Przy łowieniu pstrągów na woblera podciąganego pod prąd kłopot sprawiały mi delikatne puknięcia w przynętę, które zazwyczaj kończyły się pustymi zacięciami. przekonałem się, że można to zmienić. Trzeba woblera podawać miękko i opanować odruch błyskawicznego zacinania.
Co oznaczają puknięcia, prze konałem się śledząc z muru oporowego wobler podciągany przez kolegę. Brania bywały dwojakiego rodzaju. Czasami pstrąg wyskakiwał z kryjówki i od razu woblera chwytał. Wędkarz czuł na kiju uderzenie, a pstrąg sam się nadziewał na kotwiczki. Wszystko się działo tak błyskawicznie, że zauważałem dopiero „młyn” robiony przez zaciętą rybę. Takich brań było mało i najczęściej przydarzały się w dniach dobrego żerowania. W ten sposób woblera atakowały przeważnie pstrągi małe i średnie (do 40 cm), a także te, które stały za kamieniami w silnym nurcie.
Drugi rodzaj brań był charakterystyczny zwłaszcza dla dużych pstrągów. Podpływały do woblera od tyłu i trochę z boku, trącały go pyskiem, po czym spływały nieco w dół i atakowały od drugiej strony. Czasami pstrąg towarzyszył woblerowi na przestrzeni metra i trącał go kilka razy. Zazwyczaj jednak po trzech – czterech trąceniach rezygnował z decydującego ataku i zawracał do swojej kryjówki. Kolega czuł na kiju puknięcia, ale jeśli zacinał, to prawie zawsze pudłował, a spłoszony pstrąg natychmiast znikał.
Dlaczego pstrągi trącające woblera tak rzadko decydują się go pochwycić? Uznałem, że powodem jest zbyt sztywne podawanie przynęty. Nie chodzi mi tutaj o sztywność samego woblera, ale o jego zamocowanie na wędce. Wobler trącany przez pstrąga stawiał nienaturalny opór, bo był uwiązany do sztywnej szczytówki za pomocą mało rozciągliwej żyłki. Przy agresywnych uderzeniach w przynętę taki zestaw był dobry, bo przekazywał do ręki każde drgnięcie woblera i można było błyskawicznie zacinać. Przy skubnięciach czułość zestawu obracała się przeciwko mnie. Gdy tylko pstrąg woblera dotknął, natychmiast wyczuwałem to na rękojeści kija i nieraz odruchowo zacinałem. Kończyło się to tak, że co najwyżej podhaczałem pstrąga na zewnątrz głowy. Z kolei pstrąg, trącając woblera, wyczuwał opór szczytówki i szybko się orientował, że ma do czynienia z fałszywą rybką. Rezygnował z dalszych prób, a nieudane zacięcie, jeżeli do niego doszło, płoszyło go już na dobre.
Żeby pstrąg nie wyczuł podejrzanego oporu, zacząłem używać kija z miękką szczytówką. Wybrałem sztywną wędkę (o ugięciu A lub 4 – 5) z kilkudziesięciocentymetrową wklejoną końcówką z pełnego włókna szklanego. Sztywny kij pomaga solidnie zaciąć i kontrolować pstrąga w czasie holu. Miękka szczytówka się poddaje, gdy pstrąg w woblera puka albo go chwyta. Dzięki lepszej amortyzacji nie muszę używać żyłki 0,22 lub 0,25 mm, wystarczy mi 0,20. Cieńsza żyłka jest bardziej rozciągliwa i dodatkowo zmiękcza zamocowanie woblera, który przy okazji lepiej też pracuje. Teraz pstrąg, który trąca wobler, o wiele częściej także go chwyta, a ja trzymając kij mam takie wrażenie, jakby się na nim coś miękko uwiesiło. I dopiero wtedy zacinam. 3/4 takich brań kończy się holem, a pstrągi mają kotwice wbite w pyski.
Powstrzymując odruch natychmiastowego zacinania mogę też ponownie prowokować pstrągi, które choć przynętę skubały, na atak się nie zdobyły.
Mirosław Tomana
Kraków