że pęka pod dwudziestodekową rybą.
Żeby brania były widoczne i żeby udawało się je zaciąć, wędzisko musi mieć odpowiednią szczytówkę. Moja jest zwyczajna, taka, jakich się używa do techniki drgającej szczytówki, ale mocno zeszlifowałem ją papierem ściernym. Jest teraz tak miękka, że sam szpic się ugina pod ciężarem jednogramowej główki. Brania widzę na niej doskonale, ale nigdy ich nie zacinam, właśnie dlatego, że szczytówka jest tak miękka. Nie wiem, czy okoń ciągnie za ogonek czy już ma w pysku haczyk. Dlatego tylko podnoszę kij lub przesuwam go trochę w bok. W taki sposób prowokowany okoń mocniej zasysa przynętę i sam się zacina.
Tak łowię w Oławie, która ma bardzo wolny uciąg wody. Inaczej, kiedy się wybieram nad Odrę. Tutaj stosuję jigi 2- i 3-gramowe, ale żyłkę dobieram według takiej samej zasady jak na Oławie. Cieniutką, kiedy okonie biorą słabo, i grubszą, kiedy żerują normalnie. O zaczepy się nie boję, bo łowię pod nogami, a rzuty nie przekraczają kilku metrów. Czasem nawet przeciągam jiga pod szczytówką na wysnutej żyłce. Wtedy, jeżeli okonie dobrze biorą, z jednego miejsca wyciągam kilkadziesiąt sztuk w ciągu paru minut. Nie są to okazy, lecz maluchy, mają po 20 centymetrów albo jeszcze mniej. Ale zadowolenie daje właśnie to, że się ich łowi tak dużo.
W Odrze i Oławie duże okonie są przez cały rok, nie biorą jednak często. Regularnie i z jednego miejsca łowi się je tylko w kwietniu, kiedy się grupują przed tarłem i w zasadzie są tylko w jednym rejonie. Przenoszą się tylko raz na płytszą, drugi raz na głębszą wodę i jest to spowodowane bądź skokiem ciśnienia, bądź tym, że je ktoś wypłoszył z płycizny. Ale w innych okresach dosyć szybko przepływają z jednego miejsca na drugie, czasami odległe od siebie o kilkadziesiąt metrów. My odbieramy to jako zanik brań, a tak naprawdę to w naszym dotychczasowym łowisku pozostają tylko dyżurni, natomiast reszta stada odpływa, by polować w nowych rewirach. Odkryłem to przypadkowo. Kiedy okonie zaczęły kaprysić, przeszedłem zaledwie kilkanaście metrów wzdłuż brzegu i zacząłem wyciągać jednego po drugim. Kiedy brania i tam zanikły, wróciłem na dawne miejsce i znów miałem obfity połów. Wróciłem na miejsce, w którym łowiłem przed chwilą, i brania były sporadyczne. Wielokrotnie sprawdzałem w taki sposób zachowanie okoni. W większości przypadków się potwierdzało.
Okonie są tajemnicze i nieodgadnione. Wystarczy, że nieznacznie zmieni się pogoda i już żadnego nie da się złowić. Spiningowanie za okoniami podzieliłbym na trzy okresy: wiosna, lato, jesień. Wiosna, wiadomo. Zgrupowania przed tarłem. Łowi się największe
i najcięższe sztuki. Latem pada najwięcej okoni, ale są różnego kalibru, a na podstawie tego, co się dzieje, trudno jest stworzyć jakąkolwiek teorię. Za to jesienią, bez względu na warunki, zaczynają żerować zawsze o tej samej godzinie. Są wtedy tak dokładne, że można by według nich regulować zegarki. Łowi się najczęściej okonie, jak to mówią, „jednego rocznika”, dlatego wskazane jest szukanie.
Biorą dwudziestaki, a mamy ochotę na większe, to trzeba dużo chodzić po brzegu, aż się znajdzie stado starszego rocznika.
Co najmniej od trzech lat łowię na motor- oil i od niedawna na pleksi z niebieskim brokatem. Używałem mannsów, ale jak się pokazały relaksy, wolę je zdecydowanie. Wprawdzie ich ogonki okonie szybciej niszczą, jednak o wiele lepiej prowokują je do brania. Relaksy są także w takich kolorach, których dotychczas nie było, na przykład mają fioletowy brokat, a to jest bardzo pewny dodatek.
O łowieniu okoni, kiedy dobrze biorą, nie ma co mówić. Warto o nich wspomnieć tylko wówczas, kiedy kapryszą. Są na to dwa sposoby. Założyć dużą gumę. Mało kiedy się na nią złowi. Ale jest ona probierzem tego, czy okonie są w łowisku. Jeżeli są, to trochę je duża guma pobudzi. Wtedy najpewniejsze są małe twistery. Łowię tylko dwoma wielkościami: 2,5 i 3 cm, a czasami nawet i im skracam do połowy korpus. Małe kopytka to kolejna wspaniała przynęta i podczas słabego dnia na przemian obławiam rewiry kopytkiem i twisterami. Do jednej i drugiej przynęty mam dokładkę, która podnosi ich atrakcyjność. Otóż tnę przynęty na dwa albo czasami na trzy kawałki i zlepiam je ze sobą (nad ogniem ze świeczki) na przemian różnymi kolorami.
Od czasu do czasu te pewniaki jednak sromotnie zawodzą, bo nagle wszystkim okoniom przez pół dnia smakuje tylko twister brązowy z jasną plamką. Dlaczego? Nie wiem, ale mam nadzieję, że się kiedyś tego dowiem. Wierzę, że któregoś pięknego dnia poznam też przyczyny ich zmiennych upodobań smakowych. W łowieniu okoni jest tak wiele różnych zdarzeń, że mówić o nich trudno, ale trzeba być na nie przygotowanym, nawet na te najdziwniejsze, bo jak to wytłumaczyć: biorą jak oszalałe i nagle kompletna studnia. Daję na twisterek kropelkę maggi i znów jest po dawnemu.