piątek, 26 kwietnia, 2024
Strona głównaLódPIERWSZE PŁOCIE

PIERWSZE PŁOCIE

Przez pierwsze dwa – trzy tygodnie pokrywa lodowa niewiele wpływa na życie ryb. Woda jest jeszcze dobrze naświetlona i natleniona, zatem większość gatunków żeruje całkiem dobrze. Płocie w tym czasie błąkają się w zasadzie po całym zbiorniku, najczęściej wzdłuż stoków ławicy przybrzeżnej, w pasie oczeretów oraz po wszelkich wypłyceniach. Nierzadko skupiają się na piaszczystych zboczach głębokich dołów i uskoków dna. Bywa, że wychodzą na płycizny.

Za cel pierwszej mojej wyprawy w sezonie zimowym wybieram zwykle przybrzeżny stok. Przeręble wiercę na głębokości od 3 do 5 metrów, najlepiej w płatach matowego lodu, bo tam w wodzie jest ciemniej. Każdy z nich po kolei nęcę i krótko obławiam, by odnaleźć skupisko ryb. W zimie płocie odżywiają się skąpo. Dlatego do wody wrzucam bardzo mało zanęty silnie smużącej, którą komponuję ze składników zmielonych na pył, w następującej proporcji: 30% biszkoptu lub sucharów, 30% płatków pszennych, 20% mąki kukurydzianej, 10% wyprażonych nasion konopi. Wszystko to dokładnie mieszam, lekko nawilżam i przyciemniam odrobiną torfu.

Ta zanęta w wodzie mocno pracuje. Unosząca się w toni zawiesina tworzy warstwę o grubości 20 – 30 cm. Na początku łowienia wrzucam 2 – 3 kulki wielkości orzecha włoskiego, w trakcie łowienia – o ile są ryby – jedną co pół godziny. Kiedy brania są mizerne, do jednego z otworów sypię zanętę mocno zapachową. W moich jeziorach skuteczne jest zwłaszcza Turbo van den Eynde.

Na podlodowe płocie zawsze wybieram się z mormyszką i wędką spławikową. Używam mormyszek o wadze od grama (gdy łowisko ma mniej niż 2 metry) do trzech gramów (w miejscach głębszych). Z miniaturyzacją mormyszek nie ma co przesadzać. Na tzw. pyłki z reguły biorą drobne ryby, które trudno zaciąć, bo nie połykają ochotki, tylko ją wysysają. Moje płociowe mormyszki są z wolframu lub ołowiu, najczęściej ciemne, w pochmurne dni białe i żółte. Mają kształt kulki albo łezki. Na haczyk zakładam najpierw jedną czerwoną pinkę, nad nią 2 – 3 ochotki. W ten sposób wzmacniam czerwoną plamkę, przez co przynęta jest bardziej atrakcyjna.

Płocie lubią spokojną grę mormyszki – powolne opadanie i wzloty. Najczęściej spuszczam ją na dno, a potem bardzo wolno prowadzę do góry. Posługuję się krótkimi wędeczkami bez kołowrotka, żyłkę wybieram rękami. Używam kiwaków ze sztucznej szczeciny. Włosy z sierści dzika szybko piją wodę, miękną, co dyskwalifikuje je w okresach odwilży, kiedy płocie doskonale żerują.

Płocie często odsuwają się od podrygujących robaczków, natomiast bardzo chętnie biorą przynęty nieruchomo zawieszone w wodzie. Kiedy więc długo nie ma brań na mormyszkę, sięgam po zestaw spławikowy z niezastąpionym w takich momentach topionym serkiem. Zagniatam go z niewielką ilością mąki kukurydzianej, wtedy nie lepi się do rąk. Przy braniu płoci w pierwszej fazie spławik lekko się porusza, a dopiero po chwili zanurza pod wodę. Często nieznacznie się pochyla lub przesuwa w bok. Delikatne brania łatwiej będzie dostrzec, jeśli spławik wyważymy po sam czubek antenki.

Skoro już mowa o antence: warto ją wysmarować wazeliną albo jakimś tłuszczem. Wtedy spławik nie będzie przymarzał do lodu, a w dodatku wyda się większy.

Płocie można spotkać nie tylko przy dnie, ale także w połowie głębokości wody, a nawet tuż pod powierzchnią lodu. Dlatego za każdym razem trzeba sprawdzać, w jakiej warstwie wody akurat przebywają. Zależy to od ciśnienia atmosferycznego. Płocie bardzo silnie reagują na jego zmiany. Łowy są pomyślne najczęściej wtedy, kiedy niskie ciśnienie pozostaje niezmienne przez 2 – 3 dni, czyli – jak już wspomniałem – w czasie odwilży.

Wiesław Branowski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments